Zbawiciel Świata
CZŁOWIECZEŃSTWO JEZUSA CHRYSTUSA W ŚWIETLE EWANGELII
Jack Sequeira
Tytuł oryginału: The Saviour of the World
Pacific Press Publishing Association 1996
Tłumaczenie: Sławomir Gromadzki
SPIS TREŚCI
- DEFINICJA ZBAWIENIA
- NAJBARDZIEJ DROGOCENNE POSELSTWO
- WSPÓŁCZUJĄCY ZBAWICIEL
- PRAWDA, KTÓRA JEST W CHRYSTUSIE
- DWA CZŁOWIECZEŃSTWA – I
- DWA CZŁOWIECZEŃSTWA – II
- KRZYŻ CHRYSTUSA
- „NĘDZNY JA CZŁOWIEK”
- WYBAWIENIE OD CIAŁA GRZECHU
- OKOLICZNOŚCI ZWIĄZANE ZE ZMIANĄ POGLĄDU
- POGLĄDY WSPÓŁCZESNYCH TEOLOGÓW
- ZNACZENIE CZŁOWIECZEŃSTWA CHRYSTUSA DLA NAS
- CHRYSTUS JAKO NASZ ODKUPICIEL
- CHRYSTUS JAKO PRZYKŁAD DLA WIERZĄCYCH
- ODPOWIEDZI NA ZARZUTY – I
- ODPOWIEDZI NA ZARZUTY – II
- BOSKO-LUDZKI ZBAWICIEL
- UPADEK I ODNOWIENIE CZŁOWIEKA
- POSELSTWO TRÓJANIELSKIE
PRZEDMOWA
W czasie, kiedy w połowie XIX wieku w Ameryce powstawał Kościół Adwentystów Dnia siódmego, sformułowana już była doktryna dyspensacjonalizmu. Ten popularyzowany szczególnie przez Biblię Scofield’a pogląd został szeroko zaakceptowany szczególnie przez pewne konserwatywne kręgi chrześcijan w Ameryce oraz innych krajach.
Dyspensacjonalizm dzieli historię ludzkości na kilka odrębnych okresów (dyspensacji). Jeden z tych okresów, który obejmował czas od Mojżesza do Chrystusa, nazywany został dyspensacją starego przymierza. Według tej nauki, w okresie starego przymierza ludzkość znajdowała się pod panowaniem prawa. Kiedy jednak przyszedł Chrystus, wtedy to stare przymierze zostało zniesione. Z tego powodu, jak nauczają dyspensacjonaliści, prawo zostało przybite do krzyża i zastąpione nowym przymierzem zbawienia z łaski. Według nich oznacza to również, że żyjący pod łaską chrześcijanin zwolniony jest od przestrzegania tych przykazań.
Uświadamiając sobie powagę sytuacji, pionierzy nowo powstałego w tamtym czasie Kościoła Adwentystów próbowali przeciwstawić się tej fałszywej nauce, zwłaszcza w świetle znaczenia, jakie według nich miało przywrócenie ludzkości prawdy na temat czwartego przykazania. Niestety, tak bardzo zaabsorbowani byli podkreślaniem znaczenia prawa i obowiązku przestrzegania przykazań, że niemal zupełnie zapomnieli o najważniejszej biblijnej prawdzie mówiącej o usprawiedliwieniu wyłącznie przez wiarę w Chrystusa.
Na przykład, w okresie od 17 sierpnia do 19 grudnia, 1874, Uriah Smith opublikował serię artykułów na łamach Review and Herald, które obejmowały wszystkie wiodące doktryny i nauki ówczesnego Kościoła Adwentystów. Niestety żaden z tych artykułów nie uwzględnił prawdy o usprawiedliwieniu przez wiarę w Chrystusa. Trzy lata później, w 1877 roku, James White oraz Uriah Smith przygotowali specjalny przeznaczony dla kaznodziejów materiał dydaktyczny, który nosił tytuł “The Bible Institute”. I ponownie nie poświęcono w nim żadnej uwagi prawdzie o zbawieniu z Bożej łaski. W następnym – 1878 roku, Uriah Smith opublikował “The Synopsis of Present Truth”. Chociaż książka ta miała 336 stron i wiele miała do powiedzenia na temat prawa, to jednak nic nie wspominała o usprawiedliwieniu przez wiarę. Nic więc dziwnego, że gdy tylko cały ten problem dotarł do świadomości Ellen White, wtedy wystosowała ona następujące ostrzeżenie: “Tak długo głosiliśmy prawo, że wyschliśmy jak pozbawione rosy i deszczu wzgórza Gilboa” (Review and Herald, 3 marzec 1890).
W wyniku tego nadmiernego koncentrowania się na prawie, większość adwentystów wpadła w sidła subtelnej formy legalizmu, akceptując fałszywą naukę o zbawianiu przez wiarę plus ich własne uczynki zakonu, co też skutecznie ograbiło ich z pokoju, radości oraz pewności zbawienia. Aby wyrwać nas z tego głęboko zakorzenionego legalizmu, Bóg w swoim wielkim miłosierdziu, obdarzył nas w 1888 roku najbardziej drogocennym poselstwem o usprawiedliwieniu wyłącznie przez wiarę w sprawiedliwość Chrystusa. Witalną część tego poselstwa stanowiła prawda mówiąca o tym, że aby zbawić ludzkość od winy i kary za grzech, jak również od mocy i niewoli grzechu, Chrystus przyjął tę samą skoncentrowaną na sobie i grzeszną naturę, która jest udziałem całego grzesznego rodzaju ludzkiego, który przyszedł On odkupić.
W 1976 roku kościół oficjalnie przyznał, że poselstwo z 1888 roku nigdy nie zostało w pełni zaakceptowane, i że w związku z tym, błogosławieństwo w postaci wylania Ducha Świętego w późnym deszczu oraz mające nastąpić w jego wyniku głośne wołanie, nigdy nie miały miejsca (Adventist Review, 27 maja 1976). Dowodem na to, że poselstwo to nie zostało należycie zaakceptowane do chwili obecnej, może być fakt, że wielu adwentystów nadal tkwi w sidłach subtelnej formy legalizmu. Wielu wciąż w dużym stopniu uzależnia swoje zbawienie od własnego postępowania.
Istnienie tego problemu zostało potwierdzone przez sondaż o nazwie “Valuegenesis”, który wykazał, że ogromna większość spośród ankietowanych młodych adwentystów nie posiada pewności zbawienia. Steve Dailey przedstawił sprawozdanie, według którego aż “83 procent młodych adwentystów zgadza się ze stwierdzeniem, według którego aby być zbawionym człowiek musi żyć według Bożych zasad (przykazań)”. “Jeszcze bardziej niepokojące jest stwierdzenie, że 62 procent młodych adwentystów uważa, że sposób uzyskania Bożej akceptacji sprowadza się do szczerych prób prowadzenia dobrego życia”, a 58 procent wierzy, że mogą “zapracować na zbawienie” bezpośrednio dzięki “osobistemu wysiłkowi”! (Adventism for a New Generation, 14,15). Nic więc dziwnego, że młodzi ludzie tak licznie opuszczają szeregi naszego kościoła.
Wiele wskazuje na to, że nasz łaskawy Bóg po raz kolejny stara się przywrócić nam tę chwalebną prawdę, którą jest “Pan – sprawiedliwość nasza”. Prawda ta, jak napisała Ellen White, pewnego dnia “pochłonie każdą inną prawdę” (Review and Herald Extra, 23/12/1890). Czy poselstwo to zostanie tym razem w pełni zaakceptowane? Jeśli tak się stanie, to wreszcie będzie miało miejsce to czego Bóg pragnął dokonać już ponad sto lat temu. Cała ziemia rozjaśni się chwałą sprawiedliwości Chrystusa (Obj. 18:1), tak że żaden odrzucający Bożą łaskę grzesznik nie będzie miał wymówki.
W swoim proroctwie dotyczącym końcowych dni, Jezus powiedział: “Ta ewangelia o królestwie będzie głoszona po całym świecie na świadectwo wszystkim narodom, i wtedy nastanie koniec” (Mat. 24:14). Objawienie 14:6-12 natomiast opisuje wypełnienie się tej przepowiedni pod postacią poselstwa zwiastowanego całemu światu przez trzech aniołów. Wierzę, że właśnie ruch adwentowy jest tym, który wzbudził sam Bóg, aby przekazać światu to trójanielskie poselstwo, co też ma nastąpić bezpośrednio przed powrotem naszego Pana.
Jeśli poselstwo, które Bóg przekazał temu kościołowi ponad sto lat temu ma być dzisiaj przyjęte przez Jego lud, jeśli mamy w końcu z mocą głosić światu ewangelię zawartą w trójanielskim poselstwie, to musimy rozwiązać wciąż istniejącą sporną kwestię dotyczącą ludzkiej natury Chrystusa. Jest to konieczne nie tylko po to, by wyjaśnić pewne skomplikowane zaganiania natury teologicznej, ale dlatego, że to właśnie przez człowieczeństwo Chrystusa Bóg mógł legalnie i w pełni odkupić i zbawić upadły rodzaj ludzki od grzechu i śmierci. Ellen White wyraziła tę prawdę w następujący sposób: “Człowieczeństwo Syna Bożego jest dla nas wszystkim. Jest to złoty łańcuch, który wiąże nasze dusze z Chrystusem, a przez Niego z Bogiem. Ma to być przedmiotem naszych badań” (Selected Messages, 1:244). I temu właśnie zaleceniu i celowi dedykowana jest niniejsza książka.
- DEFINICJA ZBAWIENIA
Zgodnie z tym, co napisała Ellen White, “człowieczeństwo Syna Bożego jest dla nas wszystkim” i “ma być przedmiotem naszych badań” (Selected Messages, 1:244). Niestety smutną prawdą jest fakt, że dzisiejszy adwentyzm nie posiada jednolitego zdania na temat ludzkiej natury Jezusa Chrystusa. Jedni z nas twierdzą, że Jezus przyszedł w bezgrzesznej duchowej naturze Adama sprzed upadku, inni zaś, reprezentujący „bardziej natarczywe” ugrupowanie, uważają, że musiała to być upadła natura (Adventist Review, July 22, 1993). Bez względu jednak na to, jaki pogląd kościół przyjmie, będzie to miało wpływ również na poselstwo ewangelii, które ma być przez nas zwiastowane światu. William Johnsson – redaktor Adventist Review – napisał na ten temat: „Stawka tego sporu jest wysoka, gdyż nie dotyczy to jakiejś abstrakcyjnej teologicznej dyskusji, ale naszego zbawienia i ewangelii, którą zgodnie z Bożym powołaniem mamy głosić światu” (ibid).
I właśnie, dlatego że prawda mówiąca o człowieczeństwie Chrystusa jest tak mocno związana z naszym zbawieniem, jest sprawą niezwykle ważną, abyśmy zawsze studiowali każde z tych zagadnień w świetle drugiego. Tylko w taki sposób możemy dojść do poprawnych biblijnych wniosków odnośnie ludzkiej natury Chrystusa. Jeśli zaś będziemy analizować ten temat w oderwaniu od ewangelii wówczas dojdziemy do wielu fałszywych wniosków i możemy nie być w stanie znaleźć prawidłowej odpowiedzi na pytanie, dlaczego Chrystus stał się człowiekiem.
Szatan jest świadom tego, że „człowieczeństwo Syna Bożego jest dla nas wszystkim” (Selected Messages, 1: 244), oraz że prawda ta ma odgrywać kluczową rolę w dziele zwiastowania ewangelii wiecznej w czasie końca. Z tego powodu dokonał fałszerstwa tej nauki w naszej społeczności. Uważam, że tą sfałszowaną nauką nie jest bynajmniej doktryna utrzymująca, że udziałem Chrystusa stała się ludzka bezgrzeszna duchowa natura. Choć pogląd ten również koliduje z prawdą ewangelii, to stanowi on jedynie reakcję na „podróbkę”, którą szatan wprowadził do naszego kościoła. Tą sfałszowaną z inspiracji szatana nauką, głoszoną prze tę „bardziej natarczywą grupę”, jest twierdzenie, że Jezus przyjął grzeszną ludzką naturę. Nauka ta jest szczególnie mocno akcentowana przez niektóre niezależne adwentystyczne organizacje. Problem polega na tym, że jest ona przedstawiana w kontekście chrześcijańskiego życia a nie ewangelii. Gdy pogląd o przyjęciu przez Chrystusa upadłego człowieczeństwa wykorzystuje się głównie do tego by przedstawić Chrystusa nie tyle jako naszego Zbawiciela, ile raczej jako przykład sprawiedliwego życia, wówczas nieuniknionym skutkiem takiego podejścia jest zawsze legalizm. Zwolennicy tego zrozumienia uważają, że skoro Chrystus zdołał w mocy Ducha Świętego żyć bezgrzesznym życiem w upadłej ludzkiej naturze, to teraz Bóg oczekuje tego samego od nas (ostatniego pokolenia), abyśmy mogli znaleźć się w niebie.
Tego typu nauka, uznana za perfekcjonizm, wpędziła wielu naszych współwyznawców w skrajny pesymizm i ograbiła z radości oraz wewnętrznego pokoju, które Chrystus zapewnił już swemu kościołowi poprzez ewangelię. Poza tym, pogląd ten sprawia, że lęk przed karą, bądź pragnienie nagrody staje się główną motywacją chrześcijańskiego życia. Taka zaś „religia”, jak napisała Ellen White, „jest pozbawiona jakiejkolwiek wartości” (Steps to Christ, 44). To właśnie takie błędne akcentowanie tego aspektu inkarnacji Chrystusa sprawiło, że wielu zwróciło się przeciwko prawdzie o przyjęciu przez Zbawiciela upadłej ludzkiej natury. Wynikający zaś z tego podejścia legalizm prowadzi także do faryzeizmu, czyli krytycznego ducha, który nie toleruje nikogo, kto nie posiada takiego samego zdania. Wynikiem tego jest fragmentacja kościoła, z której szatan niezmiernie się cieszy.
To prawda, że Jezus przyjął naszą upadłą naturę, gdy przyszedł, aby zjednoczyć się z nami. Jednakże głównym powodem przyjęcia przez Niego grzesznej ludzkiej natury było zbawienie upadłej ludzkości (Hebr 2:14-17). I dopiero gdy najpierw akceptujemy Go jako naszego Zbawiciela, i gdy naszym udziałem staje się „pokój z Bogiem” (Rzym 5:1), który pojawia się w wyniku usprawiedliwienia wyłącznie przez wiarę, wtedy Chrystus staje się dla nas przykładem (1Pt 2:21; Filip 2:5).
Ewangelią, którą mamy zwiastować światu jest „Chrystus ukrzyżowany” (1Kor 1:17-18; 2:1-2). Niestety, istnieją wśród nas duże rozbieżności w kwestii zrozumienia definicji ewangelii. Z tego powodu musimy najpierw wyjaśnić sobie czym faktycznie jest ewangelia, aby móc w jej świetle rozważać temat człowieczeństwa Chrystusa.
Jako kościół przypisaliśmy ewangelii bardzo obszerne znaczenie. Z tego powodu wielu adwentystów nie jest w stanie prawidłowo zrozumieć związku jaki istnieje pomiędzy usprawiedliwieniem, które jest przypisaną sprawiedliwością Chrystusa i uświęceniem, które stanowi Jego udzieloną sprawiedliwość.
Według Biblii istnieją trzy fazy zbawienia: Ewangelia, owoce ewangelii oraz nadzieja ewangelii.
Wierzę, że to właśnie nieumiejętność dostrzegania różnic pomiędzy tymi trzema fazami zbawienia jest najczęściej powodem braku należytego zrozumienia pojęcia ewangelii. W rezultacie, dla wielu adwentystów ewangelia, zamiast być „dobrą nadzieją”, stała się „dobrą radą”.
EWANGELIA
Ewangelia jest obiektywnym faktem zbawienia. Jest ona dziełem, które już się wykonało, zostało ukończone, i do którego żadnym sposobem niczego od siebie dodać nie możemy (Rzym 3:28, 5:18; Ef 2:8-9). Ewangelię tworzą cztery elementy: narodzenie, życie, śmierć oraz zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Poprzez narodzenie Jezusa, Bóg zjednoczył w Nim Jego boską, bezgrzeszną naturę z naszym wspólnym (zbiorowym) grzesznym człowieczeństwem, które potrzebowało odkupienia. Akt ten, nie tylko umożliwił Chrystusowi stanie się legalnym zastępcą i reprezentantem upadłej ludzkości, ale także ożywił duchowo w Chrystusie naszą wcześniej martwą grzeszną naturę (Ef 2:5).
Swoim życiem, którym żył w naszym zjednoczonym człowieczeństwie przez 33 lata Chrystus doskonale spełnił to czego prawo słusznie domagało się od całej upadłej rasy ludzkiej, którą przyszedł odkupić. Ponieważ jednak człowieczeństwo, które przyjął przy wcieleniu było naszym zjednoczonym, grzesznym człowieczeństwem, które było potępione i potrzebowało odkupienia, dlatego Jego doskonałe posłuszeństwo nie wystarczyło do zbawienia upadłej ludzkości. Z tego powodu, po usatysfakcjonowaniu słusznych wymagań prawa swoim doskonałym posłuszeństwem w ciele, Jezus zabrał to nasze zjednoczone grzeszne człowieczeństwo na krzyż, gdzie poddał je karze za grzech. Tym sposobem, poprzez Jego śmierć, prawo mogło wymierzyć w Chrystusie sprawiedliwość całemu grzesznemu rodzajowi ludzkiemu.
Na krzyżu, to zbiorowe życie upadłej ludzkości zostało na zawsze uśmiercone w Chrystusie. Ta śmierć była drugą śmiercią, która stanowi zadośćuczynienie sprawiedliwych żądań prawa. Jednak, cudowną nowiną jest to, że cały rodzaj ludzki, nie tylko umarł w Chrystusie, ale w Nim również zmartwychwstał już jako odkupiona i uwielbiona ludzkość. To właśnie z tego powodu apostoł Paweł mógł napisać do chrześcijan w Koryncie, że „ten kto jest w Chrystusie nowym jest stworzeniem. Stare przeminęło, oto wszystko staje się nowe” (2 Kor 5:17).
Przez swoje narodzenie, życie, śmierć oraz zmartwychwstanie Chrystus odkupił upadłą ludzkość, rozprawiając się z każdym aspektem problemu grzechu. Dlatego też, usprawiedliwienie, uświęcenie jak również uwielbienie już dokonało się w Chrystusie dla całej ludzkości (1Kor 6:11). Dobrą nowiną ewangelii jest fakt, że Chrystus dokonał pełnego i kompletnego zbawienia każdej ludzkiej istoty! I to właśnie przez inkarnację, my, którzy jesteśmy duchowo martwi zostaliśmy w Chrystusie duchowo ożywieni (Ef 2:5). Na bazie zaś tego faktu wierzący mogą przeżyć doświadczenie nowonarodzenia (Tyt 3:5).
Przez swoje doskonałe życie oraz swoją śmierć Chrystus faktycznie odmienił bieg historii rodzaju ludzkiego i zmienił nasze położenie z potępionego na usprawiedliwione i przeznaczone do wieczności (Rzym 5:18). I gdy już Chrystus na krzyżu pojednał grzeszną ludzką rasę z Bogiem (Rzym 5:10), wówczas zabrał tę odkupioną i uwielbioną ludzkość do nieba w sobie samym, aby wstawiać się za nami po prawicy Boga jako nasz Arcykapłan w niebiańskiej świątyni (Rzym 8:34; Ef 2:6; 1Jan 2:1-2).
Ponieważ jednak święta historia życia Chrystusa jest najwyższym Bożym darem dla ludzkości, oraz biorąc pod uwagę fakt, że Bóg obdarzył człowieka wolnością wyboru, ta obiektywna dobra nowina mówiąca o pełnym zbawieniu w Chrystusie wymaga także odpowiedniej reakcji (akceptacji) ze strony grzesznego człowieka (Jan 3:16-18). Ci, którzy wiarą akceptują prawdę ewangelii są uznani za doskonałych w Chrystusie, zarówno pod względem uczynków jak i natury. Dokładnie tak wygląda w Bożych oczach każdy kto przez wiarę akceptuje dar swojej obecności w Chrystusie. A zatem, chociaż z jednej strony ewangelia jest bezwarunkową dobrą nowiną dla wszystkich grzesznych ludzkich istot, to z drugiej strony zbawienie to jest warunkowe, gdyż w praktyce staje się ono udziałem wyłącznie tych, którzy je akceptują (wierzą) (Marek 16:15-16).
Kiedy uświadamiamy sobie, czym faktycznie jest obiektywna prawda ewangelii, wtedy jasne staje się dla nas to, że żaden z powyższych warunków nie mógłby zostać spełniony, gdyby udziałem Chrystusa nie stała się upadła ludzka natura. Takie też zdanie na ten temat mieli na przestrzeni pierwszych pięciu wieków po Chrystusie ojcowie kościoła, którzy często oświadczali, że „to czego Chrystus nie przyjął nie mogło być przez Niego ani odkupione ani uzdrowione”.
Ci, którzy nauczają, że ludzka natura Chrystusa była taka sama jak duchowa natura Adama sprzed upadku, zmuszeni są do przedstawiania Chrystusa jako Zbawiciela, który odkupił ludzkość jedynie od winy i kary za grzech, jako że zgodnie z tym poglądem tylko te dwa elementy zaniósł On zastępczo na krzyż. Taki Zbawiciel może usatysfakcjonować nasze egocentryczne pragnienie zbawienia i dać nam pewność zbawienia, ale nie daje żadnej nadziei autentycznego uświęcenia wierzącemu, który zmagając się z zakonem grzechu szczerze pragnie już teraz prowadzić zwycięskie życie.
Jeśli jednak Chrystus nie zbawił ludzkości od grzechu w każdym jego aspekcie, to tym samym nie może być naszym doskonałym i kompletnym Zbawicielem, a ewangelia ograbiona zostaje z pełnej mocy zbawienia. To właśnie pod tym względem poselstwo, którym Bóg obdarzył nas w 1888 roku różni się od popularnej (również w naszej społeczności) ewangelicznej dobrej nowiny, która jest owocem tak zwanej nowej teologii. Oczywiście, ci adwentyści, którzy są zwolennikami teorii o bezgrzesznej ludzkiej naturze Chrystusa, również wierzą i nauczają, że grzeszne ciało może być pokonane poprzez mieszkającą w wierzącym człowieku moc Ducha Świętego. Problem jednak polega na tym, że jeśli Duch Święty dokonuje tego w wierzącym z pominięciem ukończonego przez Chrystusa i pełnego dzieła zbawienia, wówczas czynimy Ducha Świętego współzbawicielem wraz z Chrystusem. Pismo Święte jednak nigdzie takiej tezy nie wysuwa. Rola Ducha Świętego w planie zbawienia polega na przekazywaniu nam zbawienia, które już dokonało się w Chrystusie, oraz na urzeczywistnianiu w naszym życiu tego, co Chrystus już uzyskał dla nas przez swoje święte życie w ciele, śmierć i zmartwychwstanie (Jan 16:8-11; 2Kor 13:14).
Zawsze musimy pamiętać o tym, że aby uzyskać pełne prawo do stania się naszym zastępcą i reprezentantem oraz arcykapłanem, Chrystus musiał w pełni zidentyfikować się z upadłą rasą ludzką, którą przyszedł odkupić. Poprzez połączenie w łonie Marii Jego własnego boskiego życia z naszym zjednoczonym i potrzebującym odkupienia grzesznym życiem, – co było dziełem Ducha Świętego – Chrystus stał się drugim Adamem (w jęz. hebr. słowo „Adam” oznacza „rodzaj ludzki”), dzięki czemu uzyskał prawo do stania się Zbawicielem świata. Następnie, poprzez własne życie, śmierć i zmartwychwstanie doskonale zbawił ludzkość od grzechu w każdym jego aspekcie.
OWOCE EWANGELII
Druga faza zbawienia nosi nazwę owoców ewangelii i stanowi subiektywne doświadczenie będące dziełem Ducha Świętego w życiu wierzącego, który już zaakceptował pełne odkupienie w Jezusie Chrystusie, przeżył nowonarodzenie i teraz „chodzi w Duchu” (Gal 5:16, 22-23). Zbawiając nas od grzechu, Chrystus nie tylko przeniósł nas ze śmierci do życia, uwolnił od potępienia i obdarzył usprawiedliwieniem, ale również zbawił nas od grzesznego życia i obdarowuje sprawiedliwym życiem (Tyt 2:11-14; 3:8; Jan 14:12). Ewangelia jest zatem nie tylko środkiem gwarantującym nam usprawiedliwienie i akceptację w niebie, ale stanowi ona także podstawę świętego życia w naszym obecnym chrześcijańskim doświadczeniu (Ef 2:8-10).
Biblia określa to święte życie, albo inaczej przynoszenie owoców, mianem uświęcenia. Uświęcenie zaś, podobnie jak usprawiedliwienie, staje się naszym udziałem również przez wiarę. Owoce te w najmniejszej nawet mierze nie przyczyniają się do naszego usprawiedliwienia, ale są raczej świadectwem, które pokazuje, że zbawienie zostało faktycznie zaakceptowane przez wiarę. Choć uświęcenie jest z pewnością wspaniałą nowiną, to nigdy nie powinniśmy równać go z ewangelią, gdyż uświęcenie jest wynikiem, owocem ewangelii. To właśnie nieumiejętność dostrzegania tej różnicy jest powodem duchowej niepewności, która stała się udziałem tak wielu adwentystów. Zawsze musimy pamiętać, że usprawiedliwienie wierzącego jest oparte na ukończonym już dziele ewangelii zbawienia, uświęcenie zaś, jako subiektywne doświadczenie, jest ciągłym procesem, które trwać będzie aż do końca życia.
Według Nowego Testamentu wiara jest czymś więcej niż mentalną aprobatą prawdy w swoim umyśle. Wiara pociąga za sobą wypływające z serca posłuszeństwo ewangelii, czyli posłuszeństwo dobrej nowinie mówiącej o tym czego Bóg dokonał w Chrystusie dla naszego zjednoczonego człowieczeństwa (Rzym 6:17; 1:5; Gal 5:7; 2Tes 1:3-8; 1Pt 4:17). Takie posłuszeństwo wiary oznacza pełne podporządkowanie woli prawdzie, która jest w Chrystusie. Oznacza to, że przez usprawiedliwienie z wiary uznajemy i identyfikujemy się ze świętym życiem Chrystusa oraz Jego śmiercią dla grzechu. Tak też przedstawione jest w Biblii prawdziwe znaczenie chrztu (Rzym 6:3-11). Bez takiego posłuszeństwa wiary usprawiedliwienie z łaski staje się zwykłym oszustwem (Jak 2:14-26). Chrześcijaństwo, w przeciwieństwie do jakiejkolwiek innej religii, pociąga za sobą coś więcej niż jedynie próby zachowywania pewnych nakazów i zakazów, gdyż wymaga uczestniczenia w Chrystusie: „Kielich błogosławieństwa, który błogosławimy, czyż nie jest uczestnictwem krwi Chrystusowej? A chleb, który łamiemy, czyż nie jest uczestnictwem ciała Pańskiego?” (1Kor 10:16, Biblia Wujka).
Każdy prawdziwy chrześcijanin musi wyznać wraz z Pawłem: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Gal 2:20, BT). Tak właśnie wygląda prawdziwa wiara w praktyce.
NADZIEJA EWANGELII
Ta trzecia faza zbawienia odnosi się do ostatecznego urzeczywistnienia ewangelii w naszym życiu, do urzeczywistnienia, które stanie się udziałem wszystkich wierzących przy powtórnym przyjściu Chrystusa, kiedy „to, co skażone, przyoblecze się w to, co nieskażone, a to, co śmiertelne, przyoblecze się w nieśmiertelność” (1Kor 15:53). Biblia określa to doświadczenie mianem uwielbienia (chwały). Zarówno nawrócenie jak i proces uświęcenia przynoszą zmiany w charakterze chrześcijanina, ale w najmniejszej nawet mierze nie przekształcają jego grzesznej natury. Natura ta pozostaje grzeszna aż do śmierci wierzącej osoby lub powrotu Chrystusa. I to właśnie z tego powodu Paweł pisze o chrześcijańskim „wzdychaniu” i oczekiwaniu odkupienia grzesznego ciała (Rzym 8:22-24; Fil 3:20-21).
Już wcześniej wspomnieliśmy, że doświadczenie uświęcenia nie może być równe pojęciu ewangelii, ale jest raczej jej owocem. Podobnie też uwielbienie, które stanie się doświadczeniem wierzących podczas drugiego adwentu, nie jest ewangelią, ale stanowi jej nadzieję. Ewangelia jest dobrą nowiną o zbawieniu dla całej ludzkości, ale drugi adwent nie jest dobrą nowina dla wszystkich. Stanowi on błogosławioną nadzieję wyłącznie dla wierzących (Tyt 2:13). Dla niewierzących zaś, wydarzenie to stanie się wielkim dniem objawienia gniewu Bożego (Obj 6:12-17).
To właśnie z tego powodu niezbędne jest dostrzeganie różnicy pomiędzy ewangelią jako obiektywną prawdą ogarniającą całą ludzkość a subiektywnym doświadczeniem, które jest udziałem wyłącznie tych, którzy wiarą reagują na ewangelię. Ewangelia jest bezwarunkową dobrą nowiną o zbawieniu dla każdego człowieka, ale zbawienie jako rzeczywiste doświadczenie jest stanem warunkowym, odnoszącym się jedynie do tych, którzy wiarą tę ewangelię zaakceptują.
Nowy Testament mówi jasno, że wszystkie trzy doświadczenia związane ze zbawieniem – usprawiedliwienie, uświęcenie i uwielbienie – są warunkowe. I to właśnie wiara (Jan 3:16) jest tym warunkiem przeżycia doświadczenia „usprawiedliwienia ku żywotowi”, co stało się możliwe dla wszystkich za sprawą doskonałego posłuszeństwa okazanego przez Chrystusa (Rzym 5:18). „A sprawiedliwy z wiary żyć będzie” (Heb 10:38). Chodzenie zaś w Duchu (Gal 5:16; Rzym 13:14) jest warunkiem przeżywania doświadczenia uświęcenia Chrystusa dokonanego dla grzesznej ludzkości w świętej historii Jego życia (1Kor 1:2; 6:11). Oprócz tego, nasza wiara musi również trwać aż do końca (Mat 10:22; Heb 10:38-39). Taki jest warunek naszego ostatecznego uwielbienia i uzyskania chwalebnego ciała będącego podobieństwem tego, w którym zmartwychwstał Pan Jezus, i w którym wstąpił do nieba.
Tak długo jak długo stoimy pod parasolem sprawiedliwości przez wiarę możemy cieszyć się całkowitą pewnością zbawienia. Jednakże doświadczenie zbawienia uzależnione jest od spełnienia wspomnianych wcześniej warunków. To właśnie z tego powodu nigdzie w Biblii nie znajdziemy nauki o tym, że jeśli ktoś jest raz zbawiony to i na zawsze pozostaje zbawionym. Pogląd taki jest herezją wynikającą z fałszywej doktryny o podwójnym przeznaczeniu – idei, która utrzymuje, że Bóg przeznaczył jednych do zbawienia a innych na potępienie. Ten fałszywy pogląd naucza, że ci, których Bóg przeznaczył do zbawienia nie mogą zginąć, gdyż Bóg jest wszechwładny i wszechwiedzący, i dlatego zawsze spełnia się wszystko, co postanawia.
Gdy spoglądamy na te trzy przekazywane nam przez Ducha Świętego fazy zbawienia, możemy radować się z faktu, że Bóg niczego nie zaniedbał, kiedy posłał swojego Syna, aby odkupić od grzechu całą ludzkość.
Podsumowanie
- Zagadnienie ludzkiej natury Chrystusa ma ścisły związek z prawdą o naszym zbawieniem i stanowi jego podstawę. Z tego też powodu pogląd jaki przyjmujemy odnośnie człowieczeństwa Chrystusa wpłynie też na to jaką ewangelię będziemy głosić światu.
- Ponieważ szatan zdaje sobie sprawę z tego jak doniosłe znaczenie ma poprawne zrozumienie biblijnej prawdy o ludzkiej naturze Chrystusa, wprowadził do Kościoła Adwentystów fałszywą naukę na ten temat.
- Tą sfałszowaną nauką nie jest pogląd utrzymujący, że Chrystus przyjął bezgrzeszną naturę Adama sprzed upadku, choć również i takie zrozumienie wcielenia Chrystusa koliduje z prawdą ewangelii.
- Tą sfałszowaną z inspiracji szatana nauką jest twierdzenie, że Jezus przyjął wprawdzie grzeszną ludzką naturę, ale problem polega na tym, że pogląd ten jest przedstawiany w kontekście chrześcijańskiego życia a nie ewangelii.
- Nowy Testament uczy, że Jezus faktycznie przyjął naszą upadłą naturę, gdy przyszedł, aby zjednoczyć się z nami. Jednakże głównym powodem przyjęcia przez Niego grzesznej ludzkiej natury było zbawienie upadłej ludzkości (Hebr 2:14-17). I dopiero gdy najpierw akceptujemy Go jako naszego Zbawiciela, i gdy naszym udziałem staje się „pokój z Bogiem” (Rzym 5:1), który pojawia się w wyniku usprawiedliwienia wyłącznie przez wiarę, wtedy Chrystus staje się dla nas przykładem (1Pt 2:21; Filip 2:5).
- Gdy pogląd o przyjęciu przez Chrystusa upadłego człowieczeństwa wykorzystuje się głównie do tego by przedstawić Chrystusa nie tyle jako naszego Zbawiciela, ile raczej jako przykład sprawiedliwego życia, wówczas nieuniknionym skutkiem takiego podejścia jest zawsze legalizm. Tego typu nauka, uznana za perfekcjonizm, wpędziła wielu naszych współwyznawców w skrajny pesymizm i ograbiła z radości oraz wewnętrznego pokoju, które Chrystus zapewnił już swemu kościołowi poprzez ewangelię. Akcentowanie zaś fakty przyjęcia przez Chrystusa naszej grzesznej natury w celu zbawienia grzesznej ludzkości prowadzi do pokoju, radości, pewności zbawienia oraz zwycięstwa.
- Biblia opisuje trzy powiązane ze sobą, ale różne, fazy zbawienia: (1) Ewangelię; (2) owoce Ewangelii; i (3) nadzieję ewangelii. Niezrozumienie wzajemnych relacji i różnic istniejących pomiędzy tymi trzema fazami zbawienia prowadzi do niewłaściwego zrozumienia ewangelii.
- Ewangelia jest bezwarunkową dobrą nowiną zbawienia, które Chrystus uzyskał dla całej ludzkości w świętej historii Jego narodzin, życia, śmierci i zmartwychwstania. Jest ukończone i kompletne dzieło, do którego ze swej strony nie możemy niczego dodać (Rzymian 3:28, 5:18, Efezjan 2:8,9).
- “Owoce Ewangelii” czyli uświęcenie, jest subiektywnym doświadczeniem stanowiącym dzieło Ducha Świętego w życiu wierzącego, który przyjął Ewangelię przez wiarę, doświadczył nowonarodzenia, i który chodzi w Duchu (Gal 5:16,22,23). Dobre uczynki nie są podstawą pewności zbawienia, ale stanowią dowód, że wiara wierzącego jest prawdziwa (Jak 2:14-26). Autentyczne usprawiedliwienie przez wiarę musi znajdować swój wyraz w odpowiednim postępowaniu.
- Nadzieja Ewangelii odnosi się do uwielbienia, czyli ostatecznego urzeczywistnienia Ewangelii w naszym życiu, które będzie udziałem wszystkich wierzących przy powtórnym przyjściu Chrystusa.
8. Jako doświadczenie, wszystkie trzy fazy zbawienia, którymi są: usprawiedliwienie, uświęcenie i uwielbienie, są warunkowe:
- Wiara (Jan 3,16) jest warunkiem przeżycia “usprawiedliwienia ku żywotowi”, które Chrystus uzyskał dla wszystkich przez swoje posłuszeństwo (Rzym 5,18).
- Chodzenie w Duchu (Gal 5:16; Rzym 13:14) jest warunkiem doświadczenia uświęconego życia, które Chrystus prowadził i zapewnił dla grzesznej ludzkości poprzez swoją świętą historię życia i śmierci.
- Nasza wiara musi trwać aż do końca (por. Mat 10,22; Hebr 10:38, 39). Taki jest warunek otrzymania uwielbionego ciała, takiego jak te, w którym Chrystus zmartwychwstał, i które zabrał do nieba.
9. Gdyby Chrystus w pełni nie przyjął naszej grzesznej ludzkiej natury, która potrzebowała odkupienia, nie mógłby całkowicie odkupić nas od każdego aspektu grzechu.
- NAJBARDZIEJ DROGOCENNE POSELSTWO
Już od czasu narodzin chrześcijańskiego kościoła, a nawet przed jego powstaniem, szatan zawsze dążył do tego by na różne sposoby unieważnić ewangelię, i aby tego dokonać nie przebiera w środkach. Dobrze wie o tym, że jeśli tylko zbyt duży nacisk zostanie położony na jeden z aspektów ewangelii a zbyt słaby na inny, wtedy efekt jest zawsze taki sam – ewangelia traci swoją moc.
Na przykład, ci którzy nauczają, że duchowa ludzka natura Chrystusa była taka jak natura Adama sprzed upadku, mają tendencje do tego, by przesadnie akcentować doktrynę mówiąca o usprawiedliwieniu wyłącznie z wiary, przez co osłabiają znaczenie uświęcenia. Szczerze starają się przywrócić pokój oraz radość zbawienia, który został zagubiony przez Boży kościół ostatków w wyniku nadmiernego akcentowania znaczenia prawa i uczynków. Niestety, w wielu przypadkach wynikiem tych starań jest zaniżenie Bożych standardów chrześcijańskiego życia.
Z drugiej zaś strony, to „bardziej natarczywe ugrupowanie”, które utrzymuje, że Chrystus przyjął nasza upadła naturę po to by być dla nas przykładem, kładzie przesadny nacisk na uświęcenie, co z kolei znacznie osłabia wpływ usprawiedliwienia z wiary. Ci, którzy należą do tej grupy szczerze starają się przeciwdziałać wpływom „nowej teologii” (choć tak faktycznie nie jest ona nowa) i skierować kościół ponownie na drogę wiodącą do „historycznego adwentyzmu”. Niestety, smutną prawdą jest to, że nauki tego ugrupowania skażone są subtelną forma legalizmu, bardzo zbliżoną do herezji, którą Judeo-chrześcijanie zwiedli Galacjan.
Jestem przekonany, że jedynie przez prawidłowe zrozumienie prawdy o wcieleniu Chrystusa jesteśmy w stanie przedstawić pełną prawdę ewangelii, do której zwiastowania Bóg wzbudził ruch adwentowy. Ellen White zdefiniowała poselstwo z 1888 roku jako prawdę „o usprawiedliwieniu z wiary, której owocem jest świętość”, sugerując w ten sposób, że usprawiedliwienie i uświęcenie muszą iść w parze (Review and Herald, Sept. 3, 1889). Oznacza to, że przesadne akcentowanie usprawiedliwienia przez wiarę kosztem uświęcenia, bądź akcentowanie uświęcenia kosztem usprawiedliwienia, prowadzi do wypaczenia i osłabienia tego „najbardziej drogocennego poselstwa” (Testimonies to Ministers, 91).
Wiele wskazuje na to, że to właśnie poprawnie zrozumiana i zastosowana prawda o wcieleniu Chrystusa w świetle ewangelii jest tym co może w skuteczny sposób zrównoważyć te dwa nurty oraz akcentowane przez nie aspekty ewangelii. Oba ugrupowania zgadzają się co do tego, że wieczny Syn Boży stał się człowiekiem dla naszego zbawienia. Nie są jednak zgodne co do tego, jakie człowieczeństwo stało się Jego udziałem. Ci, którzy uważają, że była to natura sprzed upadku, wykorzystują to głównie po to, by bronić bezgrzeszności Chrystusa. Gdyby Chrystus dzielił z nami naszą moralną słabość, albo grzeszną inklinację – argumentują – wówczas sam stałby się grzesznikiem i potrzebowałby zbawiciela. Ponieważ wierzą oni, że grzeszny stan, w jakim znalazł się rodzaj ludzki od czasu upadku słusznie podlega potępieniu, nie mogą zgodzić się z tym, że ten sam stan stał się udziałem Chrystusa. Ciekawe jest to, że dokładnie taki sam pogląd posiada w tej kwestii Kościół Katolicki oraz większość kościołów protestanckich.
Zwolennicy zaś poglądu o grzesznej ludzkiej naturze Chrystusa utrzymują, że musiał On taką naturę przyjąć, gdyż potrzebowała ona odkupienia. Pomimo tego jednak, żył On doskonale bezgrzesznym życiem i na krzyżu odkupił tę naturę. Niestety, wielu spośród tych, którzy akceptują ten słuszny poniekąd pogląd jednocześnie stara się podważyć znaczenie problemu grzechu upierając się przy twierdzeniu, że samo posiadanie przez nas upadłej natury nie czyni nas jeszcze grzesznikami, gdyż natura ta nie jest potępiona dopóki nie zaczniemy grzeszyć. Obstają przy tym twierdzeniu, aby podważyć pogląd, który utrzymuje, że Chrystus przyjął naturę Adama sprzed upadku, ale sprzeciwiają się jednocześnie słusznemu przekonaniu, według którego posiadanie przez nas upadłej natury sprawia, iż jesteśmy grzeszni, i że natura ta podlega Bożemu potępieniu.
Biblia, jednakże, przedstawia grzech jako problem wielofazowy a Chrystusa jako naszego Zbawiciela od grzechu w każdym jego aspekcie. W celu zdefiniowania grzechu Biblia używa 12 różnych hebrajskich słów w Starym i pięciu greckich w Nowym Testamencie. Każde z tych słów wyraża inny aspekt problemu grzechu. Jezus przyszedł, by zbawić ludzkość nie jedynie od jednego czy dwóch aspektów grzechu, ale od każdego z nich, i mógł tego dokonać wyłącznie przez przyjęcie naszej upadłej ludzkiej natury, która została potępiona, i która potrzebowała odkupienia. Przez swoje doskonałe życie, śmierć i zmartwychwstanie, Chrystus w pełni odkupił ludzkość od grzechu w każdym jego aspekcie, i zmartwychwstał w naturze ludzkiej doskonale uwolnionej od wszystkiego co wiązało ją z grzechem. W takiej też pełnej chwały ludzkiej naturze udał się do nieba, by tam reprezentować nas jako nasz Arcykapłan.
Aby w pełni docenić to kompletne odkupienie w Chrystusie niezbędne jest właściwe zrozumienie tego wszystkiego, co składa się na problem grzechu. To prawda, że według Biblii, popełnienie rozmyślnego przestępstwa względem Bożego prawa jest grzechem, i że grzechem jest też świadoma decyzja życia bez prawa (Rzym 4:15; 1Jan 3:4). Niestety smutne jest to, że wielu adwentystów, a szczególnie ci, którzy charakteryzują się legalistycznymi skłonnościami, ograniczają pojęcie grzechu wyłącznie do tego aspektu, czyli do świadomej decyzji łamania Bożego prawa. Dla nich grzech jest tylko „przestępstwem prawa” (1Jan 3:4).
Ta mocno zawężona definicja grzechu jest często oparta na następującej wypowiedzi autorstwa Ellen White: „Naszą jedyną definicją grzechu jest ta, która została dana w Słowie Bożym, jest to przestępstwo prawa” (Great Controversy, 493). Niestety, co jest charakterystyczne, ci którzy wykorzystują ten cytat na poparcie swojej ograniczonej definicji grzechu, pomijają kontekst, w którym zdanie to zostało napisane, i który nadaje tej wypowiedzi głębszego znaczenia. Cały ten cytat brzmi następująco: „Naszą jedyną definicją grzechu jest ta, która została dana w Słowie Bożym, jest to przestępstwo prawa. Jest to działanie zasady, która walczy przeciwko wielkiemu prawu miłości, stanowiącemu podstawę boskiego rządu” (ibid). Gdy czytamy ten cytat w kontekście, jasno z tego wynika, że Ellen White rozszerza definicję grzechu i włącza do niej nie tylko element przestępstwa Bożego prawa, ale „działanie zasady”, czyli wszystko, co stoi w sprzeczności z niesamolubną Bożą miłością agape. To zaś obejmuje nasza naturę, która podporządkowana jest mieszkającemu w nas zakonowi grzechu lub egoizmu, gdyż oba te czynniki „walczą przeciwko wielkiemu prawu miłości”, i z tego powodu są niewątpliwie grzechem: „Dążność ciała (upadłej natury) wroga jest Bogu, nie podporządkowuje się bowiem Prawu Bożemu, ani nawet nie jest do tego zdolna” (Rzym 8:7, BT).
Nie ulega wątpliwości, że Biblia nie ogranicza pojęcia grzechu wyłącznie do czynu. Taki błąd popełnili wcześniej Żydzi, i my nie powinniśmy tego błędu powielać. Na przykład, podczas kazania na górze, Jezus wyraził się jasno, mówiąc że poddanie się pokusie już w umyśle jest grzechem (Mat 5:27-28; Rzym 7:7, Jak 1:14; Przyp 24:9). A według apostoła Pawła, niewiara albo rozmyślne odrzucenie biblijnej prawdy jest również grzechem (Rzym 14:23; Jan 3:18; 16:8-9). Inne biblijne definicje grzechu obejmują zaniedbywanie powierzonych obowiązków czy lekceważenie danych możliwości czynienia dobra (Jak 4:17; 2:14; Łuk 12:47; Mat 23:23; 25:43-46), jak również błądzenie czy nieświadome postępowanie wbrew Bożej woli (3Moj 5:17-19; Łuk 12:28; 1Tym 1:13).
Oprócz tego, nasze grzeszne natury, które przy narodzeniu dziedziczymy po Adamie, czynią nas grzesznikami (Rzym 5: 19-20; Ps 51:5; 58:3; Fil 3:20-21). Paweł wyjaśnia to w siódmym rozdziale listu do Rzymian, wykazując że w każdym z nas mieszka zasada grzechu (zasada egocentrycznej miłości), siła, która zamieszkuje naszą upadłą naturę, która też sprawia, że o własnych siłach nie jesteśmy w stanie prowadzić świętego życia. Faktycznie, odnosi się on do tej zasady (zakonu) jako do „grzechu, który mieszka w nas” (Rzym 7:17, 20-23; Mat 23:27-28; Łuk 11:39; Jan 8:34). I to właśnie ta świadomość wewnętrznej obecność grzechu w każdym z nas zainspirowała Pawła do tego by napisać do Efezjan, że wszyscy ludzie są już „z natury dziećmi gniewu” (Ef 2:3).
Jeśli więc tak wygląda prawda, to jakim sposobem Chrystus mógł przyjąć tę naszą grzeszną i potępioną naturę i jednocześnie zachować bezgrzeszność? Jest to niezwykle istotne pytanie i później postaram się odpowiedzieć na nie w satysfakcjonujący sposób (rozdział 12 i 15). Najpierw jednak musimy zobaczyć grzech w pełnym jego wymiarze, tak abyśmy też mogli docenić wspaniałość Bożego rozwiązania tego problemu, którym jest ewangelia naszego Pana Jezusa Chrystusa.
Pogląd jaki posiadamy odnośnie wcielenia Chrystusa wywrze zdecydowany wpływ zarówno na głoszoną przez nas ewangelię, jak i na nasze chrześcijańskie życie. Na przykład, popularna ewangelia w wydaniu ewangelicznym głoszona przez niektórych adwentystycznych pastorów utożsamia usprawiedliwienie z wiary jedynie ze sprawiedliwością. Według tej ewangelii, Chrystus w swojej bezgrzesznej ludzkiej naturze zbawił nas poprzez swoje doskonałe życie i zastępczą śmierć. Tym sposobem dobra nowina ewangelii ograniczona jest jedynie do sprawiedliwości, która jest przypisana tym, którzy wierzą w Chrystusa. Według tego poglądu, uświęcenie też jest istotne, ale nie stanowi ono części dobrej nowiny ewangelii. Nie jest ono częścią tego czego Chrystus już dla nas dokonał podczas swojej ziemskiej misji, ale uświęcenie w tym wydaniu sprowadza się jedynie do wysiłków wierzącego wspomaganego przez Ducha Świętego i motywowanego umiłowaniem Bożego daru usprawiedliwienia.
Jednakże, drogocenne poselstwo o usprawiedliwieniu przez wiarę, którym Bóg obdarował adwentyzm w 1888 roku wykracza daleko poza ramy jedynie legalnego odkupienia. Poselstwo to mówi o tym, że w uczynkach i śmierci Chrystusa ludzkość została kompletnie zbawiona od grzechu, a nie jedynie od winy i kary za grzech. W świętej historii Chrystusa, zarówno usprawiedliwienie, jak i uświęcenie oraz uwielbienie zostało dokonane dla upadłej ludzkości (1Kor 1:30; 6:11). Tak wygląda pełnia ewangelii, do której zwiastowania Bóg powołał ruch adwentowy. Według tej ewangelii, całe chrześcijańskie doświadczenie, włącznie ze zwycięstwem nad grzechem, oparte jest na ukończonym dziele Chrystusa, na obiektywnych faktach ewangelii. Wszystkie trzy aspekty ewangelii: usprawiedliwienie, uświęcenie jak i uwielbienie, stanowią dobrą nowinę ewangelii, którą otrzymujemy wyłącznie przez wiarę (Rzym 1:17).
Poselstwo z 1888 roku akcentowało fakt, że Chrystus przyjął nasza upadłą naturę, oraz że w tej naturze pokonał i potępił (uśmiercił) zasadę grzechu (egocentryczną miłość) przez swoje nienaganne postępowanie i śmierć. Zatem, to czego On dokonał daje wszystkim usprawiedliwionym wierzącym nadzieję na życie podobne do tego jakie prowadził Chrystus, oraz na zwycięstwo nad pokusą i ciałem grzechu (Rzym 13:14; Gal 5:16; Obj 3:21).
Ta kompletna ewangelia nie tylko oferuje grzesznym ludzkim istotom pokój z Bogiem oraz gwarancję nieba już teraz i w czasie sądu, ale oferuje nam również całkowite zwycięstwo nad tyranią i mocą grzesznego ciała. Musimy jednak zawsze pamiętać, iż takie zwycięskie życie w czasie ziemskiej pielgrzymki wierzącego nigdy nie jest poczytane jako zasługa ani też nie przyczynia się do jego usprawiedliwienia. Jest ono raczej manifestacją mocy ewangelii, co objawia się w okazywaniu niesamolubnej Bożej miłości w upadłej ludzkiej naturze. Na tym też polega prawdziwe wypełnianie Bożego prawa (Rzym 13:8-10; Gal 5:13-14). Jest to tajemnica pobożności, którą jest „Bóg zamanifestowany w ciele” (1Tym 3:16).
Wszystkie ludzkie wysiłki zmierzające do rozwiązania problemu moralnego upadku obecnego egoistycznego i złego świata nie zdały jak dotąd egzaminu. Dlatego też, odzwierciedlenie charakteru Chrystusa i Jego bezwarunkowej i niesamolubnej miłości w życiu chrześcijan staje się najważniejszym dowodem mocy ewangelii będącej w stanie zbawić nas od grzechu (Jan 13:34-35). Nasz obecny upadły i sceptyczny świat rozpaczliwie potrzebuje takiej demonstracji w życiu chrześcijan zanim nastanie koniec.
W poselstwie z 1888 roku Pan faktycznie obdarował nas początkiem głośnego wołania oraz wylania Ducha Świętego we wczesnym deszczu. Gdyby tylko zostało ono w pełni zaakceptowane, wtedy prawda ta oświeciłaby całą ziemię Bożą chwałą, co doprowadziłoby do powrotu Zbawiciela. Taka ewangelia bardzo różni się od popularnej ewangelicznej dobrej nowiny, która zaspokaja jedynie nasze egocentryczne pragnienie uzyskania prawa wstępu do nieba.
W wyniku upadku, nie tylko cała ludzkość znalazła się w Adamie pod potępieniem i karą śmierci (Rzym 5:12,18), ale cała nasza natura uległa zepsuciu i została „zaprzedana grzechowi” i przezeń zniewolona (2Pt 2:19; Jan 8:34; Rzym 3:9-12; 7:14). W konsekwencji, odkąd pojawił się grzech, niemożliwością stało się dla nas prowadzenie bezgrzesznego życia bez Bożej ingerencji (Jan 8:34,36; Rzym 7:14-25). I to właśnie z tego powodu „z uczynków zakonu żadne ciało nie będzie usprawiedliwione” (Rzym 3:20; Gal 2:16). Ale to czego zakon nie mógł dokonać, w czym był słaby z powodu ludzkiej natury, tego Bóg dokonał w Chrystusie, który na swoją boską naturę wziął naszą upadłą ludzką naturę i legalnie zbawił całą ludzkość przez swoją świętą historię życia i śmierci (Rzym 5:18). Ponad to, wyzwolił On również upadłą ludzkość z niewoli grzechu potępiając (uśmiercając) prawo grzechu w swoim reprezentacyjnym ciele (upadłej ludzkiej naturze) (Rzym 8:2-4; Jan 8:32-36). A zatem, nie tylko usprawiedliwienie, ale też i uświęcenie stanowi integralną część dobrej nowiny o zbawieniu (1Kor 6:11).
Ta dobra nowina i prawdziwa oraz kompletna ewangelia nie tylko oferuje grzesznym ludziom prawne usprawiedliwienie w Chrystusie, ale również całkowite uświęcenie i uwielbienie. Usprawiedliwienie przez wiarę nie tylko staje się skuteczne w życiu wierzącego poprzez uwolnienie go od kary, winy i potępienia, ale umożliwia mu także przeżywanie doświadczenia uświęconego życia Chrystusa i zamanifestowanie Jego niesamolubnej miłości w tym obecnym złym świecie. I jeśli wiara ta trwać będzie aż do końca, wówczas doprowadzi do przemienienia przy powtórnym przyjściu Chrystusa: „Teraz zaś, po wyzwoleniu z grzechu i oddaniu się na służbę Bogu, jako owoc zbieracie uświęcenie. A końcem tego – życie wieczne” (Rzym 6:22; 1Jan 3:8-11). Prawda ta stanowiła również esencję poselstwa z 1888 roku. Tak wygląda to „najbardziej drogocenne poselstwo” ewangelii, do której zwiastowania całemu światu Bóg powołał ruch adwentowy zanim Chrystus powróci, by osądzić świat. I to właśnie z tego powodu tak niezmiernie ważne jest, abyśmy to poselstwo poznali, zrozumieli i doświadczali w swoim życiu.
Podsumowanie
- Grzech jest problemem wielofazowym. Jezus przyszedł, aby odkupić ludzkość nie tylko od jednego czy dwóch aspektów grzechu, ale od grzechu w każdym jego wymiarze. I jedynym sposobem, dzięki któremu mógł tego dokonać było przyjęcie naszej grzesznej natury ludzkiej, która została potępiona i potrzebowała odkupienia.
- Grzech to nie tylko jakieś konkretne wykroczenia przeciw prawu Bożemu, ale grzechem jest wszystko, co stoi w sprzeczności w stosunku do bezinteresownej Bożej miłości agape. Taka zaś definicja grzechu obejmuje również nasze natury, które poddane są zakonowi grzechu (zasadzie egocentryzmu) (Rzym. 8:7).
- Pogląd jaki posiadamy odnośnie człowieczeństwa Chrystusa wywrze zdecydowany wpływ na głoszoną przez nas ewangelię.
a). Ci, którzy nauczają, że duchowa ludzka natura Chrystusa była podobna do bezgrzesznej natury Adama sprzed upadku, mają tendencję do przesadnego akcentowania nauki o usprawiedliwieniu przez wiarę, przez co osłabiają znaczenie uświęcenia. W praktyce zaś prowadzi to do zaniżenia standardów.
b). Z drugiej strony ci, którzy utrzymają, że aby być naszym przykładem Chrystus musiał przyjąć naszą grzeszną naturę, kładą przesadny nacisk na uświęcenie osłabiając tym samym znaczenie usprawiedliwienia przez wiarę. Osoby takie nierzadko stają się ofiarami subtelnej formy legalizmu.
c). Poprawne zrozumie człowieczeństwa Chrystusa oraz związku jaki prawda ta ma z ewangelią, skoryguje te nie wyważone pojęcia na temat ewangelii i zjednoczy oba obozy.
- Zgodnie z pełną prawdą ewangelii, do zwiastowania której Bóg powołał ruch adwentowy, zarówno usprawiedliwienie jak i uświęcenie mają takie samo pierwszoplanowe znaczenie.
- Bezcenne poselstwo o sprawiedliwości przez wiarę, którym Bóg obdarował adwentyzm w 1888 roku, wykraczało poza prawdę mówiącą o legalnym odkupieniu ludzkości w Chrystusie. Według tego poselstwa, poprzez doskonałe życie i śmierć Chrystusa, ludzkość została zbawiona nie jedynie od winy i kary za grzech, ale z również od mocy grzechu.
a). W świętej historii Chrystusa, usprawiedliwienie, uświęcenie i uwielbienie zostały w pełni zrealizowane dla upadłej ludzkości (1Kor 1:30; 6:11).
b). Wszystkie chrześcijańskie doświadczenia, włącznie ze zwycięstwem nad grzechem, oparte są na ukończonym dziele zbawienia dokonanym przez Chrystusa, czyli na obiektywnych faktach ewangelii. Wszystkie trzy aspekty zbawienia: usprawiedliwienie, uświęcenie i uwielbienie, tworzą dobrą nowinę ewangelii. I wszystkie te elementy stają się naszym udziałem przez wiarę (Rzym. 1,17).
- Ta kompletna ewangelia, nie tylko oferuje grzesznym ludzkim istotom pokój z Bogiem i pełną gwarancję nieba zarówno teraz jak i w czasie sądu, ale daje nam również całkowite zwycięstwo nad tyranią i mocą grzesznego ciała.
a). Takie zwycięskie życie wierzącego nie jest żadną zasługą, a tym samym nie przyczynia się do jego usprawiedliwienia.
b). Odtwarzanie charakteru Chrystusa oraz bezwarunkowej i bezinteresownej miłości w życiu chrześcijanina staje się najważniejszym dowodem mocy ewangelii, która zbawia nas od grzechu (Jan 13:34, 35).
c). Ostatecznym celem wiecznej ewangelii jest doprowadzenie do zakończenia procesu dojrzewania żniwa (Obj. 14,15) oraz wyłonienia ludu, który będzie posiadać wiarę Jezusa, co będzie objawiać się w ich bezinteresownej miłości w stosunku do wszystkich ludzi.
- Na swoją bezgrzeszną boską naturę Chrystus wziął naszą upadłą ludzką naturę, i legalnie zbawił całą ludzkość przez swoją świętą historię życia i śmierci (Rzym. 5,18). Co więcej, wyzwolił On również upadłą ludzkość z niewoli grzechu, potępiając prawo grzechu w ciele (w swojej reprezentacyjnej ludzkiej naturze) (Rzym. 8,2-4; Jan 8:32-36).
- WSPÓŁCZUJĄCY ZBAWICIEL
Fakt przyjęcia przez Chrystusa ludzkiej natury w celu stania się naszym kompletnym Zbawicielem jest najmocniejszym argumentem, świadczącym o tym, że musiała to być nasza upadła natura, gdyż tylko ona (a nie bezgrzeszna) potrzebowała odkupienia. Tylko wtedy gdy w pełni zidentyfikujemy człowieczeństwo Chrystusa z naturą tych, których przyszedł On odkupić, jesteśmy w stanie zaprezentować pełną ewangelię oraz wyjątkową adwentystyczną naukę o kapłańskiej służbie Chrystusa w niebiańskiej świątyni.
Jedna z najważniejszych nauk na temat Chrystusa, szczególnie w liście do Hebrajczyków, mówi o tym, że jest On naszym Arcykapłanem w niebiańskiej świątyni. W czwartym rozdziale tego listu autor ponagla czytelników do wejścia w Boże „odpocznienie”. Słowo „odpocznienie” to termin, którego używa on w celu wyrażenia usprawiedliwienia z wiary, którego znakiem – według niego – jest sabat. Tak właśnie wygląda kontekst, w którym apostoł prezentuje Chrystusa jako naszego Najwyższego Kapłana (Heb 4:14-16).
Nasza wiara w Chrystusa oraz nasza pewność zbawienia, nie może być ograniczona jedynie do tego czego dokonał On podczas swojej ziemskiej misji. Nasza wiara musi także obejmować Jego służbę w niebiańskiej świątyni. Jego ziemska służba (narodzenie, życie, śmierć i zmartwychwstanie) dokonane dla całej ludzkości, stanowi sprawiedliwość, która gwarantuje nam pełne prawo do nieba już teraz i w czasie sądu. Jest to zbawienie, które jest doskonałe i zupełne (Rzym 5:18). W niebiańskiej świątyni zaś, Chrystus jako nasz Arcykapłan oręduje i broni tej sprawiedliwości w imieniu tych wszystkich, którzy przez wiarę tę Jego sprawiedliwość zaakceptowali, którzy weszli do Bożego odpocznienia i znajdują się pod parasolem usprawiedliwienia wyłącznie przez wiarę (Rzym 4:25; 8:34; 1Jan 2:1).
Słowo kapłan oznacza kogoś, kto reprezentuje lud przed Bogiem. I pierwszą rzeczą, jaką musimy wiedzieć o Chrystusie jako naszym Arcykapłanie jest to, że ma On prawo i może reprezentować nas, ponieważ dobrze zna stan w jakim znajduje się nasze człowieczeństwo. Nie jest to czymś co zna On jedynie ze słyszenia, ale sam osobiście doświadczył tego jako człowiek, gdyż „kuszony był we wszystkim tak jak my” (Heb 4:15), a nie jak Bóg. Kuszony był w człowieczeństwie, które przyjął przy wcieleniu, w człowieczeństwie, które było takie samo jak nasze (Heb 2:16-18). Jedyną różnicą było to, że nigdy nie zgrzeszył.
Głównym celem, do którego zmierza tu apostoł jest przedstawienie Chrystusa jako naszego Arcykapłana, który jest w stanie współczuć nam w naszych słabościach, i dlatego też możemy bez żadnych obaw udać się do Niego jako naszego Reprezentanta. Oznacza to, że nie ma żadnych barier pomiędzy nami – grzesznikami i naszym bezgrzesznym Arcykapłanem, gdyż jest On w stanie doskonale zrozumieć zmagania, jakie przechodzimy w grzesznym ciele. On sam „stał się ciałem” przy wcieleniu (Jan 1:14) i „kuszony był we wszystkim tak jak my” (Heb 4:15). Jego działanie nie kończy się jednak na współczuciu, gdyż jest On również w stanie uzdolnić nas do przezwyciężenia słabości i pokus, gdyż On sam będąc „w postaci grzesznego ciała” „potępił (pokonał i uśmiercił) grzech (zasadę egocentrycznych skłonności) w ciele (w ludzkiej upadłej naturze)” (Rzym 8:3).
Jako grzesznicy potrzebujemy Bożego miłosierdzia, gdyż tak często zawiedliśmy Boga. Potrzebujemy również Bożego wzmocnienia, gdyż bez niego nie jesteśmy w stanie prowadzić chrześcijańskiego życia. I jako nasz Arcykapłan Chrystus jest w stanie spełnić obie te potrzeby. I to właśnie ten fakt jest tak cudowny w Chrystusie, gdyż jest On nie tylko naszym doskonałym Zbawicielem, ale także wiernym, współczującym i łaskawym Arcykapłanem.
Po ustaleniu tej prawdy w Heb 4:14-16 Paweł dalej rozwija ją w rozdziale 5:1-4, wyszczególniając cztery zawarte w prawie Tory wymagania, które musiały być spełnione w celu uzyskania prawa do stania się arcykapłanem. Następnie, w wierszach 5-10, autor wykazuje w jaki sposób Chrystus spełnił każde z tych czterech wymogów (choć nie czyni tego w tej samej kolejności, w jakiej są one wymienione w wierszach 1-4).
Paweł pokazuje również, że chociaż Chrystus spełnił wszystkie cztery warunki, to istnieje pewna istotna różnica między ziemskimi kapłanami według porządku Lewiego a Chrystusem jako naszym Arcykapłanem służącym w niebiańskiej świątyni. Wykazuje, że służba Chrystusa w niebie jest niepomiernie nadrzędna w stosunku do ziemskiego kapłaństwa.
Przeanalizujmy teraz te cztery wymagania, jakie musiały być spełnione przez tych, którzy mieli zostać arcykapłanami i zobaczmy jak apostoł przedstawia Chrystusa jako tego, który te wymagania spełnił:
- „Każdy arcykapłan” musiał być „wzięty spośród ludzi, aby w ich imieniu (jako ich reprezentant) pełnił służbę” przed Bogiem (Heb 5:1, BWP). W Starym Testamencie arcykapłan nie mógł być kimś obcym, osobą pochodzącą z zewnątrz, ale musiał być jednym z tych, których reprezentował. Warunek ten został spełniony także przez Chrystusa, gdyż „musiał (On) się upodobnić pod każdym względem do braci, aby stać się miłosiernym i wiernym arcykapłanem wobec Boga dla przebłagania za grzechy ludu” (Heb 2:17). Gdyby nawet w najmniejszym stopniu Chrystus nie zidentyfikował się z naszym faktycznym człowieczeństwem, które jest grzeszne, gdyby nie zmagał się z mieszkającym w tej naturze zakonem grzechu (zasadą samolubnej miłości) i nie odniósł nad nim zwycięstwa, wówczas nie mógłby uzyskać kwalifikacji do tego, by stać się naszym Najwyższym Kapłanem.
Upierając się przy tym, że ludzka natura Chrystusa była podobna do naszej jedynie w jej fizycznym aspekcie (dzięki czemu Chrystus był podatny na zmęczenie, głód czy starzenie się), i że tym samym Jego duchowa ludzka natura była inna niż nasza, dyskwalifikujemy Jego aspiracje aby reprezentował nas jako „łaskawy i wierny Arcykapłan” (Heb 2:17) zdolny do tego, by „współczuć nam w naszych słabościach” (Heb 4:15). Jedyną różnicą, którą wymienia apostoł Paweł jest to, że Chrystus w przeciwieństwie do nas nigdy nie zgrzeszył, i to właśnie tylko w tym znaczeniu, wyłącznie dlatego, że pomimo przyjęcia naszej upadłej natury nigdy w niej nie zgrzeszył, jako Arcykapłan zasługuje On na miano „świętego, niewinnego, nieskalanego, odłączonego od grzeszników” (Heb 7:26). W swojej ludzkiej naturze Chrystus był jedno z nami, ale dzięki swemu doskonałemu zwycięstwu nad ciałem grzechu, jest nie tylko naszym Zbawicielem, ale także doskonałym (bezgrzesznym i świętym) Arcykapłanem czy Reprezentantem ludzkości przed Bogiem.
- Musi być w stanie „współczuć z tymi, którzy nie wiedzą i błądzą, skoro i on sam podlega słabości” (Heb 5:2). W Starym Testamencie arcykapłan dzielił te same ludzkie słabości z tymi, których reprezentował. Dzięki temu nie mógł być obojętny na moralne upadki i zmagania i w tym samym czasie był w stanie współczuć tym, których reprezentował. Należy przy tym pamiętać, że wbrew temu, co niektórzy twierdzą, autor listu do Hebrajczyków, pisząc „słabość”, miał na myśli coś więcej niż jedynie fizyczną słabość, gdyż użyte tu greckie słowo odnosi się do zarówno fizycznej jak i moralnej słabości.
Heb 5:7 objawia autentyczność Chrystusowego zidentyfikowania się z naszymi słabościami, które towarzyszą zmaganiom w naszej grzesznej naturze: „Za dni swego życia w ciele zanosił On z wielkim wołaniem i ze łzami modlitwy i błagania”. Prawdą jest to, że w dużej mierze fragment ten odnosi się do cierpień Chrystusa w Getsemane, czyli do czegoś, czego nikt z nas nigdy nie doświadczył, jednakże apostoł nawiązuje tutaj także do całego życia Chrystusa, o czym świadczy zwrot „za dni (liczba mnoga) swego życia w ciele”. Również wiersze 8 i 9 obejmują całokształt doświadczenia Chrystusa w ludzkiej naturze. Chrystus był Synem Bożym, który jako człowiek zjednoczył się z nami i „nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał” (w. 8).
Co Paweł miał tu na myśli, i w jakim sensie Chrystus cierpiał? Ponieważ Chrystus nigdy nie uległ żadnej pokusie, jego grzeszne człowieczeństwo było wolne od tych wszystkich grzesznych pragnień, które można byłoby uznać za grzech, i których upadła i grzesząca ludzka natura pragnie doświadczać (1Pt 4:1). Jego zwycięstwo nad zakonem grzechu spowodowało, że w wyniku tego jego grzeszne człowieczeństwo cierpiało. Tego typu cierpienia byłyby Mu z pewnością obce, gdyby Jego duchowa natura była taka, jaką posiadał Adam przed upadkiem.
- Musi być zdolny do tego, by „składać ofiary za grzechy” ludu, który reprezentuje (Heb 5:3). Ziemscy arcykapłani musieli składać ofiary za grzechy nie tylko ludu, ale i własne. Ponieważ jednak Chrystus nigdy nie zgrzeszył (Heb 4:15), nie musiał składać ofiar za siebie, ale On „grzechy nasze sam na ciele swoim poniósł na drzewo” (1Pt 2:24). Faktycznie i nas samych pod postacią naszej reprezentacyjnej upadłej natury i zakonu grzechu zaniósł na On krzyż, poddając naszą naturę karze wiecznej śmierci Rzym 8:2-3; 6:6).
W wierszach 9 i 10 Paweł wykazuje, że ofiary ze zwierząt składane przez ziemskich kapłanów, nie były w stanie oczyścić nikogo z grzechów ani też zapewnić zbawienia. Zbawienie stało się rzeczywistością dopiero wtedy, gdy Chrystus złożył jedną ofiarę z samego siebie raz na zawsze (Heb 10:14), wstąpił do świątyni w niebie i usiadł po prawicy Boga, aby orędować za nami jako nasz wielki Arcykapłan. I będzie kontynuował swoją służbę, aż do momentu kiedy Jego i nasi wrogowie zostaną całkowicie pokonani.
- Nie może sam ustanowić siebie arcykapłanem, ale musi być wyznaczony, albo powołany przez Boga (Heb 5:4). Chrystus został powołany do tej służby przez Boga. Dowodzi tego również treść Psalmu 2 (w.7) oraz 110 (w.4).
Jakże wspaniałego i doskonałego Zbawiciela mamy w Jezusie Chrystusie! Jest On nie tylko naszym doskonałym Zbawicielem, ale również współczującym i miłosiernym Arcykapłanem, dzięki temu że sam w pełni zidentyfikował się z naszym grzesznym człowieczeństwem, z wyjątkiem jedynie tego, że nigdy w tym człowieczeństwie nie upadł. Co więcej, nie ma takiego obszaru w sferze naszego problemu grzechu, z którym Chrystus by się nie zmagał, i którego by sam nie pokonał i nas od niego nie zbawił. Dlatego, napełnieni mocą Chrystusa i wolnością, którą nas obdarza (Jan 8:32,36) możemy razem z Pawłem śmiało oświadczyć: „Wszystko mogę w Chrystusie, który mnie wzmacnia” (Fil 4:13)!
Jako chrześcijanie, którzy całą swoją ufność pokładają w Chrystusie i Jego sprawiedliwości, możemy śmiało stanąć dziś przed Bożym tronem łaski z całkowitą pewnością, wiedząc że Bóg jest w stanie zachować nas w tym zbawieniu aż do końca, ponieważ w jego darze – Jezusie Chrystusie – naszym starszym Bracie, Odkupicielu i Arcykapłanie mamy wszystko, co jest potrzebne do naszego zbawienia. Zakon grzechu nie musi już dłużej nad nami panować. Tak, to prawda, że zakon ten nadal pozostaje częścią naszej grzesznej natury (aż do powrotu Pana), ale nie jesteśmy już w jego niewoli, gdyż ten, który przyszedł „w postaci grzesznego ciała” obdarzył nas wolnością (2Kor 3:17-18).
- PRAWDA, KTÓRA JEST W CHRYSTUSIE
Poprzedni rozdział pokazał nam, że wiara nie jest jedynie mentalną akceptacją prawdy ewangelii, ale przede wszystkim jest to wypływające z serca posłuszeństwo prawdzie, która jest w Chrystusie. Znaczenie prawdy i tego wszystkiego czym Bóg obdarował nas „w Chrystusie” ma dla nas kolosalne znaczenie i jest sercem ewangelii. Podstawą naszego zbawienia jest Boża miłość agape, która jest bezinteresowna, doskonale niesamolubna i wieczna (Rzym 5:5-10; Ef 2:1-6; Tyt 3:3-5; Jer 31:3). Jednakże sposób w jaki Bóg nas zbawił ukryty jest w poselstwie, które zawarte jest „w Chrystusie”. Aby więc poprawnie zrozumieć ewangelię musimy najpierw wyjaśnić sobie jakie znaczenie i skutki ma fakt znajdowania się w Nim.
Bóg posłał swego Syna, aby był ewangelią – dobrą nowiną naszego zbawienia. W celu zaś szczegółowego wyjaśnienia tego poselstwa powołał apostoła Pawła (Rzym 1:1; Ef 3:8-9). Dokładnie analizując listy Pawła, które stanowią niemal połowę Nowego Testamentu, zauważamy, że kluczowym wyrażeniem często pojawiającym się w nich jest zwrot „w Chrystusie”, który w różnych formach występuje w NT ponad 160 razy.
Wszystko, co jako chrześcijanie posiadamy, zostało nam darowane w Chrystusie. Poza Nim nie mamy nic oprócz grzechu, potępienia i śmierci. Sam Jezus nawiązał do tej samej prawdy mówiąc do swoich uczniów „mieszkajcie we mnie” (Jan 15:5, BG). Mieszkanie w Chrystusie stanowi esencję zbawienia i bez należytego zrozumienia prawdziwego znaczenia tego zwrotu nie będziemy w stanie pojąć głębi ewangelii ani też docenić jej bezcennej wartości.
Kiedy analizujemy to co w NT napisał Paweł do wierzących odnosimy wrażenie jakby chciał on nam powiedzieć, że byliśmy z Chrystusem uczestnicząc w Jego śmierci, pogrzebie oraz zmartwychwstaniu, że jakimś sposobem dokonaliśmy tego w Chrystusie, i że teraz znajdujemy się nawet z Nim w niebie: „I nas, którzy umarliśmy przez upadki, ożywił wraz z Chrystusem – łaską zbawieni jesteście – i wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie” (Ef 2:5-6).
Dla Pawła formuła „w Chrystusie” oparta jest na biblijnej zasadzie, która mówi o tym, że cała ludzkość dzieli to samo wspólne, zjednoczone życie, i dlatego cały rodzaj ludzki jest traktowany jako jednostka. Idea ta nosi nazwę „solidarności”, albo „zbiorowej jedności”. Na przykład, w Rzym 9:12 czytamy o nienarodzonych jeszcze bliźniętach, które miała począć Rebeka. Paweł cytuje tutaj 1Moj 25:23 i mówi: „Powiedziano jej (Rebece), że starszy (Ezaw) służyć będzie młodszemu (Jakubowi)”. W rzeczywistości jednak Ezaw nigdy Jakubowi nie służył! Dopiero, gdy dokładnie analizujemy oryginalny tekst, który znajduje się w księdze Rodzaju, którą Paweł tutaj cytuje, odkrywamy, co Bóg faktycznie miał tutaj na myśli. W rzeczywistości Bóg powiedział tam do Rebeki: „Dwa narody znajdują się w twoim łonie…, i starszy będzie służył młodszemu” (1Moj 25:23). Bóg dał zatem do zrozumienia, że cały naród potomków Ezawa (przez niego reprezentowany) będzie służył narodowi izraelskiemu (Jakubowi), co faktycznie miało też potem miejsce.
W łonie matki, Bóg widział nie tylko Ezawa i Jakuba jako pojedyncze ludzkie istoty, ale widział w nich całe narody. Widział potomków, którzy mieli pojawić się później, a którzy tutaj postrzegani są jako skumulowana i zjednoczona w swoich praprzodkach jednostka. Jest tak, ponieważ Biblia patrzy często na grupę ludzi, a nawet całą rasę ludzką jako na skumulowaną i solidarną jednostkę.
Kolejny przykład znajduje się w Heb 7:7-10, gdzie autor używa tej samej koncepcji kolektywizmu w celu udowodnienia, że kapłaństwo reprezentowane przez Chrystusa jako naszego Arcykapłana w niebiańskiej świątyni jest nadrzędne w stosunku do ziemskiego kapłaństwa lewickiego. Argument ten dla współczesnego człowieka nie jest łatwy do zrozumienia i zaakceptowania. Musimy jednak pamiętać, że Paweł pisze tu do Izraelitów, którzy stali się chrześcijanami, i dla których pojęcie kolektywizmu było czymś normalnym i zrozumiałym. Pisząc do nich Paweł użył tej właśnie argumentacji, gdyż wiedział, że zostanie ona przez nich zaakceptowana.
Tok rozumowania Pawła jest tu następujący: Chrystus – argumentuje Paweł – jest kapłanem według porządku Melchisedeka a nie Lewiego, dlatego że nie pochodzi On z pokolenia Lewiego, i z tego punktu widzenia nie może być kapłanem według tego porządku. Następnie Paweł wykazuje, że zamiast tego, Chrystus jest kapłanem według porządku Melchisedeka, i udowadnia też, że to kapłaństwo jest nadrzędne w stosunku do lewickiego (Heb 7:12-17). Argument ten uzasadnia on przypominając, że to Lewi oddał dziesięcinę Melchisedekowi uznając w ten sposób wyższość jego kapłaństwa.
Nam jednak argument taki wydaje się być niezrozumiały a nawet niedorzeczny, no bo jakim sposobem Lewi mógł oddać Melchisedekowi dziesięcinę, skoro nie było go jeszcze wtedy nawet na świecie i nie mógł osobiście wyjść mu na spotkanie?! Jednakże dla będącego Żydem autora listu do Hebrajczyków oraz dla jego nawróconych na chrześcijaństwo żydowskich czytelników, żyjących w pierwszym wieku po Chrystusie nie stanowiło to najmniejszego problemu. Doskonale rozumieli oni i zgadzali się z oczywistym dla nich faktem, że choć to Abraham osobiście oddał dziesięcinę Melchisedekowi, to także i Lewi (jego prawnuk) uczynił to w Abrahamie („w jego lędźwiach”) pomimo tego, że jeszcze wtedy nie było go nawet na świecie (1Moj 14:18-20; Heb 7:4-10). W mentalności Pawła oraz odbiorców jego listu przypisanie Lewiemu czegoś co faktycznie uczynił jego praojciec Abraham było czymś jak najbardziej zrozumiałym i oczywistym, a to dlatego, że postrzegali oni te dwie postacie (Abrahama i Lewiego) również jako pojedynczą osobę.
Według jasnej nauki Pisma Świętego Bóg stworzył wszystkich ludzi w jednym człowieku – Adamie. I to właśnie z tego powodu, gdy czytamy w 1Moj 2:7 w oryginalnym języku hebrajskim zdanie, które mówi: „Bóg tchnął w nozdrza Adama tchnienie życia”, to zauważamy, że występujące tu hebrajskie słowo „życie” napisane zostało w liczbie mnogiej a nie pojedynczej. Oznacza to, że stwarzając Adama, Bóg stworzył nie jedynie jednego człowieka, ale stworzył w nim całą ludzką rasę (DzAp 17:26). Tym sposobem, także gdy Adam zgrzeszył, wtedy grzech ten oraz potępienie objęły nie tylko samego Adama, ale cały rodzaj ludzki (Rzym 5:12,18; 1Kor 15:21-22). W momencie gdy Adam popełnił grzech nie posiadał jeszcze żadnych dzieci, ale całe jego przyszłe potomstwo znajdowało się już „w nim” i tym sposobem uczestniczyło w jego upadku, na podobnej zasadzie jak lewi miał udział w akcie składania dziesięciny Melchisedekowi pomimo tego, że nie było go jeszcze wtedy na świecie.
Wbrew jednak temu co sugeruje katolicka i będąca herezją nauka o grzechu pierworodnym powyższy fakt nie oznacza bynajmniej, że Bóg obarcza nas wszystkich winą z powodu grzechu Adama. Z prawnego punktu widzenia, wina obejmuje osobistą decyzję uchybienia nałożonej przez Boga odpowiedzialności. Ponieważ zaś takiego osobistego wyboru w Adamie dokonać nie mogliśmy, tym samym Bóg nie obarcza nas winą w wyniku tego, co się wtedy stało. Nie ulega jednak wątpliwości, że ponieważ faktycznie historia Adama jest naszą solidarna historią, niestety musimy też wszyscy solidarnie cierpieć z powodu skutków i konsekwencji tamtego wydarzenia. Jest tak dlatego, że jako dzieci i potomkowie Adama wszyscy przejmujemy od niego życie, które już zgrzeszyło, w wyniku czego jest ono z góry potępione i skazane na wieczną śmierć (Rzym 5:12-18; 1Kor 15:21-22).
Cudowną prawdą ewangelii jest jednak to, że tak jak wszyscy jesteśmy potępieni i skazani na śmierć w jednym człowieku – Adamie, tak też Bóg odkupił nas wszystkich również w jednym człowieku – Jezusie Chrystusie. Bóg dokonał tego poprzez zastosowanie tej samej zasady kolektywizmu. Przy wcieleniu Bóg połączył w łonie Marii Boskie życie swego Syna z kolektywnym życiem rasy ludzkiej, życiem, które zostało potępione i potrzebowało odkupienia. Tym sposobem Chrystus stał się „drugim”, albo „ostatnim Adamem”, faktycznie stając się nami, a my wszyscy staliśmy się jedno w Nim.
Chociaż to nasze wspólne zjednoczenie się z Chrystusem w Jego człowieczeństwie nie zbawiło nas, to uprawomocniło go to do stania się naszym legalnym zastępcą i reprezentantem. Stąd też, dzięki swemu doskonałemu życiu, poprzez które uczynił On zadość słusznym wymaganiom prawa, oraz przez swoją śmierć, którą zadość uczynił sprawiedliwości prawa, Chrystus faktycznie zmienił bieg ludzkiej historii. Swoim zmartwychwstaniem zaś zmienił On status ludzkości z potępionego na usprawiedliwiony (Rzym 4:25; 5:18).
Jako nasz zastępca Chrystus musiał sprostać wszystkim żądaniom prawa, zarówno tym, które domagają się od nas doskonałego postępowania, jak i tym, które żądają od nas sprawiedliwego wymiaru kary (śmierci). Spełniając te warunki dokonał On legalnego usprawiedliwienia ludzkości stając się Zbawicielem świata (Rzym 5:18; 10:4; Tyt 2:11; 1Jan 2:2).
Nawet jeśli nie jesteśmy w stanie uchwycić wszystkich szczegółów związanych z prawdą, która mówi o naszej solidarnej obecności i zbawieniu w Chrystusie, to naszym obowiązkiem jest zaakceptować tę naukę wiarą, gdyż niepodważalnym faktem jest, że prawda ta zawarta jest w Słowie Bożym. W pierwszej kolejności nie powinniśmy zanadto koncentrować się na tym czy tę prawdę rozumiemy czy nie, ale raczej na tym czy Słowo Boże przedstawia „prawdę w Chrystusie” jako fakt, i jeśli tak jest, to czy jesteśmy chętni do tego by te biblijną naukę zaakceptować.
Nasze odkupienie w Chrystusie jest również jedyną możliwą odpowiedzią przeciwko słusznym zarzutom oskarżającym chrześcijańskie poselstwo ewangelii o nieetyczne rozwiązanie problemu grzechu, według którego jako przestępcy unikamy kary dzięki temu, że ktoś niewinny zostaje ukarany na naszym miejscu, co jest sprzeczne z Bożą praworządnością i sprawiedliwością.
Słowo Boże nie poprzestaje jednak na twierdzeniu, że Jeden (Chrystus) umarł za wszystkich, ale że wszyscy umarli w Jednym (w Chrystusie) (2Kor 5:14). Człowieczeństwo, które przyjął Chrystus faktycznie było naszym zjednoczonym, zbiorowym człowieczeństwem, które potrzebowało odkupienia. A ponieważ poprzez to wcielenie my byliśmy w Nim, to również w Nim prowadziliśmy doskonale bezgrzeszne życie w ciele, i także w Nim nasze reprezentacyjne ciało grzechu zostało uśmiercone.
Zwróćmy teraz uwagę na to jakie zrozumienie tego kluczowego dla ewangelii motywu w Chrystusie mają wybrani protestanccy autorzy i teolodzy:
„Biorąc na Siebie nasze człowieczeństwo, Chrystus nie przyjął natury jednego, ale wszystkich. Nie był On tylko jednym człowiekiem pośród wielu ludzi, ale w Nim skupiona została cała ludzkość. W ten sposób rodzaj ludzki zawsze był i jest, jeśli można tak powiedzieć, naturalnie z Nim zjednoczony. Jego czyny są w rzeczywistości naszymi czynami, Jego śmierć jest naszą śmiercią i Jego zmartwychwstanie naszym zmartwychwstaniem” (Brook Foss Westcott, The Gospel of the Resurrection, 39).
„Kiedy Syn Boży przywdział ciało, wtedy prawdziwie i kompletnie wziął na siebie łaskawie nasze jestestwo, naszą naturę, wziął nas. Takie było wieczne postanowienie trójosobowego Boga. Również teraz, my nadal jesteśmy w Nim. Tam, gdzie On jest, my także jesteśmy. Byliśmy w Nim przy wcieleniu, na krzyżu i przy zmartwychwstaniu. My należymy do Niego, bo jesteśmy w Nim. To dlatego Pismo nazywa nas ciałem Chrystusa” (Dietrich Bonhoeffer, Life Together, 35).
„Jezus Chrystus był reprezentantem ludzkości – ludzkości skupionej w Nim. Kiedy wziął ciało wziął ludzkość… Jest to najbardziej chwalebna prawda chrześcijaństwa. Prawda ta faktycznie stanowi chrześcijaństwo, jest ona jądrem, życiem i sercem chrześcijaństwa” (W. W. Prescott, 1895, G.C. Bulletin, 24).
„Chrystus przygotował zbawienie dla ludzi przez swoje posłuszeństwo w stosunku do wszystkich Bożych przykazań. Nie dokonał tego wychodząc z Siebie i wchodząc w kogoś innego, ale umieszczając ludzkość w sobie. W ten sposób wywiódł dla ludzkości istnienie z siebie. Dzieło odkupienia polega na umieszczeniu ludzkości w Chrystusie i zjednoczeniu upadłej rasy z boskością. Chrystus przyjął ludzką naturę, aby ludzie mogli być z Nim jedno, tak jak On jest jedno z Ojcem, aby człowiek mógł stać się uczestnikiem boskiej natury i mieć pełnię w Nim”. (Ellen White, Sellected Messages, 1: 250, 251).
„Błogosławiona dusza, która może powiedzieć: Jestem winna przed Bogiem, ale Chrystus jest moim obrońcą… Jestem zgubiona w Adamie, ale ocalona w Chrystusie” (Ellen White, Sons and Doughters of God, 120).
„Chrystus zapłacił cenę za każdą ludzką istotę. Nikt nie musi być zgubiony. Wszyscy zostali odkupieni. Ci, którzy przyjmują Chrystusa jako osobistego Zbawiciela uzyskają moc do stania się synami i córkami Boga (Letter 53, 1904).
„On (Chrystus) poniósł karę za każdego człowieka” (Manuscript 77, 1899).
„Chrystus przyszedł na ziemię i złożył ofiarę o takiej wartości, że zdołał odkupić całą rasę” (Letter 67, 1902).
„Świat nie uznaje tego, że płacąc nieskończoną cenę Chrystus wykupił rodzaj ludzki. Nie uznają oni faktu, że przez stworzenie i odkupienie, uzurpuje On sobie słuszne prawo do każdej ludzkiej istoty” (Ellen White, Letter 136, 1902).
„Jako że Chrystus niósł grzechy każdego przestępcy, dlatego też grzesznik, który nie uwierzy w Chrystusa…, który odrzuca to światło i nie chce respektować i okazywać posłuszeństwa Bożym przykazaniom, poniesie karę za swoje przestępstwo” (Manuscript 133, 1897).
Już sam fakt, że wszyscy ludzie zmartwychwstaną – jedni do życia a inni na potępienie – (Jan 5:28,29) dowodzi, że Jezus faktycznie zbawił całą rasę ludzką. Jeśli ktokolwiek zginie na wieki, to będzie tak dlatego, że świadomie i ostatecznie odrzucił zbawienie, którego już Bóg dla niego dokonał w Chrystusie (Jan 3:18,36).
Podsumowując ten ważny rozdział, zwróćmy jeszcze uwagę na niektóre wspaniałe błogosławieństwa jakie stają się naszym udziałem w rezultacie przyjęcia tej zawartej w Chrystusie prawdy:
- Pokój z Bogiem.
Jest to pierwsze i natychmiastowe błogosławieństwo, które otrzymujemy w wyniku usprawiedliwienia przez wiarę w Chrystusa (Rzym 5:1). Oznacza to, że „teraz nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie” (Rzym 8:1). W świetle tego faktu, chrześcijanie mogą śmiało przyjść do Boga z całkowitą pewnością zbawienia. Jest tak, ponieważ teraz Bóg nie patrzy na nich przez pryzmat ich własnego postępowania, ale tego co uczynił dla nich Chrystus w jego świętej historii (Heb 10:19-22).
- Pewność odpuszczenia grzechów.
Gdy przez wiarę akceptujemy naszą obecność w Chrystusie, możemy wiedzieć, że nasze grzechy są nam odpuszczone, i że dzięki temu możemy stać przed Bogiem już teraz i w czasie sądu jako doskonali w Chrystusie (Ef 1:3-7; 1Jan 2:1-2). „Przez wiarę w Jego krew, wszyscy mogą stać się doskonałymi w Jezusie Chrystusie. Możemy powiedzieć, że jesteśmy uświęceni, możemy cieszyć się przychylnością Boga. Nie musimy zamartwiać się o to, co Chrystus i Bóg myślą o nas, ale co Bóg myśli o Chrystusie, działającym w naszym imieniu”. (Selected Messages, 2:32-33).
- Nowonarodzenie.
Skutkiem usprawiedliwienia z wiary jest również nowonarodzenie. Oznacza to, że stare przeminęło i wszystko stało się nowe (2Kor 5:17). Ta wymiana naszego potępionego życia na sprawiedliwe życie Chrystusa jest wynikiem tego, że wiarą jesteśmy posłuszni prawdzie ewangelii. Zapewnia nam to nie tylko paszport do nieba, ale sprawia też, że również święte życie staje się już teraz możliwe za sprawą działającej w nas mocy Ducha Świętego (Rzym 8:9-11; Gal 5:16).
- Status dzieci Bożych.
Jednym z największych przywilejów, jakich dostępujemy w wyniku naszej przyjętej wiarą jedności z Chrystusem, jest to, że stajemy się zaadoptowanymi dziećmi Boga (Rzym 8:15-17; Gal 4:4-5; 1Jan 3:1-2). Oznacza to też, że stajemy się „współdziedzicami z Chrystusem” (Rzym 8:17) i będziemy królować z Nim przez tysiąc lat w czasie millenium a potem przez nieskończoną wieczność, kiedy ziemia zostanie odnowiona (Obj 20:6; 22:5)! Z tego właśnie powodu Paweł napisał o tym błogosławieństwie jako o „przemożnym bogactwie Bożej łaski i dobroci względem nas, w Chrystusie Jezusie” (Ef 2:7).
Wszystkie te błogosławieństwa stają się naszym udziałem, tylko dlatego, że „On (Bóg) tego, który nie znał grzechu, za nas grzechem uczynił, abyśmy w nim stali się sprawiedliwością Bożą” (2Kor 5:21). Jednakże ta cudowna prawda, która jest w Chrystusie nie może znaleźć swojego wypełnienia w naszym życiu jeśli będziemy uparcie czynić różnicę pomiędzy człowieczeństwem Chrystusa a tym, które przyszedł On odkupić.
Ponieważ w wyniku Bożej ingerencji byliśmy w Nim, przez wiarę mamy legalne prawo do wszystkiego, czego dokonał On w swoim życiu, śmierci i zmartwychwstaniu. To właśnie z tego powodu, Chrystus oświadczył, że ci, którzy wierzą w Niego już przeszli ze śmierci do życia (Jan 5:24). Tak właśnie wygląda ta niesamowita dobra nowina o usprawiedliwieniu przez wiarę w Chrystusa, której owocem jest świętość życia.
Są jednak tacy, którzy oponują tej chwalebnej idei, mówiącej o tym czego Bóg dokonał dla nas w Chrystusie. Twierdzą oni, że jeśli faktycznie wypełniliśmy prawo w Chrystusie, to czy w takim razie nie możemy powiedzieć, że w rzeczywistości sami siebie zbawiliśmy? Czy coś takiego nie jest formą samousprawiedliwienia i ograbienia Chrystusa z należnej Mu chwały?
Odpowiedź brzmi: Nie! Żadna zasługa z tytułu naszego zbawienia w Chrystusie nie może być nam przypisana, a to dlatego że my nie odgrywaliśmy rzeczywistej roli w faktycznym posłuszeństwie Chrystusa. I tak jak Bóg nie czyni nas odpowiedzialnymi czy winnymi z tytułu grzechu Adama, gdyż nie został on popełniony w następstwie naszej osobistej decyzji (wyboru), tak też nie mamy żadnej osobistej zasługi w posłuszeństwie Chrystusa, gdyż również w tym przypadku Jego posłuszeństwo, choć faktycznie było reprezentacyjne, to nie było wynikiem naszej osobistej decyzji czy wyboru.
Jednakże, tak jak grzech Adama potępił na śmierć całą ludzkość, ponieważ byliśmy w nim kiedy okazał on nieposłuszeństwo Bożemu nakazowi, tak też posiadamy legalne prawo do sprawiedliwości Chrystusa, gdyż Bóg poprzez dzieło inkarnacji zjednoczył swego Syna z naszym wspólnym człowieczeństwem, tak aby mógł On stać się naszym Zastępcą, Reprezentantem i Poręczycielem w Jego dziele odkupienia. I dlatego cała chwała z tego tytułu należy się wyłącznie Jemu.
- DWA CZŁOWIECZEŃSTWA – I
Jedną z najbardziej jasnych nauk apostoła Pawła odnośnie tego czego Bóg dokonał dla nas w Chrystusie jest niezwykle ważne porównanie Adama z Chrystusem oraz wykazanie tego, co ich różni. Nazywa on ich pierwszym oraz ostatnim Adamem (1Kor 15:45). Paweł wyjaśnia, że pierwszy Adam zapoczątkował grzeszny rodzaj ludzki, podczas gdy Chrystus – ostatni Adam – dał początek nowej ludzkości, którą odkupił z jej starej grzesznej postaci (2Kor 5:17). Koncepcja Pawła mówiąca o dwóch Adamach jest najistotniejszym dowodem w całym Nowym Testamencie, potwierdzającym to, że człowieczeństwo Chrystusa było uczynione na podobieństwo naszego wspólnego grzesznego człowieczeństwa, które potrzebowało odkupienia.
Cała siła przedstawionej przez Pawła koncepcji zestawienia całej ludzkości będącej „w Adamie” i „w Chrystusie wynika z popularnej w tamtych czasach idei ludzkiej solidarności. Słowo Adam użyte zostało około 510 razy w hebrajskim Starym Testamencie. Tylko sporadycznie słowo to odnosi się do Adama jako stworzonej przez Boga w Edenie jednostki. W większości przypadków słowu temu nadane zostało kolektywne znaczenie wyrażające ideę wspólnej i skumulowanej jedności.
Dwa kluczowe fragmenty pism autorstwa Pawła, które dotyczą koncepcji dwóch Adamów jako źródeł dwóch różnych ludzkości znajdują się w Rzym 5:12-21 oraz 1Kor 15:21-22. I w żadnym z tych fragmentów Paweł nie porównuje Adama z Chrystusem w celu wykazania, że posiadali oni identyczne bezgrzeszne ludzkie natury. Kiedy w Rzym 5:14 Paweł oświadcza, że „Adam jest typem, tego, który miał przyjść (Chrystusa)”, to z pewnością nie miał on tu na myśli tego, że Chrystus – jako ostatni Adam, miał przyjść w tej samej bezgrzesznej ludzkiej naturze, która był udziałem Adama jeszcze przed upadkiem. Wyciągnięcie takiego wniosku, co niestety czynią niektórzy z naszych współwyznawców, jest jedynie wyrwanym z kontekstu domysłem.
Kiedy Paweł mówi, że Adam jest typem, albo wzorem wskazującym na Chrystusa – drugiego Adama, to ma jedynie na myśli to, że tak jak to, co uczynił Adam dotknęło całą ludzkość, tak też to, co uczynił Chrystus również dotyczyło całej ludzkości: „Jeżeli bowiem przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich śmierć, to o ileż obficiej spłynęła na nich wszystkich łaska i dar Boży, łaskawie udzielony przez jednego Człowieka, Jezusa Chrystusa” (Rzym 5:15. Jest to jedyne podobieństwo, jakie Paweł przedstawia w swoich pismach porównując Chrystusa z Adamem. W 1Kor 15:21-22 mówi on: „Skoro bowiem przyszła przez człowieka śmierć, przez człowieka też przyszło zmartwychwstanie. Albowiem jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy zostaną ożywieni”. W każdym z tych przypadków to, co uczynił zarówno pierwszy jak i drugi Adam (Chrystus) objęło również całą ludzkość.
Rzym 5:12-21 jest bez wątpienia najważniejszym fragmentem w całej Biblii wyjaśniającym prawdę na temat dwóch Adamów. Autor eksponuje tutaj to w jaki sposób Bóg usprawiedliwia grzesznych ludzi zachowując jednocześnie integralność względem własnego prawa, które domaga się od nich śmierci. A oto, co na temat tej części listu do Rzymian napisał w swoim komentarzu do tego listu znany szwedzki teolog – Anders Nygren:
„Najlepszym miejscem, od którego należy zacząć, aby uchwycić właściwy obraz listu do Rzymian jest część piątego rozdziału porównująca Adama do Chrystusa. Jest to klucz do zrozumienia całego listu. Jeśli właściwie zrozumiemy tę część, wówczas wszystko, co poprzedza ten rozdział i to, co następuje po nim objawi się nam jako jedna harmonijna całość”.
Niestety prawdą jest, że fragment ten jest też jednym z najbardziej kontrowersyjnych i trudnych części całego Pisma Świętego. Z tego powodu jest on również jednym z najbardziej zaniedbanych i unikanych przez kaznodziejów rozdziałów Biblii. Pomijając jednak ten fragment, nie jesteśmy w stanie prawidłowo zrozumieć głębi ewangelii oraz prawdy na temat ludzkiej natury Jezusa Chrystusa.
Niepodważalnym faktem jest to, że Bóg postępuje z ludzkością używając zasady kolektywizmu (solidarności) zarówno w odniesieniu do przyczyny naszego potępienia, jak i źródła naszego usprawiedliwienia. Faktycznie, Biblia przedstawia trzy oczywiste fakty odnośnie całego rodzaju ludzkiego:
- Wszyscy zostaliśmy stworzeni w jednym człowieku. Według Dz Ap 17:26 rasa ludzka jest powieleniem życia jednego człowieka.
- Wszyscy staliśmy się grzeszni w jednym człowieku – Adamie: „Bo jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wielu (w oryginale: tych wielu, czyli wszyscy) stało się grzesznikami (użyty tutaj został zaprzeszły historyczny czas aoryst)” (Rzym 5:19).
- Na podobnej zasadzie, wszyscy zostali odkupieni, również w jednym człowieku – Chrystusie: „Tak też przez dzieło usprawiedliwienia jednego przyszło dla wszystkich ludzi usprawiedliwienie ku żywotowi” (Rzym 5:18); „To znaczy, że Bóg w Chrystusie świat (wszystkich ludzi) z sobą pojednał” (2Kor 5:19). Tak właśnie wygląda wspaniała i bezwarunkowa dobra nowina ewangelii.
Tak, to prawda, że każdy z nas indywidualnie akceptuje to zbawienie, ale faktem jest, że cała ludzkość wspólnie została potępiona w Adamie i tak samo solidarnie została odkupiona w Chrystusie. I dokładnie o tym mówi Rzym 5:12-21.
Zwróćmy uwagę na to, co Paweł mówi w Rzym 5:11-12: „Chlubimy się też w Bogu przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa, przez którego teraz dostąpiliśmy pojednania. Przeto jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, tak i na wszystkich ludzi śmierć przyszła, bo wszyscy zgrzeszyli”.
W wierszu 12 Paweł wyraża trzy oddzielne, ale powiązane ze sobą prawdy:
- Grzech wszedł na świat i ogarnął całą rasę ludzka przez jednego człowieka.
- Grzech ten spowodował, że jeden człowiek (Adam) został potępiony i skazany na śmierć.
- Ponieważ jednak grzech tego jednego człowieka (Adama) wszedł na świat, naturalną tego konsekwencją było rozprzestrzenienie się go również na wszystkie istoty ludzkie.
Zauważmy, że Paweł rozpoczyna wiersz 12 zwrotem „dlatego też” (BT), sugerując związek z wierszem 11. Jest tak, ponieważ pragnął pokazać czytelnikom, że tak jak Adam jest przyczyną naszego problemu grzechu i ponosi odpowiedzialność za taki stan rzeczy, tak samo Chrystus jest jedynym źródłem naszego zbawienia, i jest to wyłącznie Jego zasługą. To właśnie z tego powodu, Paweł napisał do Koryntian: „Ten, kto się chlubi niech w Panu się chlubi (w tym czego On dokonał)” (1Kor 1:31; 2Kor 10:17).
Pamiętajmy też o tym, że słowo „świat” użyte w wierszu 12 oznacza cały rodzaj ludzki i ma to samo znaczenie jak to, które zostało wyrażone w Ewangelii Jana 3:16. Stwierdzenie „Bóg tak umiłował świat” faktycznie oznacza, że Bóg umiłował całą ludzkość.
Kontynuując, Paweł mówi, że tak jak grzech wszedł na świat przez Adama, tak też i „śmierć przez grzech” (Rzym 5:12). Bóg bardzo wyraźnie oświadczył naszym pierwszym rodzicom: „Dnia, którego jeść będziesz z niego (zakazany owoc), śmiercią umrzesz” (1Moj 2:17, BG). Natychmiastowym wynikiem grzechu Adama była jego duchowa śmierć, która nastąpiła tego samego „dnia”, w którym złamał on Boży nakaz. W następstwie tego, że grzech (który „wszedł na świat” za sprawą Adama) sprawił, że Adam został skazany na śmierć, w naturalny sposób śmierć objęła też cały rodzaj ludzki. Paweł napisał tak pomimo tego, iż mógł przypuszczać, że stwierdzenie to wywoła oburzenie wśród wielu odbiorców jego listu, którzy powiedzieliby: To niemożliwe, aby sprawiedliwy i święty Bóg pozwolił na to, aby coś tak nieetycznego w ogóle miało miejsce! Paweł jednak faktycznie i jednoznacznie wyraził tę prawdę w Rzym 5:12 sugerując, że kiedy Adam zgrzeszył, to i „wszyscy zgrzeszyli”.
Niestety, to ostatnie wyrażenie w Rzym.5,12: „wszyscy zgrzeszyli” nie zostało przez Pawła dokończone i dzisiaj jest powodem nieporozumień. Wielu teologów spiera się o to, czy autor miał tu na myśli, że wszyscy musimy umrzeć, bo wszyscy solidarnie zgrzeszyliśmy w Adamie naszym reprezentancie i jego grzech stał się naszym udziałem, czy może Paweł miał na myśli to, że wszyscy musimy umrzeć, ponieważ zgrzeszyliśmy tak jak Adam, czyli w wyniku swoich własnych grzechów?
Próbując rozwiązać ten problem musimy stale pamiętać, że Paweł napisał to w kontekście stwierdzenia, według którego Adam, jest tutaj typem albo wzorem wskazującym na Chrystusa (5:14). I dlatego, zgodnie z tym, wszystko co powiemy tutaj o Adamie musi być również prawdą w odniesieniu do Chrystusa. Jeśli więc upieramy się przy tym, że wszyscy umieramy, gdyż zgrzeszyliśmy tak jak Adam zgrzeszył (w wyniku swoich własnych grzechów), a nie dlatego, że wszyscy zgrzeszyliśmy w nim, to zachowując zasady użytej tutaj przez Pawła analogii, musimy też powiedzieć, że wszyscy mamy zagwarantowaną wieczność (zbawienie), gdyż wszyscy jesteśmy posłuszni tak jak Chrystus. Ewangelia w takim przypadku przestaje być dobrą nowiną, ale staje się próbą zbawienia się przez własne uczynki, herezją, kłamstwem i czymś zupełnie nierealnym, gdyż nikt z nas nie jest w stanie nigdy nie zgrzeszyć jak Chrystus.
Istnieje wiele powodów, dla których Paweł w końcowej części wiersza 12 musiał mieć na myśli to, że wszyscy musimy umrzeć, gdyż solidarnie zgrzeszyliśmy w Adamie:
- Jednym z najważniejszych argumentów jest to, co napisał autor w dwóch następnych wersetach, które stanowią uzupełnienie wiersza 12:
„Albowiem już przed zakonem grzech był na świecie, ale grzechu się nie liczy, gdy zakonu nie ma; Lecz śmierć panowała od Adama aż do Mojżesza nawet nad tymi, którzy nie popełnili takiego przestępstwa jak Adam, będący obrazem tego, który miał przyjść” (Rzym. 5:13-14).
Z wiersza 13 wynika, że według Pawła na ziemi był taki okres („od Adama do Mojżesza”), czyli do czasu nadania prawa na górze Synaj, kiedy to prawo nie istniało jeszcze wtedy jako legalny kodeks prawny. Pomimo tego jednak, ci którzy żyli w tamtym czasie (bez prawa przedstawionego im oficjalnie jako legalny kodeks prawny) byli grzesznikami! I dlatego na początku wiersza 13 Paweł napisał, że „przed zakonem (przed nadaniem prawa w formie pisanej na Synaju) grzech był na świecie”.
Dalej jednak, w tym samym 13 wierszu Paweł wyjaśnia też, że grzechy ludzi żyjących przed oficjalnym ogłoszeniem prawa na górze Synaj nie mogły legalnie skazać ich na śmierć, bo nie było jeszcze wówczas przykazań w formie pisanej. Inaczej mówiąc, Bóg nie mógłby pozostać sprawiedliwym, gdyby ukarał wówczas grzeszników śmiercią za łamanie przykazań (z powodu ich własnych grzechów), kiedy tych przykazań jeszcze oficjalnie nie ogłosił, dlatego że „bez zakonu grzech się nie liczy” (Rzym. 5.13).
Pomimo tego jednak, że Paweł napisał, iż grzechy przed Synajem nie mogły dać prawa do tego, by skazać grzesznika na śmierć, bo było to przed nadaniem zakonu, to pomimo tego – jak dalej wyjaśnia w wierszu 14 – ci grzesznicy już wtedy umierali („śmierć panowała od Adama do Mojżesza”). Jakim prawem zatem umierali, skoro jeszcze wtedy nie mogli być legalnie skazani na śmierć z powodu własnych grzechów?
Odpowiedź na to pytanie może być tylko jedna: Skoro powodem ich śmierci nie były ich własne grzechy, a jakiś grzech musiał być powodem tego, iż umierali, bo śmierć jest wyłącznie „zapłatą za grzech”, to jasno wynika z tego, że w tamtym czasie ci wszyscy ludzie umierali, bo zgrzeszyli w Adamie!
A zatem, kontekst wiersza 12, jednoznacznie wskazuje na to, że apostoł Paweł w wierszu tym musiał mieć na myśli to, że wszyscy umierają, bo zgrzeszyli w Adamie, a nie jak Adam.
- Kolejnym mocnym argumentem świadczącym o tym, że w 12 wierszu Paweł miał na myśli to, iż musimy umrzeć, bo zgrzeszyliśmy w Adamie, jest gramatyka, a konkretnie czas, jakiego autor użył dla wyrażenia zwrotu „bo wszyscy zgrzeszyli”. To ostatnie znajdujące się w tym 12 wierszu słowo „zgrzeszyli” świadomie zostało napisane przez natchnionego Pawła w zaprzeszłym dokonanym czasie aoryst. W greckiej gramatyce wyraża on coś, co wydarzyło się w określonym czasie w przeszłości. Gdyby więc Paweł miał na myśli to, że wszyscy umieramy, bo zgrzeszyliśmy jak Adam (w wyniku własnych grzechów), wtedy użyłby czasu teraźniejszego, a nie tego unikalnego zaprzeszłego historycznego czasu!
- Tego samego zaprzeszłego czasu użył Paweł w Rzym. 3,23, pisząc: „Gdyż wszyscy zgrzeszyli (w Adamie oczywiście) i brak im chwały Bożej”. Autor nie poprzestaje jednak na tym, że wszyscy zgrzeszyliśmy (już w Adamie), lecz dodaje: „i brak im chwały Bożej”. To drugie stwierdzenie, odnoszące się już do naszych osobistych grzechów i niedoskonałości zostało napisane w czasie teraźniejszym ciągłym, upewniając nas tym sposobem, że to pierwsze stwierdzenie musi odnosić się do grzechu, który popełniliśmy w Adamie.
- To, że Paweł w wierszu 12 musiał mieć na myśli to, iż umieramy w wyniku grzechu w Adamie, znajduje swoje uzasadnienie nie tylko w wierszach 13 i 14, ale kolejnych wersetach od 15 do 19, gdzie Paweł w sposób zdecydowany i jednoznaczny wyraża tę sama prawdę:
„Jeśli przez upadek jednego człowieka umarło wielu, to daleko obfitsza okazała się dla wielu łaska Boża i dar przez łaskę jednego człowieka, Jezusa Chrystusa…
Albowiem wyrok za jeden upadek przyniósł potępienie, ale dar łaski przynosi usprawiedliwienie z wielu upadków.
Albowiem jeśli przez upadek jednego człowieka śmierć zapanowała przez jednego, o ileż bardziej ci, którzy otrzymują obfitość łaski i daru usprawiedliwienia, królować będą w życiu przez jednego, Jezusa Chrystusa.
A zatem, jak przez upadek jednego człowieka przyszło potępienie na wszystkich ludzi, tak też przez dzieło usprawiedliwienia jednego przyszło dla wszystkich ludzi usprawiedliwienie ku żywotowi.
Bo jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wielu stało się grzesznikami, tak też przez posłuszeństwo jednego wielu dostąpi usprawiedliwienia”.
Czytając wyżej cytowane fragmenty, należy też pamiętać o tym, że w oryginalnym tekście greckim słowo przetłumaczone w wierszach 15 i 19 jako „wielu” poprzedzone jest przedimkiem określonym, wyraźnie wskazującym na to, że chodzi tu o „tych wielu” (ang. „the many”), czyli „wszystkich” ludzi z wiersza 12 oraz 18 (z tego powodu, choć w innych polskich przekładach słowo to przetłumaczono w wierszach 15 i 19 jako „wielu”, to w Biblii Tysiąclecia, przetłumaczono je jako „wszyscy” – uw. tłum.): „Jeżeli bowiem przestępstwo jednego sprowadziło na wszystkich śmierć, to o ileż obficiej spłynęła na nich wszystkich łaska i dar Boży, łaskawie udzielony przez jednego Człowieka, Jezusa Chrystusa” (Rzym 5:15).
W każdym z tych wierszy (15-19) – stanowiących kontekst wiersza 12 – aż 5 razy autor zapewnia, że wszyscy musimy umrzeć, jesteśmy osądzeni i potępieni z powodu grzechu Adama, a nie swoich osobistych grzechów!
Chociaż, według Pawła, różnica pomiędzy Adamem i Chrystusem (ostatnim Adamem), polega na tym, że w przeciwieństwie do Adama, Chrystus nigdy nie zgrzeszył, to Paweł wyraźnie akcentuje tu przede wszystkim podobieństwo, jakie między nimi istnieje, a którym jest prawda, mówiąca o tym, że choć ich dokonania były zupełnie różne, to wszystko, co uczynili objęło również cały rodzaj ludzki.
Niestety, ponieważ prawda ta (słusznie) utrzymuje, że dzieło zbawienia całej ludzkości zostało już dokonane w Chrystusie (ostatnim Adamie), to ta biblijna nauka jest często niesłusznie wiązana z herezją uniwersalizmu, czyli twierdzeniem, które utrzymuje, że wszyscy będą zbawieni. Oskarżenie to jest jednak niesłuszne, gdyż prawda ta również wyraźnie mówi o tym, że choć zbawienie całej ludzkości w Chrystusie jest historycznym faktem, to ponieważ jest ono również Bożym wymagającym akceptacji „darem” (z tego powodu Paweł często używa słowa „dar” w wierszach 15-18), dlatego też nie wszyscy będą w konsekwencji literalnie zbawieni, gdyż nie każdy akceptuje ten dar autentyczną wiarą. W Rzym 5:17, na przykład, Paweł wyraźnie stwierdza, że jedynie ci, którzy „obfitość tej łaski i dar sprawiedliwości przyjmują, … królować będą przez tegoż jednego Jezusa Chrystusa” (BG).
Prawdopodobnie, nie będzie błędem, jeśli wyrazimy tę prawdę w następujący sposób: Chociaż grzech Adama obiektywnie potępił cały rodzaj ludzki (w.18), to potępienie to nie jest skuteczne i nie staje się rzeczywistością w praktyce oraz indywidualnym życiu każdego z nas aż do momentu naszych narodzin. Podobnie też, chociaż posłuszeństwo Chrystusa obiektywnie usprawiedliwiło wszystkich (w.18), to nie jest ono skuteczne i nie staje się rzeczywistością, ani też naszym indywidualnym i subiektywnym doświadczeniem, dopóki tego daru nie zaakceptujemy i nie narodzimy się na nowo. Sam Jezus, wyraził tę prawdę jasno w rozmowie z Nikodemem, mówiąc: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci, jeśli się kto nie narodzi na nowo, nie może ujrzeć Królestwa Bożego” (Jan 3:3).
Po raz pierwszy rodzimy się w Adamie, poprzez proces prokreacji, na co nie mamy wpływu, i co nie wiąże się z naszym wyborem. Po raz drugi zaś możemy narodzić się na nowo w Chrystusie przez wiarę. Wiara zaś, jest wypływającym z serca posłuszeństwem względem prawdy ewangelii. To właśnie dlatego, apostoł Paweł napisał do wierzących w Rzymie: „Dzięki Bogu za to, że – będąc niegdyś niewolnikami grzechu – okazaliście płynące z serca posłuszeństwo nauce (ewangelii), która stała się wzorem waszego postępowania” (Rzym 6: 17, Biblia Poznańska). Stąd, wyłącznie ci, którzy akceptują dar zbawienia są usprawiedliwieni przez wiarę oraz doświadczają „pokoju z Bogiem” (Rzym 5:1).
Ponieważ Bóg już przy stworzeniu obdarzył ludzkie istoty wolnością wyboru, z tego powodu nigdy na nikim nie wymusza zbawienia. Ewangelia więc wymaga odpowiedniej reakcji ze strony człowieka. I taką pozytywną reakcją jest wiara, która jest powiedzeniem Bogu „tak” w odpowiedzi na oferowany przez Boga historyczny dar, przygotowany przez Niego w Chrystusie. Dlatego też, wyłącznie ci, którzy przez wiarę przyjmują ten przeobfity dar Bożej łaski, „królować będą z Chrystusem” prze całą wieczność. To właśnie z tego powodu, w ewangelii Mateusza 24:14, Chrystus powiedział, że koniec nie nastanie dopóki ta ewangelia o królestwie nie będzie głoszona po całym świecie na świadectwo, co pozbawi jakiejkolwiek wymówki tych, którzy tę ewangelię odrzucili.
Osobiście wierzę, że gdyby adwentyzm zaakceptował tę biblijną prawdę, wtedy uwolniłoby to nas od całego tego zamieszania związanego z przeróżnymi, często błędnymi, pojęciami na temat ewangelii. Dałoby to również jasny obraz tego, jaka ludzka natura stała się udziałem Zbawiciela, gdyż akceptując prawdę o tym, że Chrystus jako ostatni Adam reprezentował cały upadły rodzaj ludzki, i że my wszyscy jako grzeszna rasa znajdowaliśmy się w Nim, byłoby niezmiernie dziwne, gdybyśmy w tym samym czasie nauczali, że aby mieć prawo nas reprezentować Jego ludzka natura nie musiała być taka jak nasza upadła natura. Stanowisko takie byłoby nieporozumieniem, gdyż w takim przypadku, z racji posiadanej przez nas upadłej natury, nie mielibyśmy prawa znajdować się w Chrystusie. Prawo takie miałby jedynie bezgrzeszny Adam, ale jemu z kolei taka obecność w również wolnym od upadłej ludzkiej natury Chrystusie, do niczego by się nie przydała, gdyż na tamtym etapie bezgrzeszny Adam nie potrzebował odkupienia.
Grzech Adama dotknął nas wszystkich w każdej sferze naszej natury, zarówno fizycznej, moralnej, jak też i duchowej. Jeśli więc Chrystus nie przyjął naszego człowieczeństwa i to we wszystkich jego aspektach, wtedy nie mógłby zbawić nas od grzechu w pełnym jego wymiarze. Gdy więc utożsamiamy Chrystusa jedynie z fizycznym upadłym człowieczeństwem, wtedy w konsekwencji bardzo ograniczamy dobrą nowinę ewangelii.
W Rzym 5:18 Paweł kontynuuje swoją ekspozycje na temat dwóch Adamów wyrażając pogląd, według którego cała ludzkość stoi potępiona na śmierć z powodu grzechu Adama, oraz że na takiej samej zasadzie cała ludzkość została usprawiedliwiona przez posłuszeństwo w Chrystusie.
Następnie, w wierszu 19, autor przechodzi do następnego wymiaru problemu grzechu i jego rozwiązania, mówiąc: „Bo jako przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wiele ich stało się grzesznymi, także przez posłuszeństwo jednego wiele ich stanie się sprawiedliwymi (Rzym 5: 19, Biblia Brzeska).
Bardzo ważne są użyte tutaj zwroty: „stało się” oraz „stanie się”, którego dosłowne znaczenie może być wyrażone słowem „ustanowić”. Paweł użył tego zwrotu, aby wyjaśnić tutaj, że kiedy Adam zgrzeszył, wówczas nie tylko on oraz jego potomstwo znalazło się pod potępieniem śmierci, ale radykalnej zmianie uległa też natura Adama, która od tamtej pory stała się grzeszna, i taką właśnie naturę przekazał on całemu swemu potomstwu. I to właśnie ta natura „ustanawia” nas grzesznikami, i w wyniku tego jesteśmy grzeszni nie tylko w sferze naszego postępowania, ale także z natury.
Aby to lepiej zrozumieć musimy uświadomić sobie to, co stało się z naturą Adama w wyniku upadku. Według 1Moj 1:26-27, Adam i Ewa zostali stworzenie na obraz Boga. Apostoł Jan mówi nam w 1Jan 4:8,16, że Bóg jest miłością agape, która jest bezwarunkowa i niesamolubna. Ponieważ Adam i Ewa stworzeni byli na obraz Boga, ich natury – podobnie jak to jest w przypadku Boga – kontrolowane były przez tą samą Bożą miłość agape, która „nie szuka swego” (1Kor 13:5), co zresztą stanowi podstawę bezgrzesznej ludzkiej natury.
Jednakże, gdy tylko Adam zdecydował się postąpić w brew swojej bezgrzesznej naturze, natura ta zmieniła swój bieg i zawróciła w jego własnym kierunku, w kierunku jego własnego ja. Oto w jaki sposób wyraża tę prawdę Ellen White: „Przez nieposłuszeństwo moce Adama uległy deprawacji, i egoizm zajął miejsce miłości” (Steps to Christ, 17). A ponieważ Adam mógł nam przekazać jedynie naturę, którą sam posiadał, tym sposobem każdy z nas urodził się z taką samą egocentryczną naturą, kontrolowana przez tę miłość, która zboczyła z drogi niesamolubnej miłości i zawróciła w kierunku własnego ja i egoistycznej miłości. I dokładnie takie znaczenie ma wyrażające jedną z form grzechu hebrajskie słowo oznaczające „nieprawość” lub „niegodziwość” (ang. „iniquity”) (Iz 53:6). Z tego powodu, grzech, jest przede wszystkim tym, co stanowi naszą naturę. Nasze zaś grzeszne uczynki są jedynie tym, co dowodzi zepsucia naszej natury. Z tego też powodu, aby być naszym kompletnym Zbawicielem od grzechu, Chrystus musiał nie tylko zbawić nas od grzechu Adama oraz wielu naszych osobistych grzechów, które potępiają nas na śmierć, ale musiał też zbawić nas od tej właśnie natury grzechu, która stanowi główny problem grzechu. I to właśnie jest tą wspaniałą dobrą nowiną, którą Paweł przedstawia w drugiej części Rzym 5:19, sugerując, że „przez posłuszeństwo jednego” (Chrystusa) i Jego zwycięstwo nad tą naszą wspólną upadłą i reprezentacyjną naturą (grzechem w liczbie pojedynczej) „wszyscy staną się sprawiedliwymi” (Rzym 5:19, BT).
Niezmiernie ważne jest, abyśmy też zwrócili baczną uwagę na gramatykę, a szczególnie czasy, jakich Paweł użył w wierszu 19 w celu wyrażenia tej właśnie prawdy mówiącej o skutkach grzechu Adama oraz posłuszeństwa Chrystusa w naszej naturze. Wyrażając naszą sytuację w Adamie Paweł użył zaprzeszłego, historycznego czasu aoryst. W celu określenia zaś prawdy, która jest w Chrystusie, używa on tego samego zwrotu „stać się” („ustanowić), ale wyraża to w czasie przyszłym: „stanie się sprawiedliwymi” (Rzym 5:19, Biblia Brzeska).
Użył on czasu przyszłego, ponieważ kiedy otrzymujemy sprawiedliwość Chrystusa przez wiarę, żadna zmiana nie zachodzi jeszcze wtedy w naszej naturze, która nadal pozostaje całkowicie grzeszna, zakrzywiona w kierunku ego, i jest tak do momentu śmierci lub powrotu Pana Jezusa, „kiedy to, co skażone przyoblecze się w nieskażoność (1Kor 15:53).
Nowy Testament jasno naucza tego, co oświadczył również Luter, a mianowicie, że chrześcijanin jest „simul justice et percarte”, czyli jednocześnie grzeszny i sprawiedliwy. Aż do momentu naszej śmierci my wierzący jesteśmy sprawiedliwi wyłącznie w Chrystusie, który jest jedynym źródłem naszej sprawiedliwości (1Tym 1:15). Co więcej, w obliczu faktu, że Paweł używa tutaj czasu przyszłego w odniesieniu do naszego położenia w Chrystusie, ta nadzieja posiadania statusu sprawiedliwych, znajduje zastosowanie wyłącznie w odniesieniu do wierzących, którzy wiarą przyjęli dar sprawiedliwości Chrystusa, którą uzyskał On dla wszystkich ludzi.
W Rzym 5:20, Paweł wyjaśnia w jaki sposób Bóg przekonuje nas ludzi, o tym, że grzech Adama faktycznie czyni nas wszystkich grzesznikami. Mówi on, że „Prawo weszło po to, by przestępstwo jeszcze bardziej się wzmogło”. Bóg dał rodzajowi ludzkiemu obietnicę zbawienia w Chrystusie (1Moj 3:15). Prawo jednak oficjalnie „weszło” na świat przez Mojżesza i z Bożej inicjatywy dużo później. Czy zostało ono dane jako warunek zbawienia? Odpowiedź brzmi: Zdecydowanie nie! Nie mogło tak być, ponieważ, gdyby prawo zostało wprowadzone po to, by stanowić warunek zbawienia, to zaprzeczałoby to obietnicy zbawienia w Chrystusie (Rzym 4:14-16; Gal 3:17-18). Dlaczego więc Bóg dodał prawo do daru zbawienia? Na to właśnie pytanie Paweł odpowiada w Rzym 5:20:
Prawo „weszło” (BT), albo zostało „dodane” do obietnicy, jak mówi Paweł, nie po to, by rozwiązać problem grzechu, ale jeszcze bardziej go wyeksponować, aby przekonać rodzaj ludzki o tym, że „przestępstwo (l. poj.) jednego człowieka” (Adama), zrodziło całą rasę grzeszników, którzy z kolei sami z siebie są jedynie zdolni do popełniania grzechów. Dobrą nowina jest jednak to, że posłuszeństwo Chrystusa nie tylko rozprawiło się z grzechem Adama, który wspólnie z dodanymi przez nas grzechami potępia nas (w.16), ale w Chrystusie mamy „o wiele więcej”, gdyż teraz w Chrystusie jesteśmy uznani za sprawiedliwych i jesteśmy doskonali pod względem uczynków jak i sprawiedliwości, a nawet w sferze natury. Tak właśnie wygląda bogactwo obfitości Bożej łaski, która została nam darowana pod postacią ewangelii w Chrystusie. Nic więc dziwnego, że Paweł woła: „Dzięki niech będą Bogu za Jego niewysłowiony dar” (2Kor 9:15)! Cały swój tok myślenia Paweł podsumowuje w wierszu 21, pisząc: „żeby jak grzech panował przez śmierć, tak i łaska panowała przez usprawiedliwienie ku żywotowi wiecznemu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego.
Wszystko, co Paweł napisał tutaj oraz w 1Kor 15:21-22 i innych miejscach, na temat pierwszego i ostatniego Adama, ma znaczenie tylko wtedy, gdy ludzką naturę Chrystusa zidentyfikujemy z naszą wspólną grzeszną i potępioną ludzką naturą, którą przyszedł odkupić. Gdy tylko w jakiejkolwiek mierze czynimy różnicę pomiędzy naszą grzeszną i potrzebującą odkupienia naturą i człowieczeństwem, które przyjął Chrystus, wtedy oddzielamy Go od nas, niszcząc przy tym główny i najważniejszy temat teologii Pawła, którym jest motyw „w Chrystusie” oraz koncepcja dwóch Adamów.
- DWA CZŁOWIECZEŃSTWA – II
Niestety, wielu adwentystów sprzeciwia się tej chwalebnej prawdzie mówiącej o dwóch Adamach oraz powszechnym usprawiedliwieniu rasy ludzkiej w Chrystusie. Ich opozycja opiera się głównie na trzech argumentach, które zakładają, że nauka ta:
- Bardzo przypomina katolicką doktrynę o grzechu pierworodnym; 2. Jest federalną teologią; 3. Podważa doktrynę o zastępczym zbawieniu, która mówi, że Chrystus umarł zamiast nas.
- Większość adwentystów ma bardzo wąskie pojęcie na temat tego czego faktycznie naucza doktryna o grzechu pierworodnym. Wszystko, co na ten temat wiedzą jest to, że jest to katolicka nauka, i dlatego powinna być zwalczana jako herezja.
Jedną z metod jakie szatan wykorzystuje w celu wypaczenia ewangelii jest łączenie prawdy z fałszem, tak aby chrześcijanie odrzucili prawdę wraz z kłamstwem. Szatan osiągnął na tym polu duży sukces i musimy mieć się na baczności aby nie wpaść w jego pułapkę.
Zwrot „grzech pierworodny”, choć jest terminem teologicznym, to faktycznie nie występuje on w Piśmie Świętym. Fakt ten jednak, nie musi oznaczać, że nauka ta jest herezją. Istnieje wiele doktryn, których chrześcijanie i my adwentyści nauczamy przypisując im różne terminy, które w Biblii nie występują. Dobrym przykładem jest doktryna mówiąca o sądzie przedadwentowym, albo o zastępczej ofierze Chrystusa. Te terminy również w Biblii nie występują, ale odnoszą się one do koncepcji, które w Biblii występują.
Żyjący w czwartym wieku po Chrystusie Augustyn, który był biskupem Hippony w Północnej Afryce, był pierwszym, który sformułował i głosił doktrynę o grzechu pierworodnym. Kościół Rzymsko-Katolicki zaś przyswoił sobie potem tę naukę. Także reformatorzy, a szczególnie Jan Kalwin, wierzyli, że jest ona prawdziwa, o czym świadczyć może choćby jej definicja podana w wyznaniu augsburskim sformułowana przez Melanchtona w 1530 roku:
„Kościoły nasze nauczają także, iż po upadku Adama wszyscy ludzie wydani na świat w sposób naturalny – rodzą się z grzechem, tj. bez bojaźni Bożej, bez ufności ku Bogu i ze złymi pożądaniami, iż ta ułomność, czyli przyrodzone skażenie, prawdziwie jest grzechem, ściągającym wieczne potępienie i śmierć na tych, co się nie narodzą na nowo przez chrzest i Ducha Świętego. Kościoły nasze potępiają pelagian i innych, którzy przeczą temu, że owo przyrodzone skażenie jest grzechem, i przyćmiewają chwałę zasługi oraz dobrodziejstw Chrystusa, utrzymując, iż człowiek może osiągnąć usprawiedliwienie przed Bogiem własną mocą i rozumem” (Konfesja Augsburska, II. O GRZECHU PIERWORODNYM).
Doktryna ta mówi o czterech podstawowych skutkach upadku rasy ludzkiej, którymi są: wina, potępienie, alienacja (wyobcowanie) i słabość.
Choć wina i potępienie są ściśle ze sobą powiązane, to ich legalne znaczenie nie jest takie samo. Wina obejmuje osobistą odpowiedzialność oraz wykroczenie, co w obu przypadkach ma związek ze świadomym wyborem. Potępienie zaś stanowi skutek złego wyboru, który może dotknąć także tych, którzy nie mieli żadnego udziału w podejmowaniu złej decyzji.
Na przykład, powiedzmy, że jesteś Amerykaninem, który służy jako misjonarz w obcym kraju, i dowiadujesz się, że rząd twojego kraju wypowiada wojnę krajowi, w którym teraz żyjesz i pracujesz. Nawet jeśli nie zgadzasz się z tą decyzją, kraj w którym się znajdujesz potępi cię, ponieważ jesteś Amerykaninem. Zostajesz potępiony, pomimo tego, że nie jesteś winny.
Podobnie jest w odniesieniu do pierworodnego grzechu Adama, w odniesieniu do którego nie znajdujemy ani jednego tekstu biblijnego, który nauczałby, że potomkowie Adama dzielą jego winę. Bóg nie czyni nas odpowiedzialnymi za grzech Adama, gdyż nie był on wynikiem podjętej przez nas decyzji. Z tego też powodu, pogląd utrzymujący, że dziedziczymy winę z powodu grzechu Adama jest niebiblijny i musi być odrzucony. Doktryna o grzechu pierworodnym błędnie naucza, że wina Adama przechodzi na jego potomstwo. Oto, co jeden ze współczesnych komentarzy biblijnych mówi na ten temat:
„Można powiedzieć, że Paweł akceptuje doktrynę o grzechu pierworodnym, w tym sensie, że w jego konsekwencji już od samego początku (od narodzin) każdy znajduje się pod mocą grzechu i śmierci. Nie akceptuje on jednak doktryny o pierworodnej winie, gdyż indywidualnie ludzkie istoty są uznane odpowiedzialnymi wyłącznie za rozmyślne czyny nieposłuszeństwa względem Boga i Jego prawa” (The Word Biblical Commentary, 38a: 291).
Biblia nie naucza, że ludzkość dziedziczy winę oraz odpowiedzialność za grzech Adama, ale z całą pewnością utrzymuje, że wszyscy potomkowie Adama zostali uwzględnieni w jego upadku, i dlatego cierpią z powodu konsekwencji jego grzechu. To właśnie w tym znaczeniu Paweł oświadcza, że w wyniku jednego grzechu Adama, potępienie, sąd i śmierć przyszły na wszystkich ludzi (Rzym 5:12-18).
Pogląd mówiący o tym, że wina za grzech Adama przechodzi na jego potomstwo, czego naucza doktryna o grzechu pierworodnym, jest głównym powodem, dla którego Kościół katolicki oraz niektóre protestanckie kościoły praktykują chrzest niemowląt. Nigdzie jednak Biblia nie sugeruje, że wina i potępienie dziedziczone przez nas po Adamie, zostaje wymazana przy chrzcie. Nie ma zatem, żadnej konieczności, by chrzcić niemowlęta, gdyż potępienie, które dziedziczymy w następstwie grzechu Adama, a także wina oraz potępienie stanowiące wynik naszych osobistych grzechów, zostały wymazane na krzyżu. To „krew Chrystusa oczyszcza nas od wszelkiego grzechu”, gdy chodzimy w świetle ewangelii (1Jan 1:7,9).
Dlatego też, chociaż grzech Adama sprowadził sąd i potępienie na całe jego potomstwo, to możemy wielbić Boga, za to, że uwzględnił On całą ludzkość w swoim darze pierwotnej sprawiedliwości Chrystusa, Jego doskonałym życiu oraz śmierci (Jan 5:24; Dz Ap 13:38-39; Rzym 8:1).
Również Ellen White w pełni popiera ten pogląd. Jednakże, czytając jej wypowiedzi musimy pamiętać, że słowa „wina” używa ona w znaczeniu „potępienia”:
„Człowiek otrzymał od niego (Adama) nic innego tylko WINĘ i KARĘ ŚMIERCI” („SDA Bible Commentary, 6: 1074)
„Adam zgrzeszył a dzieci Adama dzielą jego winę a także jej konsekwencje. Ale Jezus poniósł winę Adama i wszystkie dzieci Adama, które uciekną do Chrystusa – Drugiego Adama, mogą uniknąć kary za przestępstwo”. (Faith and Works, 88)
„Błogosławiona dusza, która może powiedzieć: Jestem winna przed Bogiem, ale Chrystus jest moim obrońcą… Jestem ZGUBIONA W ADAMIE, ale OCALONA W CHRYSTUSIE”. (Sons and Doughters of God, 120).
„Dziedzictwem dzieci jest grzech. Grzech oddzielił ich od Boga” (Child Guidance, 475).
„ Bożym celem od wieczności było, aby każda stworzona istota, od jaśniejącego i świętego serafa do człowieka, był świątynią zamieszkałą przez Stwórcę. Z powodu grzechu ludzkość przestała być świątynią Boga. Mroczne i skażone grzechem serce człowieka przestało objawiać chwałę Boskiej Istoty. Jednakże, przez wcielenie Syna Bożego cel Nieba został zrealizowany (Desire of Ages, 161).
Zwrócimy teraz uwagę na to, jakie jest znaczenie doktryny o grzechu pierworodnym w odniesieniu do problemu alienacji:
Z powodu upadku każdy z nas urodził się jako istota duchowo martwa (Ef 2:1). Jednakże przez wcielenie Chrystusa, gdy Jego boskość została zjednoczona z naszym wspólnym duchowo martwym człowieczeństwem, wtedy zostaliśmy w Chrystusie duchowo ożywieni (Ef 2:5). I to właśnie ten fakt umożliwia każdemu z nas indywidualnie przeżycie doświadczenia narodzenia się na nowo oraz stania się ponownie świątynią Boga. Jest to wypełnienie się obietnicy nowego przymierza: „Myśmy bowiem świątynią Boga żywego, jak powiedział Bóg: Zamieszkam w nich i będę się przechadzał pośród nich, I będę Bogiem ich, a oni będą ludem moim” (2Kor 6:16). Ta obiektywna prawda, która najpierw miała miejsce w Chrystusie, sprawia, że subiektywne doświadczenie nowonarodzenia staje się dla nas realnym doświadczeniem. Z tego powodu nowonarodzony chrześcijanin nie jest już dłużej wyalienowany od Boga, gdyż stał się Jego adoptowanym dzieckiem i może zwracać się do Niego ze słowami „Abba, Ojcze”:
„Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi. Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: Abba, Ojcze! Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi” (Rzym 8:14-17; Patrz też: 1Jan 3:1-2).
Tak właśnie wygląda ta część dobrej nowiny ewangelii, która stanowi „opakowanie” tego wspaniałego Bożego prezentu. Tylko dzięki temu czego Chrystus dokonał dla nas w naszej zjednoczonej grzesznej naturze sprawia, że możliwe jest teraz dla nas chodzenie w Duchu, czyli uświęcenie, albo doświadczenie Bożego życia, w którym ma On upodobanie.
Nauka o grzechu pierworodnym uczy również, że w wyniku grzechu Adama cała rasa ludzka została zniewolona przez grzech. I pogląd ten jest również jak najbardziej zgodny z tym, co mówi nam Biblia. To właśnie z tego powodu, nawet po naszym nawróceniu, nie jesteśmy w stanie żyć świętym życiem o własnych siłach (Rzym 7:15-25).
W wyniku grzechu Adama rodzimy się jako niewolnicy grzechu, co potwierdzają choćby słowa Dawida: „Oto urodziłem się w przewinieniu i w grzechu poczęła mnie matka moja” (Ps 51:5). Niektórzy twierdzą, że Dawid mówi tutaj nie o sobie, ale o swojej matce, sugerując, że poczęła ona Dawida w wyniku cudzołóstwa. Jednakże, zarówno kontekst, jak i zasada paralelizmu stosowana w hebrajskiej poezji, nie zezwala na taką interpretację. Luter, jak wierzę, miał rację, kiedy napisał: „Dawid nie mówi tutaj o czynach, ale o stanie, gdy pisze: To ludzkie nasienie, ta masa, z której zostałem uformowany, jest zupełnie zepsuta w swoich upadkach i grzechach. Sam materiał również jest zepsuty. Ta glina, jeśli można tak powiedzieć, z której to naczynie zostało uczynione, jest potępiona… Taki właśnie jestem, i tacy są wszyscy ludzie” (Luther’s Works, 12:347-351).
Również Ellen White wyraźnie sugeruje w swoich wypowiedziach, że nasza słabość oraz niewola grzechu jest wynikiem pierworodnego grzechu Adama:
„Z powodu grzechu jego (Adama) potomstwo urodziło się z wrodzonymi skłonnościami do nieposłuszeństwa” (SDA Bible Commentary, 5:1128).
„Kiedy człowiek przestąpił boskie prawo, jego ludzka natura stała się zła, i była w harmonii a nie w niezgodzie z Szatanem” (Great Controversy, 505).
„Rezultat spożycia owocu z drzewa wiadomości dobra i zła objawia się w doświadczeniu każdego człowieka. Jest w jego naturze coś, co skłania go ku złemu, siła, której sam nie jest w stanie się oprzeć” (Education, 29).
„W wyniku nieposłuszeństwa Adama każda ludzka istota jest przestępcą prawa, jest zaprzedana grzechowi… służąca szatanowi” (Signs of the Times, July, 23, 1902).
To krótkie studium na temat doktryny o grzechu pierworodnym pokazuje, że stanowi ona mieszankę prawdy i fałszu. Z tego też powodu, Kościół Adwentystów słusznie ją odrzuca. Jednakże, czyniąc tak nie możemy pozwolić sobie na wylewanie dziecka z kąpielą pozbywając się przy okazji biblijnej prawdy, która stanowi część tej doktryny. Odrzucając wszystko, co związane jest z tą doktryną, podważamy nie tylko znaczenie problemu grzechu, ale także Boże rozwiązanie tego problemu, którym jest ewangelia. Biblia nigdzie nie uczy, że ludzkość dziedziczy winę Adama oraz odpowiedzialność za jego grzech. Z drugiej strony jednak, wyraźnie naucza, że w wyniku grzechu dziedziczymy potępienie, alienację oraz słabość.
Dobrą nowiną ewangelii jest to, że ponieważ Chrystus przyjął tę samą skoncentrowaną na sobie ludzką naturę Adama, to dzięki temu (w wyniku procesu inkarnacji) została ona duchowo ożywiona (Ef 2:5), a jej słabość została ujarzmiona poprzez moc zamieszkującego ludzką naturę Chrystusa Ducha Świętego (Łuk 4:14). Następnie, ta potępiona natura została na krzyżu uśmiercona (Jan 12:31; Rzym 8:2-3). W wyniku tego, Chrystus uzyskał dla całej ludzkości pełne i kompletne zbawienie, którego doświadczenie może stać się przez wiarę udziałem każdego z nas.
- Drugi z wymienionych wcześniej zarzutów sugeruje, że prawda mówiąca o naszym zbawieniu w Chrystusie jest federalną teologią.
Federalna teologia, podobnie jak doktryna o grzechu pierworodnym, jest mieszaniną prawdy i fałszu. Pogląd ten utrzymuje, że tak jak Adam był pierwszą federalną głową rodzaju ludzkiego i przez swój grzech potępił ludzkość, tak również Chrystus, jako druga federalna głowa ludzkości, odkupił ją poprzez swoja sprawiedliwość.
Choć pogląd ten wygląda na biblijny, to jednak niemal wszyscy ci, którzy są dzisiaj jego zwolennikami, wyciągają z tej nauki pewne niebiblijne wnioski. Poza tym, niemal wszyscy oni utożsamiają się albo z kalwinizmem albo uniwersalizmem.
Kalwinizm: Reprezentowane przez Jana Kalwina zrozumienie ewangelii oparte było na doktrynie o predestynacji. Biblijny motyw „w Chrystusie” stosował on wyłącznie w odniesieniu do wybranych, czyli tych, których Bóg z góry przeznaczył do zbawienia. Z tego powodu, kalwiniści utrzymują, że teksty Nowego Testamentu mówiące o powszechnym zbawieniu wszystkich ludzi, mają zastosowanie jedynie do tych, którzy są do tego zbawienia wcześniej wybrani i predestynowani.
Uniwersalizm: Uniwersaliści zaś nauczają, że ostatecznie wszyscy ludzie będą zbawieni, a to dlatego, że Chrystus jako druga federalna głowa ludzkości, odkupił wszystkich ludzi przez swoje życie, śmierć i zmartwychwstanie. Pogląd ten nie bierze pod uwagę tego, że według jasnej biblijnej nauki, ci wszyscy, którzy przez swoją niewiarę, odrzucają zbawienie w Chrystusie będą na zawsze zgubieni (Marek 16:15-16; Jan 3:18,36).
Tak więc, zarówno Kalwinizm jak i Uniwersalizm zasługują na potępienie, gdyż poglądy te stoją w sprzeczności z tym, co mówi Słowo Boże. Z tego też powodu, przedstawiana przeze mnie prawda o naszym odkupieniu w Chrystusie nie może być uczciwie łączona z federalną teologią.
Prawdziwym jednak problemem, jaki zauważam u tych wszystkich, którzy sprzeciwiają się tej prawdzie, oskarżając ją o federalizm czy uniwersalizm, jest to, że sami nie są w stanie przedstawić zadowalającej egzegezy Rzym 5:12-21 oraz innych spokrewnionych fragmentów w celu wykazania słuszności ich stanowiska. Zamiast przypisywać temu poglądowi miano federalnej teologii, która nawet dla większości pastorów stanowi zupełne nieznane pojęcie, oponenci ci powinni raczej wykazać na podstawie Słowa Bożego, dlaczego nie zgadzają się z taką interpretacją Rzym 5:12-21.
Gdy ci, którzy stali w opozycji do poselstwa z 1888 roku krytykowali naukę o usprawiedliwieniu przez wiarę głoszoną przez Jones’a oraz Waggoner’a, wtedy Ellen White wielokrotnie napominała ich wyjaśniając, że nie mieli takiego prawa dopóki na podstawie Biblii nie wykazali swoich racji (E. G White, 1888 Materials, 2:529; 3:122).
- Kolejny zarzut utrzymuje, że nauka ta podważa biblijną doktrynę o zastępczym zbawieniu, czyli pogląd, według którego Chrystus umarł zamiast nas.
Nie ma wątpliwości, że doktryna o zastępczej ofierze stanowi centrum ewangelii. Słowo „zastępstwo” odnosi się do kogoś kto działa w zastępstwie innej osoby. W szkolnictwie mamy nauczycieli, którzy często występują w roli zastępców. Również w sporcie często spotykamy się z sytuacjami, kiedy jeden sportowiec zastępuje drugiego. Doktryna mówiąca o zastępstwie (substytucji) naucza, że Chrystus, jako drugi Adam, zbawił nas jako nasz Zastępca, dlatego że żył i umarł zamiast nas.
W żadnym wypadku, nie staram się zaprzeczyć tej biblijnej nauce. Doktryna ta jednak, podobnie jak choćby nauka o zbawieniu wyłącznie z łaski, wiąże się z pewnymi niebezpieczeństwami. Nawet nauka mówiąca o tym, że Chrystus sam bez naszej pomocy dokonał wszystkiego, co jest potrzebne do naszego zbawienia może być niewłaściwie zrozumiana i zamieniona w tanią łaskę, o czym napisał Paweł w Rzym 6:1: „Cóż więc powiemy? Czyż mamy trwać w grzechu, aby łaska bardziej się wzmogła?” (BT).
Również nauka o zastępczej ofierze Chrystusa narażona jest na podobne niebezpieczeństwo i może być użyta w celu pobłażania grzechowi i usprawiedliwiania grzesznego życia. Niektórzy chrześcijanie uważają, że ponieważ Chrystus żył i umarł zamiast nas, to w takim razie mogą oni teraz żyć tak jak im się podoba. „Dlaczego nie,” – argumentują „skoro moje zbawienie jest gwarantowane o ile tylko trwam w wierze w Chrystusa jako mojego Zastępcę?” To właśnie takiemu niewłaściwemu wykorzystaniu doktryny o zastępczym zbawieniu należy się stanowczo sprzeciwiać, gdyż prowadzi to do taniej łaski.
Ewangeliczni chrześcijanie, podobnie jak większość naszych współwyznawców, rozumieją naukę o zastępczej ofierze jako pogląd, który utrzymuje, że Chrystus żył i umarł wikarialnie (łac. vikarius – zastępujący), czyli na miejscu upadłej ludzkości. Trudno jest jednak dojść do takiego jednoznacznego wniosku w wyniku uważnej lektury Słowa Bożego a także pism autorstwa Ellen White, gdyż Biblia wyraźnie przedstawia prawdę o zastępczym zbawieniu grzesznej ludzkości w świetle motywu „w Chrystusie”.
Według tego wikarialnego pojęcia zastępczego zbawienia, bezgrzeszna ludzka natura Chrystusa zajęła miejsce grzesznej natury ludzkości, a Jego doskonałe posłuszeństwo oraz krzyżowa śmierć zajęła miejsce grzechów nas wszystkich. Pogląd taki jednak przedstawia Chrystusa jako Zastępcę, który nie identyfikuje się prawdziwie z grzeszną rasą ludzką, którą przyszedł odkupić. Nie zostaje On z nami zjednoczony, ale jedynie zastępuje nasze grzeszne natury swoją bezgrzeszną naturą.
Wikarialny pogląd na temat zastępczego zbawienia odrzuca prawdę mówiąca o tym, że Chrystus w pełni zidentyfikował się z grzeszną naturą tych, których przyszedł odkupić, i dlatego tworzy to wielką przepaść między Chrystusem i nami. Przepaść ta stanowi poważną przeszkodę w urzeczywistnieniu prawdy, która mówi, że moc ewangelii ma za zadanie nie tylko usprawiedliwić grzeszną ludzkość, ale też zbawić ją od mocy i niewoli grzechu.
W umysłach wielu chrześcijan takie zrozumienie zastępczej ofiary Chrystusa budzi wątpliwości co do legalności zbawienia. Nie potrafią oni odpowiedzieć na pytanie, jakim prawem Chrystus mógł stać się naszym legalnym Zbawicielem, jeśli nie utożsamił się z upadłym i potrzebującym odkupienia człowieczeństwem, oraz jeśli żył i umierał wyłącznie zamiast nas. W jaki sposób Chrystus uzyskał niezbędne kwalifikacje do tego, by być naszym Zastępcą?
Żadne prawo nie zezwala na to, by niewinny poniósł karę i umarł zamiast winnego. Jest to jeden z głównych zarzutów, jakie stawia kościołowi chrześcijańskiemu świat niechrześcijański, a szczególnie muzułmańscy teolodzy. Ten etyczny problem musi być rozwiązany, gdyż inaczej będzie nam niezwykle trudno szerzyć taką „nieetyczną” ewangelię wśród wyznawców religii muzułmańskiej, która jest jedną z najprężniej rozwijających się religii świata.
Gdyby kościół chrześcijański przyjął naukę o zastępczym zbawieniu na podstawie biblijnego motywu „w Chrystusie” oraz idei dwóch Adamów, które oparte są na koncepcji solidarności (kolektywizmu) i zbiorowej jedności, wtedy żadna z niechrześcijańskich religii nie byłaby w stanie słusznie oskarżyć nas o próby nieetycznego rozwiązania problemu grzechu.
Biblijna prawda mówiąca o zbawieniu ludzkości w Chrystusie nie tylko w najmniejszej nawet mierze nie podważa nauki o zastępczym zbawieniu, ale nawet ją umacnia i utwierdza.
Najważniejsze, nie jest tu pytanie, czy Chrystus umarł zamiast nas, gdyż Biblia wyraźnie mówi, że tak się stało. Kluczowe pytanie, na które musimy sobie odpowiedzieć brzmi: Jakim sposobem Chrystus zdobył prawo do tego, by żyć i umierać zamiast nas? Co pozwoliło Mu na stanie się naszym legalnym Zastępcą? Jeśli Chrystus zajął nasze miejsce jedynie jako bezgrzeszny Człowiek (nie obarczony ciężarem zakonu grzechu, zamieszkującego upadłą ludzka naturę), to coś takiego stworzyłoby głęboką i niemożliwą do pokonania przepaść pomiędzy Nim a nami. A to przecież właśnie ta stworzona przez problem grzechu otchłań miała być przez Niego usunięta, by umożliwić nam nasze zjednoczenie się z Nim. Aby nas zbawić Chrystus musiał zbudować most nad przepaścią grzechu, która oddzieliła nas od Boga (Iz 59:2). I nie mógł tego dokonać przychodząc na nasz grzeszny świat jedynie jako ktoś wolny od grzesznej ludzkiej natury. Naszym legalnym Zastępcą i Zbawicielem świata mógł zostać wyłącznie jako Człowiek w pełni obarczony naszym upadłym reprezentacyjnym człowieczeństwem. Usunął On dzielącą nas od Boga przepaść właśnie dzięki temu, że z jednej strony jako Syn Boży związany był swoją boska naturą z samym Bogiem, a z drugiej strony związał się z upadłą ludzkością, poprzez przyjęcie naszej potrzebującej odkupienia grzesznej natury.
Również Ellen White w pełni popierała w swoich wypowiedziach naukę o zastępczej ofierze Chrystusa w świetle biblijnego motywu „w Chrystusie” a nie w oparciu o wikarialną koncepcję zastępczego zbawienia. Faktycznie, przedstawiając Chrystusa jako naszego Zastępcę, nigdy nie użyła ona słowa „wikarialny” (ang. „vicarious”), choć słowo to było jej dobrze znane. Oto niektóre z jej charakterystycznych wypowiedzi podtrzymujących prawdę o zastępczym zbawieniu ludzkości, które dokonało się „w Chrystusie”:
„Syn Boży zniżył się do poziomu tych, których pragnął odkupić. Nie było w Nim żadnej podstępnej grzeszności. Chociaż wziął na siebie naszą grzeszną naturę zawsze był czysty i wolny od skażenia. Okrywając swoją boską naturę naszym człowieczeństwem, tak aby móc utożsamić się z upadłą ludzkością, dążył do tego, by odzyskać dla człowieka to, co Adam utracił przez nieposłuszeństwo” (Review and Herald, August 22, 1907).
„(Chrystus) przyszedł jako człowiek, aby stawić czoło i stać się poddanym wszystkim dziedziczonym przez człowieka złym skłonnościom, które na wszelkie możliwe sposoby współdziałały, by zniszczyć Jego wiarę. W ten sposób sprawił, że w Jego przypadku czymś realnym było to, że mógł być dręczony przez inspirowane przez szatana ludzkie narzędzia” (Letter 303, 1903).
„Adam kuszony był przez wroga, ale to nie mieszkający w nim grzech spowodował upadek, bo Bóg uczynił go czystym i prawym na swoje własne podobieństwo. Nie było w nim żadnych zepsutych zasad, żadnych tendencji do zła. Ale kiedy Chrystus przyszedł spotkać się z pokusami szatana, niósł to podobieństwo grzesznego ciała” (Signes of the Times, October 17, 1900).
„Chociaż posiadał On całą moc pasji człowieczeństwa, to nigdy nie poddał się, aby dopuścić się choćby jednego czynu, który nie byłby czysty” (Signes of the Times, November 21, 1892).
„Jest to tajemnica zbyt głęboka do ogarnięcia przez ludzki umysł. Chrystus prawdziwie zjednoczył tę winną ludzką naturę ze swoją własną bezgrzeszną naturą, gdyż ten akt poniżenia umożliwił Mu przelanie krwi w imieniu upadłej ludzkości” (Manuscript Releases, 17:26).
Podsumowując ten temat, musimy być świadomi tego, że ci, którzy sprzeciwiają się prawdzie mówiącej o zbawieniu „w Chrystusie” ograbiają lud Boży z radości oraz pewności zbawienia, bez których niemożliwością jest doświadczanie prawdziwie uświęconego życia. Tym sposobem nieświadomie przeobrazili oni dobrą nowinę ewangelii w dobrą radę. Wierzą oni, że zanim Bóg umieści ich w Chrystusie i usprawiedliwi, sami muszą najpierw zainicjować swoje zbawienie, nie tylko poprzez wiarę, ale też i pokutę, która często w ich zrozumieniu oznacza również odwrócenie się od grzechu. Uświęcenie w tym przypadku poprzedza usprawiedliwienie, podczas gdy w rzeczywistości powinno być odwrotnie.
Nauka ta prowadzi do poważnego problemu, który polega na tym, że powtarzające się niepowodzenia w dążeniu do uświęconego życia podkopują u takich osób przekonanie o autentyczności ich pokuty. „Jeśli prawdziwie, żałuję za swoje grzechy i odwracam się od nich, to dlaczego nadal upadam?” – pytają. W wyniku tego, radość i nadzieja, które jako wierzący posiadali na początku, gdy przyjęli Chrystusa, teraz zniknęły. Wielu też dochodzi do wniosku, że skoro realizacja zbawienia w ich przypadku jest zbyt trudna, to lepszym rozwiązaniem będzie opuszczenie kościoła i szukanie przyjemności w pobłażaniu grzechowi. Niestety, istnieje wielu adwentystów, którzy na własnej skórze doświadczają skutków akceptacji takiej fałszywej ewangelii, i w konsekwencji albo opuszczają kościół, albo stają się chrześcijanami jedynie z nazwy.
Prawdziwa zaś ewangelia mówi, że to „dobroć Boża” (Rzym 2:13) okazana przez ewangelię (zbawienie ludzkości) jest tym co prowadzi nas do pokuty. Kiedy grzesznik doświadcza takiej pokuty, wtedy jego motywacją staje się wypływająca z serca wdzięczność za dar zbawienia, który już otrzymał w ukrzyżowanym Chrystusie. Dzięki temu jego chrześcijańskie życie nie jest już motywowane lękiem przed karą lub pragnieniem nagrody. Tak wygląda prawdziwe i będące rezultatem przyjęcia zbawienia w Chrystusie uświęcenie.
- KRZYŻ CHRYSTUSA
Według apostoła Pawła krzyż Jezusa Chrystusa jest sercem poselstwa ewangelii. Popatrzmy na jedną z jego niezwykłych wypowiedzi, w której wyraża on te prawdę:
„Nie posłał mnie bowiem Chrystus, abym chrzcił, lecz abym zwiastował dobrą nowinę, i to nie w mądrości mowy, aby krzyż Chrystusowy nie utracił mocy. Albowiem mowa o krzyżu jest głupstwem dla tych, którzy giną, natomiast dla nas, którzy dostępujemy zbawienia, jest mocą Bożą” (1Kor 1:17-18).
Po pierwsze, wyjaśnia on tutaj, że głoszenie ewangelii jest równoznaczne ze zwiastowaniem krzyża. Szczególnie my – adwentyści powinniśmy o tym pamiętać, gdyż często podczas naszych ewangelizacyjnych spotkań mówimy głównie o tym wszystkim, co stanowi jedynie owoc albo nadzieję ewangelii. Choć zagadnienia te są również istotne, to najważniejszą częścią głoszonego przez nas poselstwa powinna być ewangelia, którą jest Jezus Chrystus ukrzyżowany.
Po drugie, Paweł również wyjaśnia, że to w krzyżu Chrystusa znajduje się moc: „Albowiem nie wstydzę się Ewangelii Chrystusowej, jest ona bowiem mocą Bożą ku zbawieniu każdego, kto wierzy” (Rzym 1:16). Również w 1Kor 1:23-24 wyjaśnia on, że krzyż stanowił główny temat jego nauczania: „My zwiastujemy Chrystusa ukrzyżowanego, dla Żydów wprawdzie zgorszenie, a dla pogan głupstwo, natomiast dla powołanych – i Żydów, i Greków, zwiastujemy Chrystusa, który jest mocą Bożą i mądrością Bożą”. A potem dodaje: „Albowiem uznałem za właściwe nic innego nie umieć między wami, jak tylko Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego” (1Kor 2:2). Również w liście do Galacjan Paweł wyraził tę samą prawdę: „Co zaś do mnie, niech mnie Bóg uchowa, abym miał się chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego dla mnie świat jest ukrzyżowany, a ja dla świata” (Gal 6:14).
Paweł zawsze akcentuje prawdę mówiącą o tym, że w ewangelii czyli w krzyżu Chrystusa znajduje się moc, która jest w stanie uwolnić nas nie tylko od winy i kary, ale również od mocy i niewoli grzechu.
Krzyż Chrystusa zdemaskował Szatana jako mordercę (Jan 8:44), zbawił ludzkość od winy i kary za grzech (1Jan 1:7-9), pojednał świat z Bogiem (2Kor 5:19), usunął wszelkie bariery pomiędzy różnymi klasami społecznymi czy ludzkimi rasami (Ef 2:14-15), zademonstrował Bożą niesamolubną i bezwarunkową miłość do grzesznej ludzkości (Rzym 5:6-10), i co dla nas jest tak ważne, krzyż również uwolnił nas od zakonu (zasady) grzechu i śmierci:
„Bo zakon Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, uwolnił cię od zakonu grzechu i śmierci. Albowiem czego zakon nie mógł dokonać, w czym był słaby z powodu ciała, tego dokonał Bóg: przez zesłanie Syna swego w postaci grzesznego ciała, ofiarując je za grzech, potępił (uśmiercił) grzech (zakon grzechu) w ciele (w ludzkiej naturze Chrystusa) (Rzym 8:2-3)”.
Grzech to nie tylko zły czyn, ale także zniewalająca nas moc. Oto, co sam Jezus powiedział na ten temat Żydom, którzy nie rozumieli tej ważnej prawdy: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, każdy, kto grzeszy, jest niewolnikiem grzechu” (Jan 8:34). To właśnie tym zagadnieniem zajmuje się Paweł w 7 rozdziale listu do Rzymian, o czy będziemy mówić w następnym rozdziale. Teraz jednak spróbujmy wyjaśnić sobie w jaki sposób krzyż Chrystusa uwalnia nas od mocy grzechu.
Bóg może wybaczyć nam grzeszne czyny, i dlatego też czytamy, że przelana przez Chrystusa krew jest w stanie oczyścić nas od wszystkich naszych grzechów. Jednakże, grzeszność, albo grzech jako zniewalająca nas moc, nie jest czymś, co może być wybaczone, ale stanowi korzeń zła, który musi być uśmiercony. Kiedy po raz pierwszy przyszliśmy do Chrystusa naszym największym zmartwieniem było uwolnienie się od wielu grzechów, które nas potępiały. Potem jednak, już jako chrześcijanie, uświadomiliśmy sobie, że grzech to nie tylko nasze czyny, ale moc, która zdominowała naszą naturę, i że sami nie jesteśmy w stanie tej mocy ujarzmić. Świadomość ta zaś doprowadziła nas do tego, że tak jak Paweł musieliśmy wyznać: „Nędzny ja człowiek! Któż mnie wybawi z tego ciała śmierci?” (Rzym 7:24).
Jeden z błędów, jakie popełniamy, gdy stajemy się chrześcijanami, polega na tym, że wydaje nam się, iż z Bożą pomocą jesteśmy w stanie zmienić naszą grzeszną naturę, tak że będzie się ona Bogu podobać. Niestety, mam złą wiadomość dla wszystkich, którzy tak myślą, gdyż w rozmowie z Nikodemem, Jezus powiedział: „Co się narodziło z ciała ciałem jest (na zawsze)” (Jan 3:6). Oznacza to, że nasza grzeszna natura pozostaje taką aż do naszej śmierci lub jej przemienienia. Z tego powodu, Bożym zamiarem nie jest modyfikacja, czy ulepszanie naszej upadłej natury, ale jej ukrzyżowanie (Gal 5:24).
Ciało musi umrzeć. Tylko takie rozwiązanie ma Bóg dla naszej grzesznej natury. Przez krew Chrystusa Bóg wybacza ci twoje grzeszne czyny, ale nie wybacza twojej grzeszności, która sprawuje kontrolę nad twoim życiem. On wykorzenia to zepsute drzewo, tak jak wykorzenia się na przykład jabłoń, która rodzi zepsute owoce, a na jej miejsce zasadza nowe drzewo. Oto jak sam Paweł wyraża tę prawdę: „Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe” (2Kor 5:17).
Moc ewangelii nie polega na czynieniu nas dobrymi, ale zawiera się w biblijnej zasadzie zawartej w słowach „nie ja, ale Chrystus”: „Z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie” (Gal 2:20).
Słynny współczesny męczennik – Dietrich Bonhoeffer, który z rozkazu Hitlera został stracony w wieku 39 lat powiedział: „Kiedy Bóg cię powołuje, to wzywa cię na śmierć”. Jeśli nie umarłeś, jeśli przy swoim chrzcie nie podporządkowałeś krzyżowi swojego starego zdominowanego przez zakon grzechu życia, to znaczy, że zostałeś pogrzebany przez swego pastora żywcem, i co za tym idzie „nie powstałeś do nowości życia w Chrystusie” (Ellen White, SDA Bible Commentary, 6:1075).
Według Pawła, śmierć Chrystusa nie polegała na tym, że jeden umarł zamiast wszystkich (wikarialne zastępstwo), ale na tym, że wszyscy umarli w jednym (faktyczne zastępstwo). W następujący sposób wyjaśnił on to pisząc do Koryntian: „Bo miłość Chrystusowa ogarnia nas, którzy doszliśmy do tego przekonania, że jeden za wszystkich umarł; a zatem wszyscy umarli” (2Kor 5:14). Tak właśnie prawda o zastępczym zbawieniu przedstawiona jest w Słowie Bożym. Tak, to prawda, że Chrystus umarł za nas, czy nawet zamiast nas, w takim znaczeniu, że to On zakosztował śmierci za wszystkich (Heb 2:9), i my jako chrześcijanie nigdy nie będziemy musieli doświadczyć drugiej śmierci, której Chrystus zakosztował na krzyżu w imieniu całej ludzkości (Obj 20:6), za co chwała niech będzie Bogu! Prawdą jest jednak również to, że kiedy Chrystus umarł, to nie był On jedynie jednym Człowiekiem umierającym za wszystkich, gdyż coś takiego byłoby bezprawiem, jako że żadne prawo, ani Boże a ni ludzkie na to nie zezwala (Ezech 18:20). Z tego powodu, według Nowego Testamentu, cały rodzaj ludzki umarł w jednym Człowieku. Śmierć Chrystusa była także naszą zjednoczona i solidarną śmiercią w Nim, gdyż „jeśli jeden umarł za wszystkich, to i wszyscy umarli” (2Kor 5:14).
A oto, co sam Chrystus mówi na temat swojej śmierci na krzyżu: „Teraz odbywa się sąd nad tym światem (całą rasą ludzką); teraz władca tego świata będzie wyrzucony. A gdy Ja będę wywyższony ponad ziemię, wszystkich do siebie pociągnę. (Jan 12:31).
Kiedy akceptujesz tę prawdę, wtedy krzyż Chrystusa staje się twoim krzyżem. Jezus mówi: „Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie” (Łuk 9:23). Niestety wielu z nas nie rozumie tego, co Chrystus miał tu na myśli. Zwykle definiujemy nasz chrześcijański krzyż jako indywidualny krzyż, który jest oddzielony od krzyża Chrystusa, no bo czy Chrystus nie powiedział: „niechaj… bierze krzyż swój”? Czy to nie oznacza, że Bóg dał każdemu z nas do noszenia indywidualny krzyż? Dodatkowo, ponieważ nasze chrześcijańskie krzyże identyfikujemy z troskami życia, więc naturalnie, w przypadku każdego z nas są one różne. Niektórzy z nas dźwigają duże krzyże a inni małe. Zależnie od indywidualnych okoliczności, Jedni mają ciężki krzyż a inni lekki. To właśnie dlatego, gdy przeżywamy ciężkie chwile mówimy: „Pan dał mi ciężki krzyż do dźwigania „.
Biblia jednak czegoś takiego nie naucza. Bóg nie daje każdemu z nas indywidualnego krzyża. Istnieje tylko jeden krzyż, który zbawia. Jest to krzyż Jezusa Chrystusa, który jest też naszym wspólnym krzyżem. Kiedy stajesz się chrześcijaninem wtedy krzyż Chrystusa jest twoim krzyżem (Gal 6:14). Troski naszego życia to nie to samo co krzyż Chrystusa, tym bardziej, że również niewierzący muszą doświadczać ciężkich chwil w swoim życiu. Pokutujący łotr, który umierał obok Chrystusa, literalnie niósł swój krzyż na miejsce egzekucji. Krzyż ten jednak nie mógł go zbawić. To krzyż Chrystusa go zbawił.
Kiedy zaczynamy zdawać sobie sprawę z tego, że nasz krzyż to krzyż Chrystusa, wtedy uświadamiamy sobie, że przez wiarę zidentyfikowaliśmy się z Jego śmiercią. A ponieważ Chrystus umarł dla grzechu, to tak samo jest też i w naszym przypadku: „Umarłszy bowiem, dla grzechu raz na zawsze umarł, a żyjąc, żyje dla Boga. Podobnie i wy uważajcie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rzym 6:10-11).
W Chrystusie mam wolność nie tylko od moich licznych grzechów, które mnie potępiają, ale również wolność od źródła i mocy grzechu. Jan chrzciciel przedstawił Chrystusa jako obiecanego Mesjasza w następujący sposób: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” (Jan 1:29). Występujące tutaj słowo „grzech” zostało napisane w liczbie pojedynczej, gdyż Jezus nie przyszedł jedynie po to, by ci wybaczyć, ale przyszedł, aby usunąć grzech świata, zniszczyć grzech jako moc działającą w tym grzesznym świecie. Na krzyżu Chrystus „potępił grzech (l. poj.) w ciele” (Rzym 8:3), co oznacza, że potępił On zakon grzechu (z Rzym 7) we własnym reprezentacyjnym ciele (grzesznej ludzkiej naturze), które było wspólnym i reprezentacyjnym ciałem upadłej ludzkości, którą przyszedł odkupić. Dokonał egzekucji zakonu grzechu (mocy grzechu), uśmiercając go po to, „aby słuszne żądania zakonu spełniły się na nas, którzy nie według ciała postępujemy, lecz według Ducha” (Rzym 8:4).
Rozwiązanie jakie Bóg ma dla nas w odniesieniu do mieszkającej w nas zasady grzechu znajduje się w Chrystusie i to tym ukrzyżowanym. Ponieważ zaakceptował On zapłatę za grzech i za nasze grzechy, Jego krew oczyszcza nas od wszystkich naszych grzechów. Jednakże z tego powodu, że Bóg umieścił nas w Chrystusie, dzięki czemu umarliśmy w Nim, z tego powodu Bóg uderzył w samą podstawę i jądro problemu grzechu, którym jest zasada i moc grzechu. Piotr mówi o Chrystusie: „On grzechy nasze sam na ciele swoim poniósł na drzewo, abyśmy, obumarłszy grzechom, dla sprawiedliwości żyli; jego sińce uleczyły was” (1Pt 2:24).
Po pierwsze, nasza śmierć w Chrystusie była niezbędna po to, aby nasze zbawienie mogło być legalne. „Ten kto umarł” – napisał apostoł Paweł do chrześcijan w Rzymie, którzy byli ochrzczeni w Chrystusa – „został uwolniony (gr. oraz Biblia Gdańska: „usprawiedliwiony”) od grzechu” (Rzym 6:7). To prawda, że obiektywnie wszyscy ludzie umarli w Chrystusie, ale jeśli nie zechcesz zaakceptować tej śmierci jako własnej, jeśli nie zidentyfikujesz się z krzyżem Chrystusa przez posłuszeństwo wiary, wtedy Jego krew nie może Ci legalnie wybaczyć. To właśnie dlatego, Jezus powiedział: „Kto uwierzy i ochrzczony zostanie, będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, będzie potępiony” (Mar 16:16). „Jeśli zaś chodzimy w światłości, jak On sam jest w światłości, społeczność mamy z sobą, i krew Jezusa Chrystusa, Syna jego, oczyszcza nas od wszelkiego grzechu” (1Jan 1:7).
Po drugie, nasza śmierć w Chrystusie jest konieczna w celu rozprawienia się z korzeniem problemu grzechu: „Podobnie i wy uważajcie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rzym 6:11). Czy gdybyście poczęstowali piwem martwego alkoholika, to czy przyjąłby on od was to piwo i wypił je? Nie, gdyż umarł on dla alkoholu. Podobnie, Bożym rozwiązaniem problemu grzechu nie jest uczynienie nas lepszymi, ale uderzenie w jądro mocy grzechu przez krzyż Chrystusa i Jego reprezentacyjną śmierć dla grzechu. Tym sposobem krzyż Chrystusa stał się mocą Bożą ku zbawieniu.
To ciało ze wszystkimi jego pragnieniami należy do krzyża Chrystusa. Z tego też powodu Paweł mówi do nas: „Ale obleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie czyńcie starania o ciało, by zaspokajać pożądliwości” (Rzym 13:14). Podstawą rady, której udzielił nam tutaj Paweł jest obiektywna prawda, która mówi o tym, że nasz mieszkający w ciele grzech został potępiony w Chrystusie dwa tysiące lat temu.
Czy pragniesz odnieść zwycięstwo nad mocą grzechu w twoim ciele? Zwycięstwo to znajdziesz w krzyżu Chrystusa, a nie w swoich obietnicach i postanowieniach, które są jak bicz z piasku. Chrystus wyraził tę prawdę mówiąc: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, jeśli ziarnko pszeniczne, które wpadło do ziemi, nie obumrze, pojedynczym ziarnem zostaje; lecz jeśli obumrze, obfity owoc wydaje” (Jan 12:24).
Ogrodnictwo sprawia mi przyjemność, ale wiem, że jeśli torebka z nasionami pomidorów stale będzie znajdować się w szufladzie, to nic z nich nie wyrośnie. Nasiona te muszą być pogrzebane w ziemi tak aby mogły obumrzeć. Dopiero kiedy obumrą wtedy zaczynają kiełkować, i nie wyglądają już jak nasiona ale jak młode roślinki. Następnie wpływ słońca i wody sprawia, że dojrzewają i wydają wiele owoców. Na owoce trzeba czekać, ale jeśli tylko nasienie zostało pogrzebane i ‘umarło’, to z pewnością prędzej czy później również owoce się pojawią.
Kiedy umieramy w Chrystusie i akceptujemy Jego sprawiedliwe życie w zamian za nasze grzeszne życie, wtedy będziemy przynosić owoce. W przypowieści o siewcy Chrystus powiedział, że nasiona, które padły na dobrą ziemię przyniosły plony.
Najważniejszą prawdą, jakiej potrzebuje grzeszny człowiek jest to, że Chrystus przelał swoją krew za grzechy wszystkich ludzi. To jest fakt, który jest największą potrzebą niewierzącego jeszcze grzesznika. Jednak, chrześcijanin, który już uwierzył i uzyskał przebaczenie, który jest już usprawiedliwiony przez wiarę w Chrystusa i cieszy się pokojem z Bogiem, chrześcijanin, na którego Bóg patrzy tak jakby nigdy nie zgrzeszył, taki chrześcijanin wie już, że Chrystus przelał dla niego swoją krew, i że jego grzechy są mu wybaczone. Dlatego też świadomość taka nie jest już jego największa potrzebą. Teraz, tym czego najbardziej potrzebuje jest przeświadczenie o tym, że umarł w Chrystusie, aby mógł „przynosić owoc dla Boga” (Rzym 7:4). Ponieważ znaczenie tej prawdy jest niezmiernie ważne, pozwolę sobie powtórzyć ją jeszcze raz: Boża metoda, która ma doprowadzić do przynoszenia przez ciebie owoców, nie polega na uczynieniu cię lepszym człowiekiem, ale na uśmierceniu twojego starego życia i obdarowaniu cię życiem Chrystusa, w którym Bóg ma upodobanie (Jan 15:1-8).
Jednakże, ta chwalebna prawda o krzyżu Chrystusa nabiera znaczenia tylko wtedy gdy człowieczeństwo Chrystusa zidentyfikujemy z grzesznym człowieczeństwem naszej upadłej rasy, którą przyszedł On odkupić. I nawet jeśli możliwe jest, że Chrystus mógł zastępczo zanieść na krzyż nasze liczne grzechy (choć faktycznie byłoby to nielegalne), to jednak czymś zupełnie nierealnym byłoby jedynie zastępcze (a nie faktyczne) pokonanie i potępienie przez Niego mieszkającej w naszym grzesznym ciele zasady grzechu! Prawda wygląda tak, że Chrystus nie mógł nieść naszych grzechów, jeśli nie niósł nas (1Pt 2:24). Kiedy złe drzewo zostaje ścięte, wtedy razem z nim zostają tez usunięte jego zepsute owoce. Podobnie, tylko jeśli Chrystus zaniósł na krzyż nasze złe „drzewo” upadłego reprezentacyjnego człowieczeństwa, wtedy razem z nim mogły zostać zgładzone nasze zepsute „owoce” (grzechy).
- „NĘDZNY JA CZŁOWIEK”
W żadnym innym fragmencie Pisma Świętego problem mieszkającej w naszej upadłej naturze zasady czy mocy grzechu nie został przedstawiony tak dobrze jak to jest ukazane w ostatnich 12 wierszach siódmego rozdziału listu do Rzymian. Ellen White napisała, że kiedy Adam zgrzeszył „jego moce uległy zdeprawowaniu a miejsce miłości zajął egoizm. Jego natura została tak bardzo osłabiona w wyniku grzechu, że niemożliwością stało się dla niego pokonanie mocy zła o własnych siłach” (Steps to Christ, 17).
I z taką naturą my wszyscy przyszliśmy na ten świat. Natura ta stale nam towarzyszy aż do końca naszego życia. Nawet po naszym nawróceniu jest ona nadal naszym udziałem, i zostaniemy od niej uwolnieni dopiero przy powtórnym przyjściu Zbawiciela (1Kor 15:50-57; Fil 3:20-21). I to właśnie ta grzeszna natura jest naszą największą przeszkodą w dążeniu do świętego życia. Doskonale rozumiał ten fakt apostoł Paweł, kiedy w desperacji zawołał: „Nędzny ja człowiek! Któż mnie wybawi z tego ciała śmierci?” (Rzym 7:24).
Zanim jednak zajmiemy się odpowiedzią na to niezwykle ważne pytanie, najpierw musimy wyjaśnić sobie, czy autor opisuje tu doświadczenie, które miało miejsce przed jego nawróceniem czy po nawróceniu. Orygenes, John Wesley, James Moffat czy na przykład C.H. Dodd stali na stanowisku, że Paweł nawiązywał tutaj do swojej historii jeszcze sprzed nawrócenia. Nie mieli oni wątpliwości co do tego, że opisana tutaj bezsilność Pawła w walce z mieszkającym w nim zakonem grzechu, nie mogła być jego udziałem w czasie kiedy był już dojrzałym nawróconym chrześcijaninem. Natomiast Augustyn, Kalwin, Anders Nygren czy choćby John Stott, przyjęli odmienne stanowisko. Ich zdaniem doświadczenie, które opisuje tu Paweł było jego udziałem już po nawróceniu.
W celu znalezienia prawidłowej odpowiedzi musimy z modlitwą i otwartym umysłem dokładnie prześledzić treść tego fragmentu biorąc też pod uwagę jego kontekst.
Autor rozpoczyna ten 7 rozdział od słów: „Mówię do tych, którzy znają prawo” (Rzym 7:1). Oznacza to, że rozdział ten adresował on do wierzących w Chrystusa i mieszkających w Rzymie Żydów, wśród których wielu nadal wierzyło, że uczynki zakonu stanowiły warunek zbawienia (Dz Ap 15:1,5). Apostoł sprzeciwia się temu poglądowi, wyjaśniając w wierszach 2-6, że Bóg obdarzył ich wolnością poprzez ich wspólną śmierć w ciele Chrystusa, dzięki czemu nie są już pod zakonem. Bóg dokonał tego po to, aby mogli służyć Mu „w nowości ducha, a nie według przestarzałej litery” (w.6).
Następnie, w wierszach 7-13, apostoł wywyższa prawo i wyjaśnia, że nie ponosi ono odpowiedzialności ani za grzech ani za śmierć. Zakon – mówi Paweł – „jest święty, i przykazanie jest święte, sprawiedliwe i dobre” (w.12). Grzech jednak zwiódł nas doprowadzając do przeświadczenia, że jesteśmy w stanie zbawić się przez nasze dobre uczynki. I z tego powodu, jednym z powodów, dla których Bóg dał prawo, było uświadomienie nam nie tylko tego, że jesteśmy grzesznikami, ale że jesteśmy też niewolnikami grzechu i jego mieszkającej w nas mocy. Prawo dokonuje tego przez wskazanie na fakt, że grzech to nie tylko grzeszne czyny, ale również grzeszne pragnienia, które pielęgnujemy, a które są grzechem nawet jeśli nie dopuścimy się złego czynu. Gdy Paweł sam uświadomił sobie, że prawo potępiało go również za jego grzeszne pragnienia, wtedy zdał sobie sprawę z własnej grzeszności oraz niemożliwości zbawienia się przez uczynki zakonu (wiersze 7-9).
W wierszu 14, który stanowi kontekst wcześniejszej wypowiedzi Paweł napisał: „Wiemy bowiem, że zakon jest duchowy, ja zaś jestem cielesny, zaprzedany grzechowi”. Wygląda na to, że współcześni teolodzy mają rację sugerując, że w tym wierszu oraz w całym tym fragmencie (Rzym 7:14-25), Paweł niekoniecznie wyraża tu swoje doznania sprzed czy po nawróceniu, ale opisuje raczej doświadczenie wszystkich ludzi (nawet nawróconych), którzy nie odkryli jeszcze ogromu grzeszności upadłej ludzkiej natury.
Kiedy weźmiemy pod uwagę to, że rozdział ten adresowany jest do Żydów, którzy stali się chrześcijanami, oraz kiedy uczciwie weźmiemy pod uwagę treść tego rozdziału, wtedy nie mamy wątpliwości, że Paweł opisuje tutaj doświadczenie prawdziwie nawróconego chrześcijanina, który narodził się z Ducha. Przedstawia on tu wierzących, którzy szczerze i uczciwie pragną prowadzić życie, które będzie podobać się Bogu, ale niestety nie udaje im się to z powodu mieszkającej w nich mocy zakonu grzechu.
Do konkluzji takiej można dojść na podstawie następujących faktów:
- W wierszach 7-11 wszystkie czasowniki odnoszą się do czasu przeszłego, gdyż Paweł mówi tam o swoim doświadczeniu z przeszłości. Wszystkie zaś użyte w wierszach 15-25 czasowniki napisane zostały w czasie teraźniejszym ciągłym. Byłoby więc czymś bardzo dziwnym, gdyby Paweł – jak niektórzy twierdzą – pisał tu o swoim doświadczeniu z przeszłości (sprzed nawrócenia) nagle zmieniając czas gramatyczny z przeszłego na teraźniejszy! Jeśli nawiązywał on również tutaj do przeszłości, to dlaczego nie napisał tego w czasie przeszłym, ale teraźniejszym?
- Czy nienawróceni ludzie mają „upodobanie w zakonie Bożym” (w.22)? Nie. Paweł zaś pisze tu o kimś, kto ma takie upodobanie, więc musi to być ktoś kto już jest nawrócony. Faktycznie, w całym tym fragmencie autor opisuje osobę, która odczuwa nienawiść do zła i pragnie czynić dobrze. Trudno byłoby zaś takie nastawienie przypisać osobie nienawróconej.
- Jeśli Paweł opisuje tutaj swoje doświadczenie sprzed nawrócenia, to zaprzeczyłby własnym słowom z Fil 3:3-6 gdzie mówi on o tym w jakim stanie znajdował się i jakie mniemanie miał o sobie jako jeszcze nienawrócony człowiek: „Co do sprawiedliwości, opartej na zakonie (byłem) bez nagany” (w.6).
- Zwrot „wewnętrzny człowiek” (Rzym 7:22) jest powszechnie używanym przez Pawła wyrażeniem, którego zawsze używał w odniesieniu do nawróconej osoby (2Kor 4:16; Ef 3:16).
- Nie ulega wątpliwości, że rozdziały od 5 do 8 listu do Rzymian poświęcone są chrześcijanom, którzy narodzili się na nowo. Z tego też powodu należy założyć, że również Rzym 7:15-25 nawiązuje do nawróconej osoby. Apostoł opisuje tutaj problem, z którym stykają się wszyscy szczerzy chrześcijanie. To właśnie z tego powodu, jak Paweł informuje nas w Rzym 8, chrześcijanie stale wzdychają oczekując na uwolnienie swego ciała od jego grzeszności przy powtórnym przyjściu Chrystusa (w. 22-25).
- Wołanie Pawła o uwolnienie (w.24) oraz jego triumfalna pewność zwycięstwa w Bogu przez Chrystusa (w.25) wskazuje na kogoś, kto jest nawrócony i doskonale zdaje sobie sprawę z mocy ewangelii. Po przedstawieniu wewnętrznych zmagań pomiędzy nawróconym umysłem, który ma upodobanie w zakonie Bożym a zniewolonym ciałem, które jest zmuszane do grzechu, apostoł konkluduje rozpaczliwym wołaniem o uwolnienie od tego „ciała śmierci” (w.24). Według zaś Rzym 8:7, to ciało śmierci jest „wrogie Bogu” i „nie poddaje się zakonowi Bożemu, bo nie może”. Zarówno wołanie Pawła o wolność, jak również jego odpowiedź: „Dzięki niech będą Bogu przez naszego Pana Jezusa Chrystusa” (w.25), są niewątpliwie słowami nawróconej osoby, która jest w pełni świadoma mocy ewangelii.
Fakty te, jak wierzę, wskazują na to, że Rzym 7:15-25 odnosi się do rozpaczliwych zmagań z grzechem, których doświadczamy jako nowonarodzeni chrześcijanie. Powodem, dla którego wszyscy jako chrześcijanie przechodzimy przez ten wewnętrzny konflikt jest to, że w wyniku nawrócenia nasza grzeszna natura nie ulega przeobrażeniu. Przed nawróceniem służyliśmy zarówno naszej grzesznej naturze jak i umysłowi (Ef 2:3). Jednakże, kiedy przechodzimy doświadczenie nowonarodzenia, wtedy radykalna zmiana ma miejsce w naszych umysłach, co stanowi jednocześnie obraz tego czym jest prawdziwa pokuta. Wyraz „pokuta” (gr. „metanoia”) w oryginale składa się z dwóch greckich słów: „meta”, które oznacza „zawrócić” lub „odmienić” oraz „noia”, oznaczające „umysł”. Pomimo tego jednak, że zachodzi radykalna zmiana w naszym umyśle i w odniesieniu do naszego stosunku do grzechu, to doświadczenie to w najmniejszej nawet mierze nie zmienia naszego ciała, naszej upadłej natury. Pozostaje ona nadal grzeszna aż do śmierci albo powrotu Zbawiciela.
Według Chrystusa, po tej stronie wieczności ciało nigdy się nie zmienia (Jan 3:6). Pomimo tego jednak, prawdziwi chrześcijanie, w sferze tej upadłej natury posiadają też umysł Chrystusa (Fil 2:5). Jaki jest tego skutek? Ten duchowy umysł, o którym Paweł mówi również jako o „wewnętrznym człowieku”, stale zmaga się z nienawróconym i niezmiennym ciałem grzechu. Ciało to (upadła ludzka natura) zdominowane jest przez zasadę grzechu, która jest stałą i niezmienną siłą pociągającą nas w kierunku egoistycznych pragnień. Apostoł Paweł określił tę siłę mianem „prawa”, gdyż tak jak na przykład niezmienne i stałe prawo grawitacji, które przyciąga wszystko w kierunku centrum ziemi, tak również i ta siła (prawo) jest stałą oraz niezmienną mocą, która pociąga nas w kierunku samolubnej miłości. Z tego powodu o własnych siłach nie jesteśmy w stanie ujarzmić tego ciała, i właśnie to wyrażające naszą bezsilność w walce z zakonem grzechu doświadczenie opisuje Paweł w Rzym 7:15-24.
Nasza wola, która jest siłą napędową umysłu, nie jest równorzędnym przeciwnikiem w walce z „prawem grzechu” (w.23), zamieszkującym naszą grzeszną naturę. Jest tak, dlatego że chociaż nasza wola jest swego rodzaju siłą, to jednak w przeciwieństwie do prawa grzechu nie jest stałym i niezmiennym prawem czy zasadą. Nasza wola się zmienia, i choć przez pewien okres czasu może być stosunkowo silna, to często słabnie (szczególnie w chwilach zniechęcenia czy depresji) i z łatwością ulega zakonowi grzechu, co z kolei sprawia, że tak jak Paweł w desperacji wołamy: „Nędzny ja człowiek!” (Rzym 7:24).
To właśnie ten problem omawia Paweł w Rzym 7:15-25. Mówi on, że prawo Boże jest duchowe, ale upadła ludzka natura, nawet po nawróceniu, jest nadal cielesna i całkowicie zdominowana oraz zniewolona przez prawo grzechu (w.14). Po czym stara się on to uzasadnić na własnym przykładzie, wyrażając w ten sposób prawdę o tym, że jakikolwiek szczery chrześcijanin, który stale toczy walkę z prawem grzechu, nie jest w stanie odnieść zwycięstwa, jeśli próbuje dokonać tego o własnych siłach (w.15-25).
Osobiście nazywam ten fragment wielkim chrześcijańskim odkryciem, dlatego że kiedy na początku przychodzimy do Chrystusa, jedynym naszym zmartwieniem jest uzyskanie wymazania naszych win, tak abyśmy mogli dzięki temu dostać się do nieba. Nie mamy jednak pojęcia jak bardzo grzeszna jest nasza natura, więc pierwszy krok jaki wykonujemy jako świeżo upieczeni chrześcijanie polega na tym, że składamy Bogu różnego rodzaju obietnice i przyrzeczenia. I dopiero, gdy w bolesny sposób doświadczamy wielu następujących po sobie niepowodzeń w walce z grzechem zaczynamy uświadamiać sobie to co Paweł wyjaśnił w Rzym 7:13-25.
Oto jakimi słowami podsumowuje on cały ten fragment: „Tak więc ja sam służę umysłem zakonowi Bożemu, ciałem zaś zakonowi grzechu” (Rzym 7:25). Niestety grecki zwrot „ego autos” przetłumaczony tutaj jako „ja sam” nie jest zbyt dokładnym tłumaczeniem tekstu oryginalnego. Samo słowo „ego” mogłoby być przetłumaczone tutaj jako „ja sam”. Apostoł dodaje tu jednak wyraz „autos”, przez co chce dać nam do zrozumienia, że pozostawieni samym sobie, o własnych siłach, bez wewnętrznej mocy Ducha Chrystusowego, nie jesteśmy w stanie pokonać zakonu grzechu!
Ciekawe jest to, że choć zaimek osobowy „ja” występuje w Rzym 7:14-25 aż około 25 razy, to ani razu autor nie wspomina tu o Duchu Świętym, a to przecież On w naszych zmaganiach z grzechem odgrywać powinien pierwszoplanową rolę (Rzym 8). Jest tak dlatego, że tutaj Paweł opisuje doświadczenie szczerego i nawróconego chrześcijanina, który na tym etapie nie przestał jeszcze pokładać ufności w ciele (Fil 3:3), i który z tego powodu nadal próbuje żyć chrześcijańskim życiem o własnych siłach. Wynikiem zaś tego są porażki i frustracja.
Nikt nie musi jednak z tego powodu rozpaczać! Jest tak, ponieważ odkrycie to – choć negatywne i smutne – faktycznie otwiera nam drogę do zwycięskiego życia w Chrystusie, dlatego że Paweł kończy ten fragment okrzykiem tryumfu: „Bogu niech będą dzięki przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego!” I zaraz po tym stwierdzeniu, w pierwszej części ósmego rozdziału przedstawia opis zwycięskiego życia w Duchu, co też będzie tematem kolejnego rozdziału niniejszej książki.
- WYBAWIENIE OD CIAŁA GRZECHU
Autorzy Pisma Świętego, pisząc jego treść nie uwzględniali żadnych podziałów na rozdziały czy wiersze. Elementy te zostały dodane dopiero w 15 wieku w celu ułatwienia lektury Słowa Bożego. Czasami jednak, aby lepiej zrozumieć prawdziwe znaczenie tekstu, lepiej jest zignorować podziały na wiersze czy rozdziały. O tej ważnej zasadzie należy pamiętać również podczas lektury ósmego rozdziału listu do Rzymian, a w szczególności wierszy od 1 do 4.
Rozdział 8 rozpoczyna się od bardzo ważnego zwrotu: „Przeto teraz” (BW), albo „Teraz jednak” (BT). Oznacza to, że ten pierwszy werset ósmego rozdziału stanowi tak naprawdę cześć poprzedniego rozdziału, gdyż jest on konkluzją tego, co apostoł Paweł napisał w końcowej części rozdziału siódmego.
Jak już wcześniej to wykazałem, w tym siódmym rozdziale (w.15-24), Paweł mówi o wewnętrznym zmaganiu, którego doświadcza szczery chrześcijanin, który gorąco pragnie żyć zgodnie z Bożą wolą zawartą w przykazaniach. Na podstawie tego fragmentu odkryliśmy też, że tym, co najbardziej przeszkadza mu w osiągnięciu tego celu jest jego grzeszna natura, która zdominowana jest przez prawo grzechu, którego wierzący ten nie jest w stanie pokonać o własnych siłach. Zmaganie to Paweł podsumowuje w wierszu 25, pisząc: „Tak więc ja sam służę umysłem zakonowi Bożemu, ciałem zaś zakonowi grzechu” (Rzym 7:25).
Tak właśnie wygląda kontekst tego niezwykle ważnego fragmentu. Pamiętając zaś o tym, co autor napisał w 7 rozdziale łatwiej będzie nam zrozumieć sens Rzym 8:1, gdzie czytamy następujące słowa: „Przeto teraz nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie”. Niektóre przekłady Pisma Świętego, jak choćby King James Version, New King James Version (z polskich przekładów, np. Biblia Gdańska), zawierają następujący dodatek: „którzy będąc w Chrystusie Jezusie nie według ciała chodzą, ale według Ducha”. To ostatnie stwierdzenie nie pojawia się jednak w żadnym ze starszych manuskryptów Nowego Testamentu. Stanowi ona późniejszy dodatek, którego autorem był jeden z kopistów oryginalnego tekstu, i dlatego fragment ten powinien być przez nas zignorowany. Tak, to prawda, że Paweł użył tego samego stwierdzenia w wierszu 4, ale w wierszu 1 nie może ono być użyte, gdyż stałoby w sprzeczności z całym przedstawionym przez Pawła poselstwem o usprawiedliwieniu wyłącznie przez wiarę.
Co autor miał na myśli pisząc: „Przeto teraz nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie” (Rzym 8:1)? W świetle Rzym 7:25, oznacza to, że chrześcijanin, który toczy walkę z ciałem nie znajduje się pod potępieniem, pomimo tego, że doświadcza porażek. „Ale, jak to możliwe?” – zapytasz. Rozwiązanie takie jest realne, gdyż w przeciwieństwie do nas, Bóg nie sądzi nas na podstawie naszego zewnętrznego postępowania, ale intencji oraz pragnień serca (umysłu) (1Sam 16:7; Jer 17:10; Rzym 8:27). We wszystkich ewangeliach czytamy o tym, że Jezus osądził współczesnych Mu Żydów na podstawie ich sposobu myślenia, a nie postępowania czy słów. Podobnie Bóg, nie osądza naszego chrześcijańskiego doświadczenia na podstawie naszego postępowania, ale tego czym zajęte są nasze umysły. A ponieważ my – ludzie, nie potrafimy czytać w ludzkich myślach, z tego powodu wszelki osąd powinniśmy zostawić Bogu, który będzie sądził nas na podstawie motywów naszego działania w czasie wielkiego sądnego dnia (1Kor 4:5). To właśnie z tego powodu Paweł ostrzega wierzących, by przestali się nawzajem osądzać (Rzym 14:10).
W Rzym 7 Paweł dwukrotnie oświadcza, że czyni to czego nie chce czynić, po czym dodaje, że kiedy coś takiego ma miejsce, to tak naprawdę nie on to czyni, ale grzech, który w nim mieszka (Rzym 7:17,20). Tym sposobem daje do zrozumienia, że nawrócony umysł nie jest odpowiedzialny za niepowodzenia w dążeniu do sprawiedliwego życia, gdyż jego pragnieniem oraz wyborem jest czynienie dobra (w.18). Tym, co ponosi odpowiedzialność jest grzeszna natura, która zdominowana jest przez prawo grzechu, i która poddaje umysł w niewolę grzechu (w. 21-23).
Nie ulega wątpliwości, że człowiek z siódmego rozdziału, pomimo tego, że tocząc nieustanną walkę często doznaje porażek w potyczkach z zakonem grzechu i nękającymi go pokusami, to jednak nie ma upodobania w grzechu i nie pobłaża grzechom. Pobłażanie czy pielęgnowanie grzechu sprawia, że jest on aprobowany również w twoim umyśle, który nie chce go porzucić. Natomiast grzech, którego nie pielęgnujesz i nie pobłażasz mu, jest tym, któremu się opierasz, i którego wyrzekłeś się w swoim nawróconym umyśle. Jednakże grzech ten nadal cię osacza i zmusza do uległości. Pamiętaj, że to nawrócony umysł jest tym, który Chrystus zbawia i zabierze do nieba wraz z uwielbionym ciałem, które stanie się naszym udziałem przy Jego powtórnym przyjściu. Nasze upadłe natury nie nadają się ani do odkupienia ani modyfikacji, i dlatego muszą ulec całkowitej zagładzie. Paweł wyraźnie mówi o tym w 1Kor 15:50-54 oraz Fil 3:20-21. Jeśli naszym udziałem jest umysł Chrystusa, umysł wolny od egoizmu (Fil 2:5), wtedy możemy być pewni swojego zbawienia, ponieważ tylko taki umysł możemy zabrać do nieba.
Pomimo jednak tego, że grzeszne ciało jest tak silne i niezmienne, nikt z nas nie musi rozpaczać, gdyż w Chrystusie mamy również nadzieję na zwycięskie życie i ujarzmienie prawa grzechu. Jest tak, ponieważ Jezus Chrystus jest nie tylko naszym Zbawicielem od winy i kary za grzech, ale również od mocy i niewoli grzechu! Jako wierzący możemy dziękować Bogu za to, że „krew Chrystusa oczyszcza nas od wszelkiej nieprawości (1Jan 1:7,9). Jeśli jednak jesteśmy prawdziwie nawróceni i doceniamy to czego Chrystus dla nas dokonał, pragniemy czegoś więcej niż odpuszczenie naszych grzechów. Pragniemy zwycięstwa nad grzechem. Nie pragniemy jednak tego zwycięstwa po to, by uzyskać usprawiedliwienie i dostać się do nieba, gdyż wiemy, że to wszystko już zostało nam dane w Chrystusie: „Przeto teraz nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie” (Rzym 8:1). Chcemy pokonać grzech w naszym życiu, by oczekując błogosławionej nadziei pojawienia się naszego Pana i Zbawiciela (Tyt 2:11-14) oddać chwałę Bogu.
W związku z tym, musimy odpowiedzieć sobie na bardzo ważne pytanie: Czy po tej stronie wieczności możliwe jest całkowite zwycięstwo nad ciałem?
Wielu chrześcijan, w tym również adwentystów, uważa obecnie, że jest to niemożliwe, i aby uzasadnić swoje stanowisko mówią: „Pokaż mi choć jedną osobę, która tego dokonała”. Takie pozbawione wiary podejście można nazwać zbawieniem opartym na ludzkim doświadczeniu a nie na wierze w Słowo Boże. Jednakże w ósmym rozdziale listu do Rzymian apostoł Paweł przedstawia wspaniałą dobrą nowinę dla tych wszystkich, którzy pragną zwycięstwa nad grzesznym ciałem. Najpierw zapewnia nas tutaj, że w Chrystusie naszym udziałem jest pełne i kompletne zbawienie. Nie poprzestaje jednak na tym, lecz dodaje, że tak jak wcześniej przyszliśmy do Chrystusa, by uzyskać przebaczenie i usprawiedliwienie, tak teraz musimy udać się do Niego w celu uzyskania łaski (mocy) niezbędnej do ujarzmienia ciała i prowadzenia prawdziwie uświęconego życia. To właśnie z tego powodu napisał on: „Wszystko mogę w tym, który mnie wzmacnia, w Chrystusie” (Fil 4:13). Istnieje tylko jedna formuła zbawienia, zarówno w odniesieniu do usprawiedliwienia jak i uświęcenia. Jest nią stwierdzenie: „Nie ja, ale Chrystus” (Gal 2:20).
W Rzym 8:2 Paweł oświadcza: „Bo zakon Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, uwolnił cię od zakonu grzechu i śmierci”. Fakt ten stał się naszą rzeczywistością w Chrystusie już 2000 lat temu, kiedy to jako drugi Adam Chrystus odkupił ludzkość przez swoją śmierć. Tutaj Paweł nie mówi o subiektywnym chrześcijańskim doświadczeniu, ale o obiektywnym fakcie, który wydarzył się na krzyżu. Z tego też powodu prawdę tę wyraził używając greckiego historycznego, zaprzeszłego czasu aoryst, aby dać do zrozumienia, że to zdarzenie wydarzyło się już w przeszłości raz na zawsze.
Przez całe ziemskie życie Chrystusa dwie przeciwstawne siły stale walczyły się ze sobą w Jego ludzkiej naturze, dążąc do przejęcia nad Nim kontroli. Jedną z tych mocy było prawo Ducha życia a drugą prawo grzechu i śmierci. Zawsze musimy pamiętać, że obie te siły wyrażone zostały przy użyciu słowa „prawo” („zakon”), aby dać nam do zrozumienia, że reprezentują one stały i niezmienny wpływ lub zasadę. Dobrą nowiną jest to, że w człowieczeństwie Chrystusa, prawo Ducha życia odniosło pełne zwycięstwo nad prawem grzechu i śmierci, oraz ostatecznie potępiło je w Chrystusie na krzyżu. Dowodzi to, że moc Ducha Świętego znacznie przewyższa całą moc, jaką diabeł jest w stanie wygenerować przy użyciu ciała grzechu. Prawda ta jest witalną częścią niesamowitej dobrej nowiny ewangelii. Niestety ta sama niezwykle istotna prawda jest też często ignorowana.
Ci, którzy upierają się przy tym, że nawet poprzez moc mieszkającego w nas Ducha Świętego nie jesteśmy w stanie w pełni ujarzmić ciała grzechu, nie tylko podważają Bożą moc, ale nie są również w stanie dostrzec pełnego znaczenia wyznania Pawła: „Albowiem nie wstydzę się Ewangelii Chrystusowej, jest ona bowiem mocą Bożą ku zbawieniu każdego, kto wierzy” (Rzym 1:16).
Tajemnica zwycięskiego chrześcijańskiego życia ukryta jest w oświadczeniu: „Bo zakon Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, uwolnił cię od zakonu grzechu i śmierci” (Rzym 8:2). Każdy wierzący człowiek świadom jest obecności wewnętrznego wpływu czy impulsu, który popycha go do czynienia zła. Jest to zakon grzechu, który wiedzie do śmierci, gdyż śmierć zawsze stanowi wynik grzechu (Rzym 6:23). Jednak, w wierzącej osobie to prawo grzechu ma być ujarzmione nową ożywczą siłą – „prawem Ducha” (w.2), które jest źródłem duchowego życia (Rzym 8:11). Oznacza to, że Duch Święty stale wpływa na nas, zachęcając do czynienia dobra oraz, co niezmiernie ważne, udzielając nam jednocześnie niezbędnej mocy! Działanie w nas Ducha Świętego zatem, nie ogranicza się jedynie do jakiegoś wpływu, ale jest faktycznie źródłem siły, która uzdalnia nas do życia w sprawiedliwości.
Gdy codziennie stosujemy w naszym życiu prawdę o krzyżu (Łuk 9:23; Gal 5:24) oraz wspaniałą zasadę „nie ja, ale Chrystus”, wtedy krzyżujemy również ten wewnętrzny popychający nas do grzechu wpływ. Jest to możliwe, gdyż naszym udziałem staje się Ktoś kto nas prowadzi i wzmacnia, żywa Osoba, która sprawuje kontrolę nad naszym życiem.
W Rzym 8:3 Paweł wyjaśnia dzięki jakiemu wydarzeniu to wszystko jest teraz możliwe: „Albowiem czego zakon nie mógł dokonać, w czym był słaby z powodu ciała, tego dokonał Bóg: przez zesłanie Syna swego w postaci grzesznego ciała, ofiarując je za grzech, potępił (pokonał i uśmiercił) grzech („prawo grzechu”) w ciele (w grzesznej ludzkiej naturze Chrystusa)”. Boże moralne prawo nie było w stanie wygenerować sprawiedliwości w naszym grzesznym ciele. To jednak, czego to prawo nie było w stanie dokonać, tego dokonał Bóg w człowieczeństwie Chrystusa – człowieczeństwie, które było identyczne jak nasze grzeszne człowieczeństwo.
Niektórzy jednak upierają się przy tym, że kiedy Chrystus przy wcieleniu przywdział ludzkie ciało, to było ono wolne od „prawa grzechu” (Rzym 8:2), z którym my wszyscy się rodzimy. Argumentują oni, że według Pawła Bóg posłał swego Syna „w postaci (podobieństwie) grzesznego ciała” (Rzym 8:3), i że słowo „podobieństwo” zaprzecza twierdzeniu, że człowieczeństwo to było takie samo jak nasze. Uważają więc, że człowieczeństwo Chrystusa było jedynie „podobne” do naszego pod tym względem, że Chrystus mógł doświadczać fizycznego zmęczenia, głodu, starzenia się itp. Jednakże, nie było ono podobne do naszego pod względem posiadania upadłej i zdominowanej przez zakon grzechu natury. Gdyby Chrystus posiadał podobna do naszej grzeszną naturę – twierdzą – wtedy sam stałby się grzesznikiem i potrzebowałby zbawiciela.
Posługując się jednak greckim leksykonem zauważamy, że greckie słowo przetłumaczone tutaj jako „podobieństwo” posiada różne znaczenia, i dlatego może zostać przetłumaczone na kilka sposobów. Na przykład, według Greek-English Lexicon of the New Testament, którego autorem jest Arndt i Ginrigch, to greckie słowo może być również przetłumaczone jako: „uczynić jak”, „porównać”, „kopiować”, „podobieństwo”, „postać” itd.
Skąd więc możemy wiedzieć, które z tych znaczeń miał faktycznie na myśli Paweł, gdy użył tego słowa w Rzym 8:3? Jedynym sposobem na znalezienie właściwej odpowiedzi jest zwrócenie uwagi na kontekst. W drugiej części Rzym 7 oraz na początku rozdziału ósmego Paweł omawia problem zasady albo prawa grzechu, które zamieszkuje ludzką naturę chrześcijanina. Mówi on, że nie jesteśmy w stanie ujarzmić tego prawa grzechu o własnych siłach. Potem zaś dodaje, że Chrystus potępił jednak ten grzech w ciele, gdy przyszedł „w podobieństwie grzesznego ciała” (Rzym 8:3). Zwrot „grzech w ciele” jest niewątpliwie synonimem zwrotu „prawo grzechu i śmierci” z wiersza 2, jak również wyrażenia zwrot „grzech, który mieszka we mnie” z Rzym 7:17,20). Kontekst więc wyraźnie wskazuje na fakt, że Chrystus musiał „potępić grzech” w dokładnie tej samej grzesznej naturze, która jest twoim i moim udziałem. Była to natura, w której mieszka „prawo grzechu”.
Oto, w jaki sposób szwedzki teolog – Anders Nygren wyjaśnia, co apostoł Paweł miał na myśli, pisząc w Rzym 8:3, że Bóg posłał swojego Syna „w podobieństwie grzesznego ciała”:
„Paweł stara się zapewnić nas, że kiedy Chrystus przyszedł na ten świat, wówczas podobnie jak my znalazł się pod wpływem tych samych mocy. Oznacza to, że On też był pod gniewem, grzechem, prawem i śmiercią. On znalazł się pod gniewem, bo uwalniając nas od przekleństwa, sam stal się przekleństwem (Gal. 3,13). Znalazł się pod grzechem, gdyż Bóg tego, który nie znał grzechu, za nas grzechem uczynił (2Kor. 5:21). On znalazł się pod prawem, bo gdy przyszło wypełnienie czasu, posłał Bóg Syna swego, który się stał pod zakonem (Gal. 4:4, BG). A w Hebr. 2,14 powiedziane jest, że Bóg uczynił Go poddanym śmierci, aby mógł przez śmierć zniszczyć tego, który miał władzę nad śmiercią, to jest diabła (Hebr. 2:14). Również tutaj – w ósmym rozdziale listu do Rzymian – Paweł musiał powiedzieć to samo, bo gdyby Chrystus pod jakimkolwiek względem, nie został uczyniony poddanym którejkolwiek z tych sił, wówczas one nie zostałyby pozbawione mocy i potępione. Gdyby Chrystus nie przyjął całego ciężaru grzechu (włącznie z upadłą naturą), wówczas byłby wolny od tego, co uzbraja śmierć w żądło (1Kor. 15:56) i w tej sytuacji, grzech nie zostałby uśmiercony i objąłby absolutne panowanie. Paweł ostrożnie dobierał tu słowa, gdyż musiał brać pod uwagę dwie odnoszące się do Chrystusa pozornie przeciwstawne prawdy. Mówiąc o nich, nie mógł posunąć się za daleko, ani w jednym, ani w drugim przypadku. Jedną prawdę stanowiła doskonała bezgrzeszność Chrystusa, a drugą to, że musiał On znaleźć się w tym samym położeniu, co my i być poddanym tym samym mocom. Z tego właśnie powodu napisał, że Chrystus przyszedł nie w grzesznym ciele, ale w postaci, czy w podobieństwie grzesznego ciała. Z tego ciała powstawały przeciwko Niemu te same pokusy, które powstawały przeciwko nam. Pomimo tego jednak, Chrystus doskonale poskromił grzech w jego własnym królestwie. Taki właśnie jest sposób, w jaki Bóg rozprawił się z dawnym porządkiem – prawem grzechu i śmierci” (Anders Nygren, Commentary on Romans, s. 313-317).
Na podstawie tego komentarza widzimy, że według tego teologa, użyty przez Pawła zwrot „w podobieństwie” wcale nie oznaczał, że Chrystus nie przyjął naszej upadłej natury, ale raczej to, że pomimo związania się z tą naturą nigdy nie zgrzeszył zachowując bezgrzeszność.
Podobne zdanie na ten temat ma również inny znany protestancki teolog – C.E.B. Cranfield – profesor teologii na Uniwersytecie w Durham, który w następujący sposób komentuje użyty przez Pawła w Rzym 8:3 zwrot mówiący o tym, że Chrystus przyszedł „w podobieństwie grzesznego ciała”:
„Intencją Pawła nie było tu podważenie autentyczności grzesznego ciała Chrystusa. Stara się on tylko zwrócić uwagę na fakt, że chociaż Syn Boży prawdziwie przyjął to grzeszne ciało, to nigdy nie stał się grzesznym ciałem… Używając słów w podobieństwie, Paweł miał na myśli to, że chociaż Chrystus przyjął tę samą upadłą naturę, która jest naszym udziałem, to w przeciwieństwie do nas nie stanowiła ona wszystkiego, co posiadał. On nigdy nie przestał być także Wiecznym Synem Bożym” (C. E. B. Cranfield, International Critical Commentary, The Epistle to the Romans, vol. 1, p. 379).
Dokładnie takie samo zdanie wyraża także James Dunn, który w komentarzu do Rzym 8:3 napisał:
„Fundamentalną myślą jest tutaj to, że Bóg osiągnął dla człowieka swój cel nie przez anulowanie pierwszej próby i rozpoczęcie wszystkiego od początku, ale pracując przez człowieka w jego upadłym stanie oraz doprowadzenie grzechu i śmierci do wyczerpania swoich sił w ciele tego człowieka, stwarzając go na nowo ponad śmiercią, jako protoplastę i promotora życia według Ducha. Z tego też powodu, jakikolwiek by nie był zakres tego podobieństwa, musi ono zawierać ideę całkowitej identyfikacji Jezusa z grzesznym ciałem (taką samą naturą jak ta, która jest udziałem jakiegokolwiek grzesznika). Bóg posłał swego Syna w celu rozprawienia się z grzechem, a ściśle mówiąc z grzechem w ciele, jako że to właśnie przez to ciało grzech objawia swoją moc (7: 5,14,17,18). I to właśnie moc ciała musiała być złamana i ujarzmiona. Stąd też, tak ważna jest zdolność potwierdzenia całkowitego zjednoczenia Chrystusa z ciałem grzechu rodzaju ludzkiego. Dla Pawła złamanie tej mocy zostało osiągnięte przez śmierć Chrystusa jako ofiary, przez co Bóg potępił to grzeszne ciało. W tych dwóch frazach, „za grzech” oraz „potępił” znajduje się klucz do przedstawionej przez Pawła soteriologii… Logika, którą posługuje się tutaj Paweł sprowadza się do tego, że grzeszne ciało nie mogło być uzdrowione lub odkupione, ale musiało być unicestwione. Bóg nie odkupił ciała przez akt inkarnacji, ale unicestwił je przez akt potępienia” (James Dunn, Word Biblical Commentary, 38a: 420-440).
Co więcej, użyte w wierszu 3 słowo „grzech” występuje w liczbie pojedynczej, więc nie może odnosić się do naszych wielu grzechów, które Chrystus zaniósł na krzyż, ale do „zakonu grzechu”, który Chrystus potępił przez swoją śmierć. To właśnie dlatego, że na krzyżu to prawo grzechu zostało w człowieczeństwie Chrystusa potępione i zgładzone, Paweł mógł oświadczyć w Rzym 8:1: „Przeto teraz nie ma żadnego potępienia dla tych, którzy są w Chrystusie Jezusie”, pomimo tego, że upadła ludzka natura wierzącego nadal znajduje się pod wpływem zakonu grzechu.
Jak już to było wcześniej wspomniane, według Rzym 5:12-21 nie ulega wątpliwości, że Chrystus odkupił ludzkość jako drugi Adam czego legalnie mógł tego dokonać wyłącznie przez przyjęcie naszego zjednoczonego i reprezentacyjnego upadłego człowieczeństwa. To jednak nie uczyniło Go grzesznikiem, a to dlatego, że nie było to faktycznie Jego własne człowieczeństwo. On przyjął tę nasza naturę, aby móc całkowicie odkupić nas od wszelkiego aspektu grzechu. To właśnie dlatego autorzy Nowego testamentu zawsze gdy nawiązują do wcielenia Chrystusa używają specjalnych przydawek, takich jak: „uczyniony ciałem” (Jan 1:14), „uczyniony grzechem”, albo „stał się grzechem” (2Kor 5:21) itd. Słowo „uczyniony” („stał się”), jak to wynika z kontekstu, oznacza, że Chrystus został uczyniony czymś czym wcześniej sam w sobie nie był. I to właśnie z tego powodu Paweł napisał w Rzym 8:3, że Bóg posłał Chrystusa „w podobieństwie grzesznego ciała”, tak aby najpierw mógł On pokonać ten grzech swoim doskonałym życiem, a następnie potępić ten zakon grzechu na krzyżu swoją śmiercią.
Wynikiem tej chwalebnej prawdy jest to, że teraz sprawiedliwość prawa, której o własnych siłach nie jesteśmy w stanie uzyskać, jest dostępna dla tych, którzy „chodzą w Duchu” (Rzym 8:4). W wierszach 5-17 Paweł wyjaśnia z czym wiąże się chodzenie w Duchu. Mówi on, że jest to sekret świętego życia, które Bóg przygotował dla tych, którzy przyjęli Chrystusa jako swego Zbawiciela.
Wszystko to jest cudowne. Musimy jednak pamiętać tu o pewnej niezwykle ważnej prawdzie, która mówi, że jeśli nawet w najmniejszym stopniu polegamy na naszym sprawiedliwym postępowaniu jako czymś, co może dopomóc nam w uzyskaniu zbawienia, wtedy Duch Święty nie odtworzy w nas zwycięskiego życia Chrystusa. Będzie tak, gdyż Duch Święty nie jest naszym współzbawicielem wraz z Chrystusem. Jego zadaniem w planie zbawienia jest przekazywanie nam doskonałego zbawienia, które Bóg już dokonał dla wszystkich ludzi w Chrystusie. Duch Święty jest aktywnym Pośrednikiem w planie zbawienia, ale wyłącznie Chrystus jest Odkupicielem.
Po drugie, gdyby Duch Święty miał za zadanie wygenerować w nas sprawiedliwość, po to by nas zbawić i usprawiedliwić, wówczas musiałby zaprzeczyć ewangelii, która już zbawiła wszystkich, którzy wierzą w Chrystusa (Rzym 5:1). Trójjedyny Bóg nie może sam sobie zaprzeczać. Inaczej mówiąc, jeśli jeszcze nie odpoczywamy w Chrystusie oraz Jego doskonałym zbawieniu, które uzyskał dla nas 2000 lat temu, nie możemy też być zapieczętowani do zwycięstwa nad grzechem, przez co nie jesteśmy też w stanie tego zwycięstwa doświadczyć.
- KRÓTKI OPIS HISTORII ZWIĄZANEJ ZE ZMIANĄ POGLĄDU NA TEMAT WCIELENIA JEZUSA CHRYSTUSA
Zmiana stanowiska względem człowieczeństwa Chrystusa w naszym kościele związana była z tym, że w przeszłości (szczególnie w latach pięćdziesiątych) popularny wówczas w naszym kościele pogląd o przyjęciu przez Chrystusa grzesznego człowieczeństwa sprawiał, że inni chrześcijanie uważali nas za sektę. Musimy pamiętać, że w tamtym czasie niemal żaden z chrześcijańskich teologów czy też żaden komentarz biblijny nie sugerował przyjęcia przez Zbawiciela upadłej ludzkiej natury.
27 maja 1976 roku grupa ówczesnych przywódców kościoła wydała na łamach Adventist Review oświadczenie na temat usprawiedliwienia z wiary oraz kilku innych powiązanych z tym prawd, w tym również na temat człowieczeństwa Chrystusa. Po wyjaśnieniu obu przeciwstawnych poglądów dotyczących wcielenia Chrystusa, artykuł ten oświadczył, że Kościół Adwentystów nie posiada oficjalnego stanowiska w kwestii człowieczeństwa Jezusa Chrystusa, i że z tego powodu członkowie kościoła mogą przyjmować zarówno jeden jak i drugi pogląd. Stanowisko to zostało też potwierdzone przez obecnych redaktorów Adventist Review.
Jasne jest więc, że kościół nasz dopuszcza przyjęcie obu tych poglądów. Niestety, prawda wygląda tak, że jest tak jedynie w teorii a nie w praktyce, gdyż zazwyczaj ci spośród nas, którzy głośno wyrażają swój pogląd o przyjęciu przez Chrystusa upadłego człowieczeństwa nie są mile widziani a bywa i tak, że są postrzegani jako heretycy. Jednym z tego powodów jest niewątpliwie fakt, że twierdzenie, według którego Jezus przyjął grzeszną ludzką naturę jest szczególnie mocno akcentowane przez większość niezależnych adwentystycznych organizacji. Problem jednak polega na tym, że prawda ta przedstawiana jest przez te organizacje w kontekście chrześcijańskiego życia a nie ewangelii. Gdy pogląd o przyjęciu przez Chrystusa upadłego człowieczeństwa wykorzystuje się głównie do tego, by przedstawić Chrystusa nie tyle jako naszego Zbawiciela, ile raczej jako przykład sprawiedliwego życia, wówczas zawsze prowadzi to do legalizmu, perfekcjonizmu i pesymizmu (braku pewności zbawienia). Zwolennicy tego zrozumienia uważają, że skoro Chrystus zdołał w mocy Ducha Świętego żyć bezgrzesznym życiem w upadłej ludzkiej naturze, to teraz Bóg oczekuje tego samego od nas, i to jako warunek zbawienia. Według nich jest to szczególnie ważne w czasach końca, kiedy to będziemy musieli żyć bez Chrystusa jako naszego Orędownika (Najwyższego Kapłana), gdyż opuści On miejsce najświętsze świątyni w niebie. Ci adwentystyczni legaliści zapominają jednak o tym, że życie bez Pośrednika nie oznacza jeszcze życia bez Zbawiciela. Nie będziemy potrzebować pośrednika po ogłoszeniu werdyktu i zakończeniu przedadwentowego sądu, zawsze jednak po tej stronie wieczności będziemy potrzebować Zbawiciela.
Wprawdzie nasz kościół nigdy nie posiadał oficjalnego stanowiska względem wcielenia Chrystusa, to jednak nie ulega wątpliwości, że w naszych czasopismach, książkach czy lekcjach biblijnych opublikowanych przed rokiem 1956 królował pogląd o przyjęciu przez Chrystusa grzesznej ludzkiej natury. Jakiś czas temu fakt ten potwierdził anglikański teolog – Geoffrey Paxton w książce The Shaking of Adventism.
Nie jest tajemnicą, że zmiana poglądu na temat wcielenia Chrystusa została zainicjowana w latach pięćdziesiątych naszego stulecia przez dialog z nieadwentystycznymi teologami, co stopniowo zmieniło nasze stanowisko względem tego zagadnienia. To nowe spojrzenie na prawdę o ludzkiej naturze Chrystusa po raz pierwszy zostało wyrażone w magazynie Ministry, a następnie w książce Questions on Doctrines oraz Movement of Destiny (Ruch Przeznaczenia). Starsze książki, takie jak: Bible Readings for the Home Circle i Answers to Objections zostały zmodyfikowane, tak aby nie stały w opozycji, ale harmonizowały z tym nowym (zmienionym) poglądem na temat wcielenia Chrystusa.
Jedynie sąd Boży będzie w stanie obnażyć tajemnice ludzkich umysłów oraz prawdziwe motywy, które doprowadziły to tych zmian. Wielu jednak uważa, że głównym ich powodem było usilne dążenie do zaskarbienia sobie przychylności ze strony popularnych ewangelicznych kościołów i teologów, oraz by dzięki temu pozbyć się miana sekty.
Nie wszyscy jednak adwentystyczni teolodzy podporządkowali się tej teologicznej modyfikacji odnośnie ludzkiej natury Chrystusa. Pierwszoplanową postacią wśród opozycji był niewątpliwie M. L. Andreasen, a także inni, którzy poszli w jego ślady aż do momentu, kiedy to podczas konferencji w Palmdale w 1976 roku kościół został zmuszony do wydania oświadczenia, które dopuszczało przyjęcie obu poglądów, nawet jeśli jeden z nich był „bliższy prawdzie” niż drugi. Oświadczenie to jednak, głównie za sprawą różnych niezależnych organizacji, nie zdołało zakończyć tej debaty, przez co spór trwa nadal, powodując nieustanną fragmentację kościoła.
W odniesieniu do tego zagadnienia, Kościół Adwentystów można obecnie podzielić na dwa główne nurty. Pierwszy i bardziej popularny z nich utrzymuje, że Chrystus przyjął naturę podobną do naszej, ale jedynie w jej fizycznym aspekcie, a Jego duchowa natura była taka jaką posiadał bezgrzeszny Adam.
Natomiast zwolennicy drugiego nurtu nauczają, że Chrystus przyjął całą grzeszną ludzką naturę we wszystkich jej aspektach. Jego ludzka natura była taka sama, z jaką my się rodzimy, z tą tylko różnicą, że On nigdy w tej naturze nie zgrzeszył nawet w myślach.
Niestety większość adwentystów należących do tego pierwszego ugrupowania wrzuca wszystkich reprezentujących odmienny pogląd do jednego worka, podczas gdy faktycznie tych, którzy utrzymują, że udziałem Chrystusa stało się grzeszne człowieczeństwo można podzielić na trzy grupy:
- Grupa hałaśliwa. Zgodnie z tym, co na jej temat napisał edytor Adventist Review jest to „bardziej natarczywe ugrupowanie”, które w głównej mierze składa się z niezależnych organizacji. Grupa ta utrzymuje, że Chrystus przyjął w całości naszą upadła naturę, ale uczynił tak głównie po to, by stać się naszym przykładem, oraz aby wikarialnie zastąpić nas Sobą.
- Grupa cicha. Ten obóz skupia w sobie głównie liberalnych adwentystów, którzy wierzą, że Chrystus przyjął naszą grzeszną naturę. Nie obnoszą się oni jednak specjalnie z tym poglądem, co też sprawia, że trudno jest określić, który aspekt wcielenia Chrystusa jest przez nich akcentowany.
- Grupa mniejszościowa. To ugrupowanie również utrzymuje, że Chrystus przyjął całą grzeszną ludzką naturę i przedstawia ten pogląd dokładnie tak jak został on wyrażony w poselstwie z 1888 roku, gdzie Chrystus został objawiony jako doskonały i kompletny Zbawiciel od grzechu w każdym jego aspekcie. Według tego spojrzenia, Chrystus przy wcieleniu przyjął całą zjednoczoną i reprezentacyjną upadłą ludzką naturę po to, aby mógł On legalnie i faktycznie (rzeczywiście) a nie wikarialnie zastąpić całą rasę ludzką Sobą oraz swoim człowieczeństwem.
Spośród tych trzech obozów, to „bardziej natarczywe” ugrupowanie – reprezentowane przez niezależne organizacje, które forsują pogląd o tym, że Chrystus przyjął nasze upadłe człowieczeństwo w celu stania się naszym przykładem – jest tym, które w największym stopniu hamuje cały proces odnawiania w naszym kościele tego „najbardziej drogocennego poselstwa” o usprawiedliwieniu z wiary, którym Pan obdarował swój lud w 1888 roku. Przesadne akcentowanie przez to ugrupowanie Chrystusa jako naszego przykładu a nie Zbawiciela sprawiło, że wielu szczerych adwentystów wpadło w pułapkę subtelnej formy legalizmu lub perfekcjonizmu. Uważam, że to właśnie z tego powodu należy uznać ten pogląd fałszywym i niebezpiecznym zwiedzeniem, które spowodowało w Bożym kościele ostatków więcej zła niż nauczanie o bezgrzesznej ludzkiej naturze Chrystusa.
Pogląd ten jest niezgodny z prawdą nie tylko dlatego, że akcentuje głównie Chrystusa jako nasz przykład, co prowadzi do legalizmu, braku pewności zbawienia oraz perfekcjonizmu, ale także dlatego, że – podobnie jak zwolennicy przyjęcia przez Chrystusa bezgrzesznego człowieczeństwa – przedstawia Jego grzeszną naturę w kontekście wikarialnego zastępstwa. To zaś podważa biblijną naukę o faktycznym zastępstwie, którą Paweł tak jasno wyraża przy pomocy prawdy o dwóch Adamach (Rzym 5:12-21) oraz motywu „w Chrystusie”, który stanowi sedno ewangelii przedstawionej w jego listach. O tym jak bardzo istotny jest ten aspekt w teologii Nowego testamentu wyjaśnia na przykład James Dunn pisząc, że „motyw w Chrystusie (en Christo), jest dla Pawła tak fundamentalny, że występuje w jego listach o wiele częściej niż język, przy pomocy którego wyraża on usprawiedliwienie!” (Conversation on Jesus and Paul with James D.G.Dunn, online 2007, Edited by Mark M. Mattison).
Jakiś czas temu magazyn Ministry opublikował dwa artykuły na temat wcielenia Chrystusa. Oba zostały napisane przez adwentystycznych teologów, ale jeden z nich bronił poglądu o przyjęciu przez Chrystusa bezgrzesznej a drugi grzesznej ludzkiej natury, akcentując jednocześnie Chrystusa jako nasz przykład oraz wikarialnego zastępcę. Niedługo po opublikowaniu tych artykułów miałem możliwość rozmawiać z redaktorem naczelnym tego magazynu. Powiedział mi, że artykuły te wywołały taką burzę reakcji z obu stron, jakiej w czasie jego kadencji nie spowodował żaden inny artykuł. Jednak tym, co najbardziej go zasmuciło był duch, w jakim napisanych było wiele listów reprezentujących tych, którzy obstawali przy grzesznym człowieczeństwie Chrystusa. Powiedział, że niektóre z nich były tak złośliwe i dalekie od Chrystusowego ducha, że doprowadziły go niemal do płaczu. Czytając te listy, faktycznie miał wątpliwości, co do nawrócenia ich autorów. Postrzegał on to podejście jako naturalny owoc przyjęcia niewłaściwego poglądu na temat wcielenia Chrystusa, co też wpłynęło na odrzucenie przez niego prawdy o przyjęciu przez Chrystusa grzesznego człowieczeństwa.
Niestety nie on jeden zraził się do prawdy w wyniku zetknięcia się z niechrześcijańskim duchem, krytycyzmem i nieuprzejmością tych, którzy należą do tej „bardziej natarczywej grupy”. Za ich sprawą wielu pastorów oraz szczerych wyznawców naszego kościoła zostało skutecznie zniechęconych do studiowania tematu człowieczeństwa Chrystusa w świetle obiektywnej ewangelii. Wynik tego jest taki, że większość dzisiejszych adwentystów identyfikuje wieczną ewangelie z czternastego rozdziału księgi Objawienia (to najbardziej drogocenne poselstwo z 1888 roku) jedynie z ewangelią w wydaniu ewangelicznym, czyli tak zwaną „nową teologią”. Wizja, jakiej Bóg udzielił temu ruchowi, wizja zwiastowania jedynego w swoim rodzaju poselstwa Eliasza, które ma przygotować świat na powrót Chrystusa, jest stopniowo tłumiona wśród adwentystów. Z tego też powodu również dzisiejsza adwentowa młodzież nie dostrzega w naszej społeczności żadnego poselstwa, które mogłoby być częścią unikalnej i globalnej misji Kościoła Adwentystów.
Wierzę, że ten krytyczny i natarczywy duch, który owładnął wielu zwolenników nauki o przyjęciu przez Chrystusa grzesznego człowieczeństwa nie pochodzi od Chrystusa, ale wroga dusz. Dlatego też, jest niezwykle ważne, aby uświadomili oni sobie, że jeśli nie jesteśmy w stanie dzielić się swoim zrozumieniem tego niezwykle ważnego zagadnienia w duchu miłości i wzajemnego poszanowania oraz tolerancji, Bóg nigdy nie będzie w stanie tego sporu rozwiązać i doprowadzić do jednomyślności w tym temacie. Pamiętajmy o tym, że wszelkie dyskusje prowadzone w nawiązaniu do tego świętego zagadnienia i pozbawione wzajemnej miłości nie mają żadnej pozytywnej wartości: „Choćbym miał dar prorokowania, i znał wszystkie tajemnice, i posiadał całą wiedzę, i choćbym miał pełnię wiary, tak żebym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym” (1Kor 13:2).
W wyniku chrystologicznego sporu, który przeniknął adwentyzm, kościół nie ma też jednolitego spojrzenia na ewangelię. Jednym z tego powodów jest to, że te reprezentujące tę „bardziej natarczywą grupę” niezależne organizacje głoszą ewangelię w oparciu o wikarialne zastępstwo w kontekście grzesznego człowieczeństwa Chrystusa. Według tej ewangelii (określanej mianem „historycznego adwentyzmu”) jeden Człowiek – Jezus Chrystus – przyjął naszą grzeszną naturę zastępując w ten sposób cały upadły rodzaj ludzki, by dać nam przykład zwycięskiego życia.
Jest też inna popularna wśród adwentystów grupa, która – podobnie jak poprzednia – również obstaje przy wikarialnym zastępstwie, ale w przeciwieństwie do tamtej głosi tę ewangelię w kontekście bezgrzesznej ludzkiej natury Chrystusa. Według nich jeden Człowiek – Jezus Chrystus – zastąpił Sobą cały rodzaj ludzki przyjęciem naszej bezgrzesznej duchowej ludzkiej natury. Według tego nurtu, zwanego „ewangelicznym adwentyzmem”, Chrystus zastąpił nasze grzeszne życie swoim bezgrzesznym życiem, a naszą grzeszną naturę zastąpił swoją bezgrzeszną ludzką naturą.
Trzecia zaś grupa desperacko stara się przywróć kościołowi prawdę o grzesznym człowieczeństwie Chrystusa w kontekście faktycznego zastępstwa, co też było częścią poselstwa z 1888 roku. Idea ta utrzymuje, że cały rodzaj ludzki był faktycznie solidarnie zjednoczony w człowieczeństwie jednego Człowieka – Jezusa Chrystusa, który przyjął naszą zjednoczoną, potępioną i grzeszną ludzką naturę przy wcieleniu, po to by móc stać się legalnym Zbawicielem grzesznego świata. Tym unikalnym poselstwem Bóg obdarzył nas już ponad 100 lat temu. To właśnie z tego powodu, anglikański teolog – Geoffrey Paxton, jakiś czas temu w jednej ze swoich książek rzucił nam wyzwanie pytając: „czy prawdziwi adwentyści dnia siódmego w końcu powstaną?”
- POGLĄDY WSPÓŁCZESNYCH TEOLOGÓW
Autorzy Nowego Testamentu jasno wyrazili prawdę o podwójnej naturze Chrystusa, czyli o tym, że był On jednocześnie w pełni Bogiem i w pełni człowiekiem. Z upływem czasu jednak do głosu doszli chrześcijanie, którzy znajdowali się pod silnym wpływem greckiej kultury, i którym trudno było pogodzić się z tym faktem. Wielu z nich wierzyło, że fizyczne ciało było wewnętrznie złe. Z tego powodu trudno było im pojąć, jak święty Bóg mógł współistnieć w złym z natury ludzkim ciele. Doprowadziło to do niekończących się chrystologicznych sporów, podczas których jedni zaprzeczali boskości Chrystusa a inni podważali autentyczność jego ludzkiej natury. Trzeba było czekać aż 300 lat, aby w końcu w czasie soborów w Nicei oraz Chalcedonie, kościół chrześcijański ostatecznie przywrócił i ponownie zaakceptował jasną apostolską naukę o autentyczności unikalnej podwójnej bosko-ludzkiej natury Chrystusa. I choć nie rozwiązano wtedy wszystkich chrystologicznych problemów, to prawda mówiąca o tym, że Chrystus był w pełni Bogiem i jednocześnie w pełni człowiekiem była generalnie akceptowanym stanowiskiem w kościele chrześcijańskim aż do osiemnastego wieku (epoki „oświecenia”). W tym to właśnie czasie chrześcijańscy teolodzy zaczęli ponownie poddawać w wątpliwość autentyczność przyjęcia przez Chrystusa grzesznej ludzkiej natury i niestety proces ten twa nieustannie aż do obecnych czasów.
Dopiero na początku lat sześćdziesiątych naszego stulecia, brytyjski teolog Harry Johnson, uzyskał na Londyńskim Uniwersytecie tytuł doktora w dziedzinie badań historycznych dotyczących zagadnienia człowieczeństwa Chrystusa. W 1962 roku opublikował on wyniki swoich badań w książce The Humanity of the Saviour (Epworth Press, London). A oto cytat zaczerpnięty ze wstępu do tej książki:
„Wieczny Syn Boży stał się człowiekiem dla naszego zbawienia, ale jaka ludzka natura stała się Jego udziałem? Odpowiedź jaka znajduje się w niniejszej książce mówi, że przyjął On naturę, która jest konsekwencją upadku. Pomimo tego jednak, żył On doskonałym i bezgrzesznym życiem, a następnie odkupił tę upadłą naturę przez swój krzyż. Zwycięstwo to jest także podstawą pojednania”.
Osobiście wierzę, że to właśnie ta książka, bardziej niż jakiekolwiek inne opracowanie, zainspirowała teologów do ponownej analizy zagadnienia ludzkiej natury Chrystusa. W wyniku tego, wielu współczesnych teologów doszło do takich samych wniosków, do jakich doszedł Harry Johnson, a mianowicie, że aby stać się Zbawicielem świata, Chrystus musiał odkupić rodzaj ludzki od grzechu w każdym jego aspekcie. Na przykład, w 1982 roku The International Critical Commentary (Międzynarodowy Krytyczny Komentarz do Pisma Świętego), który wcześniej utrzymywał, że udziałem Chrystusa stało się bezgrzeszne człowieczeństwo, zmienił swoje stanowisko w tej kwestii, wyjaśniając, że musiał On jednak przyjąć upadłą ludzką naturę. Dokładnie takie samo zdanie wyraził w swoim komentarzu do listu do Rzymian szwedzki teolog Anders Nygren. Również James Dunn bardzo jednoznacznie wyraził swój pogląd o grzesznym człowieczeństwie Chrystusa w swoim komentarzu do listu do Rzymian, będącym częścią The Word Biblical Commentary (jego wypowiedź na ten temat zamieściłem w rozdziale 9 niniejszej książki).
Oczywiście, nie wszyscy współcześni teolodzy podzielają ten pogląd, ale wśród tych, którzy uważają, że aby zbawić ludzkość Chrystus musiał utożsamić się w pełni z naszym upadłym człowieczeństwem są (oprócz wcześniej wspomnianych) następujący teolodzy: Karl Barth, J.A.T. Robinson, T.F. Torrance, C.E.B. Cranfield, Nels F.S. Ferre, Harold Roberts oraz Leslie Newbigin.
Zwróćmy teraz uwagę na to, jakich argumentów używają oni w celu poparcia swojego stanowiska:
Anders Nygren: „Paweł stara się zapewnić nas, że kiedy Chrystus przyszedł na ten świat, wówczas podobnie jak my znalazł się pod wpływem tych samych mocy. Oznacza to, że On też był pod gniewem, grzechem, prawem i śmiercią. On znalazł się pod gniewem, bo uwalniając nas od przekleństwa, sam stal się przekleństwem (Gal. 3,13). Znalazł się pod grzechem, gdyż Bóg tego, który nie znał grzechu, za nas grzechem uczynił (2 Kor. 5:21). On znalazł się pod prawem, bo gdy przyszło wypełnienie czasu, posłał Bóg Syna swego, który się stał pod zakonem (Gal. 4:4, BG). A w Hebr. 2,14 powiedziane jest, że Bóg uczynił Go poddanym śmierci, aby mógł przez śmierć zniszczyć tego, który miał władzę nad śmiercią, to jest diabła (Hebr. 2:14). Również tutaj – w ósmym rozdziale listu do Rzymian – Paweł musiał powiedzieć to samo, bo gdyby Chrystus pod jakimkolwiek względem, nie został uczyniony poddanym którejkolwiek z tych sił, wówczas one nie zostałyby pozbawione mocy i potępione. Gdyby Chrystus nie przyjął całego ciężaru grzechu (włącznie z upadłą naturą), wówczas byłby wolny od tego, co uzbraja śmierć w żądło (1Kor. 15:56) i w tej sytuacji, grzech nie zostałby uśmiercony i objąłby absolutne panowanie. Paweł ostrożnie dobierał tu słowa, gdyż musiał brać pod uwagę dwie odnoszące się do Chrystusa pozornie przeciwstawne prawdy. Mówiąc o nich, nie mógł posunąć się za daleko, ani w jednym, ani w drugim przypadku. Jedną prawdę stanowiła doskonała bezgrzeszność Chrystusa, a drugą to, że musiał On znaleźć się w tym samym położeniu, co my i być poddanym tym samym mocom. Z tego właśnie powodu napisał, że Chrystus przyszedł nie w grzesznym ciele, ale w postaci, czy w podobieństwie grzesznego ciała. Z tego ciała powstawały przeciwko Niemu te same pokusy, które powstawały przeciwko nam. Pomimo tego jednak, Chrystus doskonale poskromił grzech w jego własnym królestwie. Taki właśnie jest sposób, w jaki Bóg rozprawił się z dawnym porządkiem – prawem grzechu i śmierci” (Anders Nygren, Commentary on Romans, 8:1-11).
W następujący sposób Harry Johnson wyjaśnia, dzięki czemu Chrystus mógł prowadzić doskonale święte życie pomimo przyjęcia naszej zdominowanej przez zakon grzechu upadłej natury:
„Główną myślą w chrześcijańskiej teologii była zawsze prawda o tym, że Jezus był wcielonym Synem Boga. Z tego powodu niemożliwością jest czynienie z Chrystusa istoty wyłącznie ludzkiej. Był On zarówno człowiekiem jak i Bogiem. Dwie natury spotkały się w jednej Osobie. Jezus dzielił z nami naszą upadłą naturę, naturę, która choć nie sprawiała jeszcze, że w Jego przypadku grzech był czymś nieuniknionym, to jednak powodowała, że popełnienie przez Niego grzechu było bardzo prawdopodobne. Niektórzy mogliby w tym miejscu powtórzyć to, co napisał Augen i Luter, którzy sugerowali, że dla naturalnego człowieka było to czymś nieuniknionym… To przez moc kontrolowanej przez Ducha Świętego boskiej natury pokonana została słabość Jego człowieczeństwa, tak że mógł On prowadzić doskonałe życie. Syn Boży przyszedł, aby być naszym Zbawicielem, tak by Jego zwycięstwo mogło stać się naszym. Jakakolwiek przewaga, którą posiadał, wykorzystana była dla naszego dobra” (Harry Johnson, The Humanity of the Saviour, 30-31).
Ten sam autor dalej wyjaśnia również, w jaki sposób Chrystus był w stanie zachować nieprzerwaną łączność z Ojcem pomimo przyjęcia naszej odłączonej od Boga grzesznej natury:
„Musimy jednak pamiętać o tym, że podana nam definicja upadłej ludzkiej natury oraz związana z jej przyjęciem alienacja, w żadnym wypadku nie była czymś personalnym, gdyż indywidualna alienacja ma miejsce dopiero wówczas, gdy wkracza osobisty grzech oraz bunt, i co za tym idzie pojawia się również wina. Tak więc, chociaż Jezus urodził się w wyobcowanej rasie i rzeczywistości opanowanej przez grzech oraz śmierć, to nadal mógł cieszyć się nieprzerwanym związkiem ze swoim Ojcem… Cała ta sytuacja może być poddana w wątpliwość i uznana za paradoks. Jezus przyjął upadłą ludzką naturę, ale pomimo tego wolny był od grzechu. Urodził się w odłączonej od Boga rasie, ale pomimo tego zachował doskonałą więź ze swoim Ojcem. Nie można jednak przed tym paradoksem uciec. Wcielenie i pojednanie są pełne paradoksów” (ibid, 33-34).
Zwolennicy bezgrzesznej ludzkiej natury Chrystusa argumentują, że ponieważ nie posiadał On ludzkiego ojca, ale urodził się w wyniku interwencji Ducha Świętego, z tego powodu Jego ludzka natura była wolna od grzesznego „skrzywienia”, z którym my się rodzimy. Oto w jaki sposób Johnson odpowiada na ten argument:
„Fakt, że tylko jeden ludzki rodzic zaangażowany był w procesie narodzin Jezusa jest wystarczający, aby dojść do wniosku, że łańcuch ludzkiego dziedzictwa został zachowany… Twierdzenie, które utrzymuje, że mogło być ono zachowane tylko w przypadku, gdy obecna jest pożądliwość jest nie do przyjęcia. Jeśli dziedzictwo nie zostało przekazane, to musimy założyć, że w jakiś tajemniczy sposób ten łańcuch dziedziczenia pomiędzy Marią i Jezusem został zerwany. Nie istnieje jednak żadna podstawa, dzięki której można byłoby takie założenie uzasadnić” (ibid, 43).
Katolicka doktryna o niepokalanym poczęciu naucza, że Maria została poczęta bez zmazy grzechu, dzięki czemu, kiedy Jezus został poczęty z Ducha Świętego, to również i On mógł urodzić się wolny od upadłej ludzkiej natury. W następujący sposób Johnson komentuje ten pogląd:
„Syn zrodzony z ludzkiej matki, nawet jeśli przychodzi na świat bez ludzkiego ojca, jest nadal w naturalny sposób w zupełności związany z ludzkim położeniem, a doktryna o niepokalanym poczęciu stanowi jedynie skromny wysiłek w przeogromnym problemie, gdyż nie wiemy, czy nawet nieskończony łańcuch takich niepokalanych poczęć zdołałby usunąć to piętno grzechu” (ibid, 43).
„Aby w rzeczywistości zidentyfikować się z ludzkością, którą Chrystus przyszedł zbawić, aby móc stać się Synem Człowieczym, było czymś koniecznym, aby Jezus stał się częścią ludzkiej rasy w pełnym znaczeniu tego słowa. Czy to zatem oznacza, że stał się On częścią ludzkości, która z pokolenia w pokolenie była osłabiana przez grzech? Z pewnością tak, bo tylko jeśli przyjął On upadłą ludzką naturę, wówczas w faktycznie był On jedno z rodzajem ludzkim” (ibid, 56).
„Jeśli mamy zachować tę reprezentacyjną ideę Syna Człowieczego, będącą koncepcją, której nie można zignorować, i jeśli jej wspólnemu (społecznemu) aspektowi mamy nadać doniosłe znaczenie, to musi też istnieć jakiś niezbędny sposób na zjednoczenie Syna Człowieczego z resztą rodzaju ludzkiego. Jedność ta może być zachowana dzięki twierdzeniu, że Chrystus przyjął upadłą ludzką naturę… Jezus mógł stworzyć nowe odkupione człowieczeństwo, tylko dzięki temu, że sam wcześniej to upadłe człowieczeństwo przyjął i odkupił… Krzyż był miejscem ostatecznej potyczki z mocą grzechu, potyczki, która zakończyła ten bój raz na zawsze. W wyniku tego konfliktu, ta upadła ludzka natura, którą Chrystus przyjął, została przybita do krzyża i odkupiona przez śmierć. Dzięki temu w zwycięskim i zmartwychwstałym Jezusie istnieje źródło bezgrzesznego człowieczeństwa” (ibid, 62).
Biblia (Rzym 7:25; Ef 2:3) czyni wyraźną różnicę pomiędzy ciałem (naszą grzeszną naturą) oraz umysłem (siedliskiem woli). Jednym z najbardziej klarownych oświadczeń uczynionych przez Waggoner’a oraz Jones’a, podtrzymujących bezgrzeszność Chrystusa, polegało na oddzieleniu Jego upadłego człowieczeństwa, które było zdominowane przez zakon grzechu, od Jego umysłu, który nigdy nie uległ grzechowi. Zarówno Jones jak i Waggoner stanowczo nalegali, abyśmy nigdy nie sprowadzali umysłu Chrystusa do poziomu grzechu. Do takiego samego wniosku doszedł także Harry Johnson:
„Jezus przywdział naszą upadłą naturę, ale nigdy nie zjednoczył z nią swojej woli. Nigdy też nie zerwał związku ze swoim Ojcem. Na krzyżu miała miejsce decydująca bitwa pomiędzy Jezusem i mocami zła, nie jedynie zewnętrznymi mocami, ale również z mocą upadłej natury, którą odziedziczył. To tutaj – na krzyżu – dokonało się odkupienie tej natury” (ibid, 62-63).
Zgadzała się z tym także Ellen White, odnosząc oczyszczenie przez Chrystusa świątyni w Jerozolimie do oczyszczenia przez Niego ludzkiej świątyni, którą przyszedł odkupić:
„Bożym planem od wieczności było, aby każda stworzona istota, od jaśniejącego i świętego serafa aż do człowieka, była świątynią zamieszkującego ją Stwórcy. Z powodu grzechu człowieczeństwo przestało być świątynią Boga. Owładnięte mrokiem i skażone złem ludzkie serce nie mogło już dłużej objawiać chwały boskiej Istoty. Jednakże dzięki wcieleniu Syna Bożego cel nieba został zrealizowany” (Desire of Ages, 161).
Ponieważ pogląd o grzesznym człowieczeństwie Chrystusa był i nadal jest przedstawiany przez wielu adwentystów w niewłaściwym świetle, prześledźmy także z uwagą, co Harry Johnson napisał na temat skutków niewłaściwego przedstawiania prawdy o przyjęciu przez Chrystusa grzesznej ludzkiej natury:
„Nie ulega wątpliwości, że pogląd o przyjęciu przez Jezusa upadłego człowieczeństwa stanowi doktrynę, która wymaga szczegółowej analizy w celu wykrycia wszelkich możliwych błędów, których należy się wystrzegać. Niestety prawdą jest, że nauka ta jest często wykładana przez jej nieszczęsnych i błądzących zwolenników, oraz dodatkowo łączona z pewnymi doktrynami, które jeszcze bardziej zacierają całą prawdę na ten temat. Czynniki te sprzeciwiają się akceptacji tej nauki, w wyniku czego przedstawiona przez Pawła doktryna, mówiąca o odkupieniu, ograbiona została z jej prawdziwego znaczenia. Kiedy Pawłowy schemat odkupienia nie jest interpretowany w oparciu o prawdę, która mówi o przyjęciu przez Chrystusa grzesznego człowieczeństwa, wtedy jakaś część cudowności zbawienia, wspaniałości wyzwolenia oraz nieskończonej miłości i uniżenia, zawartych we wcieleniu Chrystusa, jest zagubiona. Aby oddać należną sprawiedliwość przedstawionej przez Pawła idei, niezbędne jest zaakceptowanie doktryny, mówiącej o tym, że udziałem Chrystusa stała się upadła ludzka natura” (ibid, 105).
Jeśli my – adwentyści chcemy przywrócić światu pełnię ewangelii i zakończyć to, co reformatorzy rozpoczęli 400 lat temu, musimy bardzo poważnie potraktować to, co na temat wcielenia Chrystusa napisał Thomas F. Torrance i ponownie przeanalizować całą tę prawdę:
„Być może, najbardziej fundamentalną prawdą, której musimy się w chrześcijańskim kościele nauczyć, albo raczej ponownie nauczyć, gdyż ją stłumiliśmy, jest prawda, która mówi o tym, że inkarnacja była pojawieniem się Boga w celu naszego zbawienia, i to w sercu naszego upadłego i zdeprawowanego człowieczeństwa znajdującego się w stanie największej nikczemności, wrogości i buntu przeciwko Bożej pojednawczej miłości. Inaczej mówiąc, inkarnacja powinna być rozumiana jako przyjęcie na Siebie przez Boga naszej natury, naszej obarczonej grzechem i winą rzeczywistej ludzkiej egzystencji, naszego umysłowo i duchowo chorego człowieczeństwa w jego stanie odłączenia od Stwórcy. Doktryna ta, na przestrzeni pierwszych pięciu wieków, akceptowana była wszędzie przez wczesny Kościół Chrześcijański. Stale powtarzano wtedy, że jeśli cały człowiek miał być zbawiony, to Chrystus musiał przyjąć całe człowieczeństwo, gdyż to, czego nie przyjął nie mogło być uzdrowione ani zbawione… Oznacza to, że inkarnacja musi być rozumiana jako posłanie Syna Bożego w określonej postaci naszej własnej grzesznej natury. Posłanie Go jako ofiary za grzech, dzięki czemu potępił On grzech w tej samej grzesznej naturze, aby odkupić człowieka od jego cielesnego i wrogiego umysłu” (Thomas F. Torrance, The Meditation of Christ, 48, 49).
Bardzo możliwe, że taki właśnie był powód, dla którego International Critical Commentary (Międzynarodowy Krytyczny Komentarz do Pisma Świętego), który wcześniej utrzymywał, że udziałem Chrystusa stało się bezgrzeszne człowieczeństwo, zmienił swoje stanowisko w kwestii wcielenia Chrystusa. Oto krótki fragment tego obszernego komentarza, który może być tego wyrazem:
„Kiedy rozpoznajemy, że Paweł wierzył, iż ludzka natura, którą przyjął Chrystus była upadła, wtedy będziemy prawdopodobnie skłonni, by dostrzec tu także odniesienie do nieustannej walki, którą Chrystus toczył w całym swoim ziemskim życiu, przez co zmusił On naszą zbuntowaną naturę do okazania Bogu doskonałego posłuszeństwa” (International Critical Commentary, C.E.B. Cranfield, Romans, 383).
Wszystko więc wskazuje na to, że jako Adwentyści Dnia Siódmego nie musimy już dłużej ukrywać ani wstydzić się tak mocno akcentowanej w poselstwie z 1888 roku prawdy o przyjęciu przez Chrystusa naszej grzesznej natury. Nie musimy obawiać się również tego, że akceptowanie tej prawdy sprawi, iż ewangeliczni chrześcijanie będą kojarzyć nasz kościół z sektą, bo choć nie opieramy naszych wierzeń na zdaniu współczesnych protestanckich teologów, to nie ulega wątpliwości, że coraz większe ich grono wyraźnie popiera ten sam pogląd, który w odniesieniu do wcielenia Chrystusa powszechnie akceptowany był wcześniej (przed rokiem 1956) w naszym kościele i stanowił witalną część poselstwa z Minneapolis.
- ZNACZENIE CZŁOWIECZEŃSTWA CHRYSTUSA DLA NAS
Podstawą chrześcijańskiej wiary jest fakt, że Syn Boży stał się człowiekiem. I to właśnie z tego powodu Ellen White napisała, że „człowieczeństwo Chrystusa jest dla nas wszystkim. Jest to złoty łańcuch wiążący nasze dusze z Chrystusem, a przez Niego z Bogiem. Temat ten ma być przedmiotem naszych studiów” (7 BC 904).
Często słyszymy twierdzenie, że człowieczeństwo Syna Bożego to temat spowity tajemnicą i nigdy nie będziemy w stanie zrozumieć tego zagadnienia, więc nie powinniśmy poświęcać mu zbyt dużo czasu. Prawda ta jednak „ma być przedmiotem naszych studiów”, i nasze śmiertelne umysły mają dążyć do tego, aby uchwycić tę kluczową biblijną naukę na tyle, na ile Duch Święty nam ją objawi, gdyż to czego Chrystus dokonał w ludzkim ciele „jest dla nas wszystkim”.
Biorąc pod uwagę całokształt Ewangelii mówiącej o zbawieniu ludzkości w Chrystusie, dochodzimy do wniosku, że ludzka natura Zbawiciela musiała być grzeszna, gdyż właśnie ta natura, a nie bezgrzeszna, wymagała odkupienia. Z chwilą kiedy odrzucamy tę prawdę i upieramy się przy tym, że Chrystus przyjął naturę Adama sprzed upadku, zrywamy więź i jedność Chrystusa z ludzkością, którą przyszedł zbawić. Czyniąc zaś tak nauczamy Ewangelii, która zasługuje na miano nieetycznej nauki, pomijającej wymagania niezmiennego Bożego Prawa, które nie od bezgrzesznej, ale grzesznej ludzkiej natury domaga się doskonałej sprawiedliwości i drugiej śmierci.
Te dwa konieczne do zbawienia upadłego człowieka warunki (doskonała sprawiedliwość i śmierć), mogły zostać spełnione wyłącznie przez Zbawiciela, który utożsamił się z tym, co zostało potępione i potrzebowało zbawienia. Jeśli twierdzimy inaczej wówczas może się okazać, że pogląd, który głosimy podważa Bożą sprawiedliwość i autorytet Jego Prawa.
Jaka ludzkość poniosła w Chrystusie (na krzyżu) karę za grzechy, grzeszna czy bezgrzeszna? Jeśli twierdzimy, że grzeszna, wówczas nie tylko sprawiedliwe i słuszne żądania Prawa zostały spełnione na krzyżu, ale upadły człowiek przez wiarę może uczciwie zidentyfikować się ze śmiercią w Chrystusie, która uwolniła go od „przekleństwa zakonu”, gdyż jak wyjaśnia Paweł: „Chrystus wykupił nas od przekleństwa zakonu, stawszy się za nas przekleństwem, gdyż napisano: Przeklęty każdy, który zawisł na drzewie” (Gal. 3:13). To samo miał na myśli ten sam autor mówiąc: „Co do zakonu, zabity zostałem przez prawo, abym mógł żyć dla Boga. Z Chrystusem jestem ukrzyżowany, żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus” (Gal. 2:19-20).
Z drugiej jednak strony, jeśli twierdzimy, że na krzyżu śmierć poniosło bezgrzeszne człowieczeństwo, wówczas oskarżamy Boga o niesprawiedliwość, ponieważ On sam powiedział, że sprawiedliwy i niewinny nie może ponieść śmierci zamiast niesprawiedliwego i winnego (5Mojż. 24:16; Ezech. 18:20). Poza tym, pogląd taki powoduje, że niemożliwością jest dla upadłego człowieka zidentyfikowanie się ze śmiercią Chrystusa na krzyżu, a przecież właśnie tego wymaga od nas prawdziwa wiara: „Bo jeśli wrośliśmy w podobieństwo jego śmierci, wrośniemy również w podobieństwo jego zmartwychwstania, wiedząc to, że nasz stary człowiek został wespół z nim ukrzyżowany” (Rzym. 6:5-6).
Ewangelia z czasów reformacji, która obecnie głoszona jest przez „ewangelicznych” adwentystów, znalazła się w ogniu krytyki i nazwana została przez Kościół Rzymskokatolicki oraz religię Islamu „prawną fikcją”. Powodem tego jest to, że ci, którzy twierdzą, iż Chrystus przyjął bezgrzeszną naturę ludzką zmuszeni są też nauczać, że zmarł On na miejscu (zamiast) grzesznej ludzkości. Katolicy oraz wyznawcy Islamu twierdzą, i to nie bez racji, że żadne normalne świeckie prawo, a tym bardziej Boże, nie zezwala na to, aby sprawiedliwy był karany zamiast niesprawiedliwego i niewinny na miejscu winnego. To właśnie z tego powodu zwolennicy poglądu o bezgrzesznym człowieczeństwie Chrystusa nie są w stanie obronić prawnej pozycji Ewangelii, gdyż zmuszeni są też nauczać, że sprawiedliwy Syn Boży umierał zamiast niesprawiedliwych grzeszników.
Jeśli jednak zaakceptujemy biblijną prawdę mówiącą o tym, że w Chrystusie zjednoczony został cały świat, i że reprezentować ten świat mógł On dzięki przyjęciu naszej upadłej natury, wówczas możemy powiedzieć, że niewinny i sprawiedliwy Zbawiciel umarł nie zamiast winnego i niesprawiedliwego grzesznika, ale jako on, a to czyni kolosalną różnicę i sprawia, że tak głoszona Ewangelia posiada legalną podstawę i już nie można określić jej mianem „prawnej fikcji”.
Słowo Boże jasno i wyraźnie naucza, że to nie sam Chrystus, ale także my w Nim (cała grzeszna ludzkość) ponieśliśmy śmierć: „Wiedząc to, że nasz stary człowiek został wespół z nim ukrzyżowany” (Rzym. 6:6); „…jeden za wszystkich umarł; a zatem wszyscy umarli” (2Kor. 5:14); „…wy umarliście … przez ciało Chrystusowe” (Rzym. 7:4); „Z Chrystusem jestem ukrzyżowany” (Gal. 2:20). Jedynie w taki sposób Bóg może usprawiedliwić nas i pozostać sprawiedliwym, czyli postępującym z nami zgodnie z wymaganiami swojego Prawa. Jeśli zaś twierdzimy, że Chrystus przyjął bezgrzeszną naturę, wtedy jednocześnie głosimy nieetyczną Ewangelię, która podważa Sprawiedliwość Boga.
„Ewangeliczni” adwentyści, którzy upierają się przy stanowisku, że Chrystus przyjął bezgrzeszną naturę Adama, na próżno starają się bronić Ewangelii od strony prawnej (etycznej). Broniąc swego stanowiska, cytują oni tekst biblijny, który mówi, że Chrystus jest ponad prawem, i że ponieważ sprawował On kontrolę nad swoim życiem miał prawo oddać je za grzesznych ludzi. Argumenty te nie mają jednak biblijnego uzasadnienia, bo jeśli przyjmiemy, że Chrystus mógł zbawić nas naginając prawo, bo jest „ponad nim”, wówczas oświadczenie Pawła z Rzym. 3:26 wyjaśniające, że Bóg jest „sprawiedliwy usprawiedliwiając wierzącego” traci sens, a prawo Boże nie może być dłużej objawieniem Jego sprawiedliwego charakteru, lecz jest tylko zbiorem zasad, nakazów i zakazów odnoszących się do stworzeń, a nie Stwórcy.
W Biblii czytamy, że „Bóg jest miłością” (1Jan 4:8), a „miłość (czyli Bóg) jest wypełnieniem prawa” (Rzym. 13:10), co świadczy o tym, że Bóg nazwany tu „miłością” również wypełnia swoje Prawo, zawsze postępując zgodnie z nim! W Rzym. 3:31 Paweł mówi, że Boży sposób zbawienia rodzaju ludzkiego przez wiarę w Chrystusa, w pełni „utwierdza prawo”. Ewangelia zaś, której podstawą jest przyjęcie przez Chrystusa bezgrzesznej ludzkiej natury nie może „utwierdzić prawa”, ale wręcz przeciwnie podważa jego autorytet.
Jeśli zaś chodzi o ten drugi argument, to chociaż prawdą jest, że Chrystus sprawował kontrolę nad swoim boskim życiem i położył je dla swoich „owiec”, to jednak musimy pamiętać, że tym, co faktycznie zmarło drugą śmiercią na krzyżu nie mogło być Jego boskie życie, gdyż było nieśmiertelne. Tym, co zostało uśmiercone na krzyżu było potępione z powodu przyjęcia upadłej natury ludzkie życie. Wieczne, boskie życie Syna Bożego połączone z naszym człowieczeństwem jest najbardziej drogocennym darem Bożym dla upadłej ludzkości (1Jan. 5:11).
Obecnie wielu teologów nie zauważa prawdziwego znaczenia krzyża, ponieważ akceptują oni nie mającą uzasadnienia w Piśmie Świętym naukę, mówiącą o tym, że dusza ludzka jest nieśmiertelna i z tego powodu uważają oni, że ludzka natura Pana Jezusa nie mogła umrzeć drugą – wieczną śmiercią. Nowy Testament jednak, jasno uczy, że w Chrystusie na krzyżu grzeszna ludzka natura została uśmiercona i to raz na zawsze (2Kor. 5:14; Gal. 2:20; Kol. 2:20; 3:3; 1Piotr. 2:24). W ten sposób Chrystus zadośćuczynił wymaganiom prawa (Rzym. 6:7; 7:1.4.6).
Poza tym, kierowany nieskończoną miłością Bóg dał nam wieczne życie swojego Syna, dzięki któremu my sami możemy znowu żyć (1Jan. 3:1). Jest to chwalebna prawda Ewangelii: „Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe” (2Kor. 5:17). Prawda ta może znaleźć swoje wypełnienie tylko wówczas, gdy człowieczeństwo Chrystusa zidentyfikujemy z naszą zjednoczoną w Nim grzeszną i potrzebującą odkupienia ludzkością.
Celem odkupienia jest odwrócenie skutków upadku i pokonanie mocy grzechu oraz odkupienie „zaprzedanej grzechowi” upadłej natury. Było to możliwe tylko dzięki Zbawicielowi, który przyjął na siebie naturę upadłej ludzkości, która znalazła się w potrzebie zbawienia, bo to czego nie przyjął nie mogło zostać odkupione. Chrystus nie był jedynie człowiekiem żyjącym wśród ludźmi, ale w Nim skupiona została cała ludzkość. W ten sposób Jego doskonałe i święte czyny są faktycznie naszymi czynami, Jego śmierć jest naszą śmiercią, Jego zmartwychwstanie naszym zmartwychwstaniem i Jego uwielbienie naszym uwielbieniem.
Wcielenie Syna Bożego było konieczne, aby mógł On uzyskać prawo stania się drugim Adamem, gdyż dało Mu to prawo reprezentowania upadłego rodzaju ludzkiego w dziele odkupienia. Co więcej, identyfikując się z upadłą ludzkością Zbawiciel zademonstrował też, że zjednoczony i kontrolowany przez Ducha Świętego człowiek jest w stanie żyć w posłuszeństwie względem Bożego Prawa miłości, co z kolei jest nadzieją i celem życia chrześcijanina. To prawda, że Jezus Chrystus żyjąc w grzesznym ludzkim ciele i doskonale zwyciężając zakon grzechu i śmierci zademonstrował, że każdy nawrócony człowiek jest w stanie w mocy mieszkającego w nim Ducha Świętego prowadzić zwycięskie życie, pokonać moc grzechu i objawiać niesamolubną Bożą miłość. Musimy jednak zawsze pamiętać o tym, że wbrew temu, co niektórzy twierdzą, to że Chrystus stał się przykładem dla wierzącego człowieka i zapewnieniem możliwości odnowienia w nim Bożego charakteru, nie było pierwszoplanowym ale drugoplanowym celem wcielenia. Biblia wyraźnie mówi, że główną przyczyną, dla której Chrystus przyszedł „w postaci grzesznego ciała” było zbawienie ludzkości (Mat 1:21; Gal 4:4-5; Heb 2:14-17). I tylko dla tych, którzy to zbawienie zaakceptowali, mają pokój z Bogiem (Rzym 5:1), żyją nie pod zakonem, ale pod łaską i narodzili się z Ducha, Chrystus może być przykładem sprawiedliwego życia. Niestety tej ważnej zasady zdaje się nie akceptować wiele działających w naszym kościele niezależnych organizacji (Nasz Mocny Fundament, itp.), które wykorzystując prawdę o przyjęciu przez Chrystusa grzesznego człowieczeństwa dają do zrozumienia, że najważniejszym tego celem było danie nam przykładu sprawiedliwego życia. Z tego też powodu często oskarżani są o głoszenie „ewangelii przykładu” oraz herezji perfekcjonizmu i legalizmu, czego dobrym przykładem może być przedstawiony na łamach Christian Research Journal artykuł From Controversy to Crisis, którego autorem jest Kenneth Samples (summer 1989, 9).
Skoro więc ustaliliśmy już to, że głównym powodem, dla którego Chrystus utożsamił się z naszym reprezentacyjnym grzesznym człowieczeństwem było zbawienie rodzaju ludzkiego, musimy teraz odpowiedzieć sobie na pytanie, w jaki sposób Chrystus tego dokonał.
Niestety chrześcijaństwo (w tym również adwentyzm) nie jest pod tym względem jednomyślne, i ma tutaj do zaoferowania dwie możliwości:
- Chrystus zbawił ludzkość wikarialnie (zastępczo).
- Chrystus zbawił ludzkość faktycznie (w rzeczywistości).
Zagadnienie to poruszone zostało juz w rozdziale 6, ale ponieważ każdy z tych poglądów używa odmiennych pojęć na temat wcielenia Chrystusa, niezbędne jest dalsze rozwinięcie tego ważnego tematu.
Pierwszy z tych poglądów stanowi w głównej mierze spuściznę wielkiej szesnastowiecznej reformacji, gdyż reformatorzy wierzyli, że Chrystus zbawił ludzkość wikarialnie. Pogląd ten jest też powszechnie akceptowany przez większość dzisiejszych ewangelicznych kościołów. Z tego też powodu uważają oni, że Chrystus przyjął bezgrzeszną naturę Adama sprzed upadku. Uzasadniają to tym, że grzech jest dualnym problemem. Po pierwsze, grzech jest stanem w jakim się znajdujemy, jest zasadą, która zamieszkuje naszą grzeszną naturę i sprawia, że jesteśmy potępieni. Gdyby więc coś takiego stało się udziałem Chrystusa – argumentują – wtedy On sam stałby się grzesznikiem, nawet jeśli nigdy nie popełnił grzechu. Dlatego też, według nich, jedynym rozwiązaniem było przyjęcie przez Chrystusa naszej bezgrzesznej natury, którą zastąpił On naszą upadłą naturę. Ponadto, twierdzą oni również, że ponieważ grzechem jest też i to, co czynimy w wyniku łamania Bożego prawa, dlatego doskonałe życie Chrystusa oraz jego śmierć jest tym co musiało również wikarialnie zastąpić nasze grzeszne postępowanie. Tak więc, zgodnie z tym poglądem, bezgrzeszne człowieczeństwo Chrystusa było wikarialnym „substytutem” naszej grzesznej natury, a Jego doskonałe życie, Jego święte czyny i śmierć stały się wikarialnym „substytutem” naszego grzesznego postępowania. Na tej podstawie Chrystus odkupił grzeszną ludzkość. Tak wygląda tradycyjne zrozumienie tego zagadnienia, które jest powszechnie akceptowane przez chrześcijański kościół, w tym również większość adwentystów, szczególnie tych, którzy są zwolennikami bezgrzesznego człowieczeństwa Chrystusa. Pogląd ten jednak wiąże się z dwojakiego rodzaju problemem:
Po pierwsze, nauka ta sprawia, że ewangelia staje się czymś nieetycznym, gdyż żadne prawo nie zezwala na to, aby wina i sprawiedliwość mogły być przeniesione z jednej osoby na drugą. Z tego też powodu ewangelia w tym wydaniu określana jest często mianem „legalnej fikcji”, co już w czasie kontrreformacji starał się uzmysłowić reformatorom Osiender oraz Newman, a obecnie także teolodzy muzułmańscy używają tej samej argumentacji.
Również dla wielu adwentystycznych teologów pogląd utrzymujący, że Chrystus zbawił nas wikarialnie wprawia w zakłopotanie i staje się bardzo niewygodny. Z tego powodu coraz chętniej akceptują oni zmodyfikowana formę „teorii moralnego wpływu pojednania”, mając nadzieję, że pomoże im to w znalezieniu odpowiedzi na pytanie: Dlaczego Chrystus musiał umrzeć?
Dr Jack Provonsha w książce The Remnant in Crisis jednoznacznie odrzuca prawne usprawiedliwienie nauczane przez Reformację, oskarżając je o to, że jest ono oparte na niesprawiedliwym rzymskim prawie (s.116-118). Przy okazji, warto wspomnieć o tym, że „teoria moralnego wpływu”, nauczając że Chrystus umarł po to, by wpłynąć na nas, sama w sobie nie jest herezją, gdyż Jego śmierć faktycznie stanowi demonstracje Bożej miłości okazanej grzesznikom. Herezją jest raczej to, że teoria ta sprzeciwia się faktowi, który mówi o tym, że śmierć Chrystusa była niezbędna dla zbawienia ludzkości z prawnego punktu widzenia.
Jak zatem próbują oni rozwiązać etyczny problem, będący następstwem głoszenia wikarialnego zastępstwa jako podstawy zbawienia, czyli twierdzenia, że niewinny Człowiek umarł na miejscu albo zamiast przestępców? Zwolennicy tego poglądu twierdzą, że Chrystus jest „ponad prawem”, oraz że „zbawienie to jest etyczne, gdyż umarł On za nas jako Stwórca z własnej nieprzymuszonej woli”. Argumentacja taka jest jednak nie do przyjęcia, gdyż faktem jest, że Boże prawo nie zezwala na takie rozwiązanie (5Moj 24:16; Ez 18:1-20).
Pomimo tego jednak, jak już wspomniałem w rozdziale 6, idea zastępstwa faktycznie w Piśmie Świętym występuję. Problem związany jest jedynie z niewłaściwą interpretacją tego zagadnienia. Żeby je należycie zrozumieć, musimy przede wszystkim odpowiedzieć sobie na pytanie, dzięki czemu Chrystus uzyskał prawo do tego, by móc za nas umrzeć? Odpowiedź na to pytanie jest jednoznaczna, gdyż w obliczu Bożego niezmiennego prawa, Chrystus mógł uzyskać taką możliwość wyłącznie dzięki utożsamieniu się z naszą upadłą rasą przez przyjęcie takiej samej reprezentacyjnej, upadłej natury, która potrzebowała odkupienia. Dlatego Chrystus musiał być „uczyniony grzechem” i „stać się pod zakonem”, zanim mógł odkupić ludzkość od „przekleństwa zakonu” (2Kor 5:21; Gal 3:13; 4:4-5). Tylko jeśli Jego człowieczeństwo oraz nasze wspólne i potrzebujące odkupienia człowieczeństwo zostały ze sobą połączone, Chrystus miał prawo stać się drugim Adamem. Tylko w takiej sytuacji mógł On umrzeć zamiast nas. Tylko w takim kontekście teoria zastępczego pojednania może być do przyjęcia od strony prawnej.
Po drugie, pogląd o wikarialnym zastępstwie, oprócz czynienia ewangelii „nieetyczną nauką”, prowadzi do tego, że przekształca się ona w „tanią łaskę”. No, bo jeśli Chrystus dokonał już wszystkiego zamiast nas, jeśli żył i umierał na naszym miejscu, nie utożsamiając się przy tym z nami i nie przyjmując naszego grzesznego człowieczeństwa, to w takim razie możemy zaakceptować wszelkie zasługi Jego świętego życia i śmierci również nie utożsamiając się z Nim, z Jego świętym życiem a szczególnie Jego śmiercią, a to przecież dokładnie tego wymaga od nas prawdziwa wiara oraz chrzest! (Gal 2:19; Rzym 6:1-8; Kol 2:11-13). Tym sposobem, taka ewangelia prowadzi do konkluzji, że do zbawienia wystarcza jedynie wiara, która stanowi tylko mentalną aprobatę prawdy. Tym sposobem, pogląd o wikarialnym zastępstwie z łatwością może przeobrazić ewangelię w tanią łaskę, w której wyniku chrześcijaństwo od dawna cieszy się złą opinią, sprawiając że wielu odwróciło się od chrześcijaństwa przyjmując różne będące wymysłem człowieka religie, które preferują zbawienie w oparciu o ludzkie wysiłki.
Na szczęście chrześcijaństwo dysponuje też innym poglądem na temat zbawienia ludzkości. Mówi on, że Chrystus zbawił nas faktycznie (w rzeczywistości). To właśnie ten pogląd przedstawiony został w poselstwie z 1888 roku, a ci, którzy go akceptują utrzymują też, że Chrystus musiał utożsamić się z naszą upadłą naturą.
Kluczem do zrozumieniu prawdy o człowieczeństwie Jezusa Chrystusa jest uświadomienie sobie tego, że Słowo Boże określa Go mianem „ostatniego Adama”: „Tak też napisano: Pierwszy człowiek Adam stał się istotą żywą, ostatni Adam stał się duchem ożywiającym” (1Kor. 15:45). Fakt, iż Biblia nazywa Chrystusa „ostatnim Adamem” oznacza, że w Synu Bożym zjednoczona została cała ludzkość, i że stał się On przedstawicielem całego rodzaju ludzkiego, gdyż w języku hebrajskim słowo „Adam” oznacza „rodzaj ludzki”. Dzięki temu, Jezus Chrystus jako przedstawiciel ludzkości przez swoje życie i śmierć mógł dokonać legalnego odkupienia wszystkich ludzi (1Kor. 1:30-31; Efez. 1:3-6). Prawda ta stanowi sedno Dobrej Nowiny Ewangelii.
Z listów Pawła jasno wynika, że Adam był „obrazem tego, który miał przyjść”, czyli Chrystusa (Rzym. 3:14). A fundamentalna prawda Nowego Testamentu mówi, że „jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy zostaną ożywieni” (1Kor. 15:22). Uzasadnienie tego twierdzenia znajduje się w Rzym. 3:12-21. Z tego powodu niektórzy spośród współczesnych teologów uważają tę część Listu do Rzymian za klucz do zrozumienia poselstwa Ewangelii, a nawet za najistotniejszy fragment w całym Piśmie Świętym. Zawarta tam wypowiedź apostoła Pawła daje nam do zrozumienia, że „jak przez upadek jednego człowieka przyszło potępienie na wszystkich ludzi, tak też przez dzieło usprawiedliwienia jednego przyszło dla wszystkich ludzi usprawiedliwienie” (Rzym. 5:18).
Oznacza to, że tak jak naszym udziałem stały się konsekwencje grzechu Adama, tak też naszym udziałem jest to wszystko czego dokonał Chrystus, a to dlatego, że zarówno pierwszy Adam jak i drugi Adam (Chrystus) reprezentowali całą ludzkość (w j. hebr. Adam = rodzaj ludzki).
Po przedstawieniu naszego godnego pożałowania położenia w Adamie (Rzym. 5: 12-14), Paweł dalej zmierza do wykazania, że Adam jest typem (obrazem) wskazującym na Chrystusa (Rzym. 5:14). Mówiąc jednak o Chrystusie jako o ostatnim (drugim) Adamie, Paweł z całą pewnością nie określił Chrystusa tym mianem po to, żeby dać nam do zrozumienia, iż przyjął On naturę Adama sprzed upadku, ale wyłącznie dlatego, że podobnie jak pierwszy Adam, tak i Chrystus – jako drugi Adam – reprezentował wszystkich ludzi. Popularne wśród niektórych teologów twierdzenie, że Chrystus jest nazwany drugim Adamem, ponieważ przyjął naturę Adama sprzed upadku nie ma żadnego uzasadnienia w Piśmie Świętym. Mówiąc o Chrystusie jako o drugim Adamie, Paweł uzasadnia tylko to, że tak jak cały rodzaj ludzki zgrzeszył w Adamie i został potępiony, tak też cała ludzkość posłuszna była w Chrystusie, i dlatego została usprawiedliwiona zgodnie z wymaganiami Prawa.
W pierwszym Adamie wszyscy zgrzeszyli, bo każdy człowiek znajdował się w nim, a w Chrystusie wszyscy byli posłuszni, bo wszyscy byli w Nim, gdy żył świętym życiem i gdy umarł na krzyżu i zmartwychwstał. Z tego powodu, tak jak nieposłuszeństwo i grzech Adama jest naszym udziałem, tak też doskonałe posłuszeństwo i druga śmierć Chrystusa (drugiego Adama) są również naszym udziałem (1Kor. 15:22).
Prawda ta jest niepodważalną nauką Słowa Bożego i każdy, kto szczerze podchodzi do tego zagadnienia musi się z nią zgodzić. Ta kluczowa zasada grzechu w Adamie i sprawiedliwości w Chrystusie jest ściśle powiązana właśnie z człowieczeństwem naszego Zbawiciela. Jest tak, dlatego że Chrystus mógł stać się drugim Adamem (drugim rodzajem ludzkim), mógł reprezentować grzeszną ludzkość a każdy z nas mógł znaleźć się w Nim tylko wówczas gdy przyjmiemy, że na swoją boską naturę wziął On nasze grzeszne człowieczeństwo!
Człowieczeństwo Syna Bożego musiało być zjednoczonym w Nim człowieczeństwem upadłej rasy, bo tylko takie człowieczeństwo, a nie bezgrzeszne, wymagało odkupienia. Gdyby Jezus wziął na siebie naturę Adama sprzed upadku, wtedy w Nim mógłby znaleźć się wyłącznie bezgrzeszny Adam, i tylko takiego człowieka mógłby On reprezentować w walce z grzechem! Syn Boży pokazałby jedynie wtedy, że wolny od upadłej natury Adam nie musiał zgrzeszyć.
Gdyby Jezus Chrystus, jako drugi Adam, nie utożsamił się z naszym człowieczeństwem w jego upadłym stanie, wtedy nie mógłby nas reprezentować, a my – grzeszni ludzie, nie moglibyśmy powiedzieć, że byliśmy doskonale posłuszni w Chrystusie, oraz że w Nim nasz stary grzeszny, potępiony człowiek (upadła natura) został uśmiercony drugą śmiercią: „Wiedząc to, że nasz stary człowiek został wespół z nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało zostało unicestwione” (Rzym. 6:6).
Słowo Boże wyjaśnia jednak, że tak jak wszyscy zgrzeszyli w Adamie, tak też Bóg sprawił, że wszyscy stali się posłuszni w Chrystusie. Było to możliwe tylko dzięki temu, że Bóg w cudowny sposób zjednoczył w Chrystusie świętą boską naturę z „ciałem grzechu”. To właśnie ta Prawda stanowi Bożą tajemnicę zbawienia objawioną na kartach Nowego Testamentu.
Tę najświętszą i najbardziej drogocenną biblijną prawdę, Ellen White wyraziła w następujących słowach:
„Przez swoje posłuszeństwo w stosunku do wszystkich Bożych przykazań, Chrystus dokonał odkupienia człowieka. Nie uczynił tego przez wyjście z Siebie i wejście w kogoś innego, ale przez umieszczenie ludzkości w Sobie. Dzięki temu Chrystus dał ludzkości egzystencję z Siebie. Dzieło odkupienia polegało na tym, aby ludzkość znalazła się w Chrystusie i aby doprowadzić do zjednoczenia upadłej rasy z boskością. Chrystus wziął ludzką naturę, aby człowiek mógł stanowić z Nim jedno, tak jak On stanowi jedno z Ojcem, i żeby Bóg mógł miłować człowieka tak, jak miłuje swego jedynego Syna, i aby dzięki temu człowiek mógł stać się uczestnikiem boskiej natury i mieć w Nim pełnię” (1SM 250, 251).
Przez przyjęcie naszego wspólnego i potępionego człowieczeństwa, Chrystus został uczyniony grzechem, którym my jesteśmy, tak abyśmy my mogli być uczynieni sprawiedliwością Bożą w Nim (2Kor 5:21). Jako drugi Adam (rodzaj ludzki), Chrystus zajął nasze miejsce i umarł naszą śmiercią, abyśmy mogli się z Nim zidentyfikować, zarówno w Jego śmierci jak i zmartwychwstaniu. Takie też jest znaczenie naszego chrztu (Rzym 6:3-11; Mat 16:15-16).
Różnica pomiędzy wikarialnym i faktycznym zastępstwem polega na tym, że ten pierwszy pogląd mówi jedynie o wymiennym doświadczeniu a drugi o wspólnym. Tylko wtedy gdy zidentyfikujemy się z krzyżem Chrystusa ewangelia staje się w naszym życiu mocą Bożą ku zbawieniu (Gal 2:20; 6:14). Według tego poglądu, wiara jest czymś więcej niż mentalną aprobatą prawdy ewangelii, ale wypływającą z serca wdzięcznością i docenieniem tego, co Bóg już dokonał dla nas w Chrystusie. Ta wdzięczność z kolei, motywuje do posłuszeństwa i całkowitego podporządkowania woli prawdzie, która jest w Chrystusie (Rzym 1:5; 6:17; 10:16; Gal 5:7; 2Tes 1:7-8). Takie posłuszeństwo wiary stanowi podstawę prawdziwie uświęconego życia będącego owocem usprawiedliwienia z wiary (Gal 2:20; Rzym 6:10-13).
- CHRYSTUS JAKO NASZ ODKUPICIEL
Według apostoła Pawła jedyną podstawą naszego zbawienia jest wyłącznie Jezus Chrystus (1Kor 3:11-14). Jeśli o tym zapomnimy, wówczas zatrzemy różnicę pomiędzy tym, co Chrystus już dla nas uczynił w świętej historii Jego życia i śmierci a tym, czego Duch Święty dokonuje dla nas w naszym życiu. Dzieło Ducha Świętego w najmniejszej nawet mierze nie przyczynia się do naszego zbawienia, gdyż Duch Święty nie jest i nigdy nie będzie naszym współzbawicielem. Jego rola polega na przekazywaniu nam tego wszystkiego, co związane jest z dokonanym już w Chrystusie dziełem zbawienia ludzkości. Duch Święty ma za zadanie odtworzyć życie Chrystusa w Jego kościele. Sam Chrystusa jasno wyraził tę prawdę, mówiąc uczniom, że Duch Święty jest tym, który ma wprowadzić we wszelką prawdę związaną ze zbawieniem dokonanym przez Chrystusa (Jan 16:13).
Z chwilą, gdy uświadomimy sobie różnicę pomiędzy tym czego Chrystus dokonał dla nas na krzyżu a dziełem Ducha Świętego w naszym życiu, wtedy zaczniemy rozumieć co faktycznie miał na myśli Zbawiciel, gdy umierając zawołał „wykonało się!” (gr. „zakończyło się”) . Tym co zostało zakończone było oczywiście dzieło zbawienia upadłej ludzkości. Z tego też powodu Paweł mógł napisać do Kolosan: „macie pełnię w nim; On jest głową wszelkiej nadziemskiej władzy i zwierzchności” (Kol 2:10). Fakt ten stanowi też podstawę wszelkiego chrześcijańskiego doświadczenia: „Jak więc przyjęliście Chrystusa Jezusa, Pana, tak w Nim chodźcie, wkorzenieni weń i zbudowani na nim, i utwierdzeni w wierze, jak was nauczono, składając nieustannie dziękczynienie” (Kol 2:6-7; Ef 2:10).
W jednym ze swoich ostatnich listów Paweł napisał: „Nie jakobym już to osiągnął albo już był doskonały, ale dążę do tego, aby pochwycić, ponieważ zostałem pochwycony przez Chrystusa Jezusa. Bracia, ja o sobie samym nie myślę, że pochwyciłem, ale jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, i zdążając do tego, co przede mną, zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez Boga w Chrystusie Jezusie. Ilu nas tedy jest doskonałych, wszyscy tak myślmy; a jeśli o czymś inaczej myślicie, i to wam Bóg objawi” (Fil 3:12-15). Co Paweł miał na myśli pisząc „dążę do tego, aby pochwycić, ponieważ zostałem pochwycony przez Chrystusa”? Miał na myśli to, że celem jego życia było osiągnięcie poziomu uświęcenia, który już został dla niego osiągnięty w Chrystusie. „Dla mnie bowiem” – dodaje ten sam autor – „żyć – to Chrystus” (Fil 1:21, BT). Oznacza to, że wszelkie subiektywne doświadczenie wierzącej osoby musi być ugruntowane w ukończonym dziele Chrystusa. Całe nasze chrześcijańskie doświadczenie, jak również nasze życiowe cele muszą być bezpośrednio związane z ewangelią, czyli z tym, co Chrystus już dla nas dokonał w Jego ziemskiej misji. Chrześcijaństwo to coś więcej niż wiara w Chrystusa, jest to partycypowanie w Nim (1Kor 10:16-18).
Jeśli więc, nasze zrozumienie odkupienia, które Chrystus uzyskał dla ludzkości jest ograniczone, to i nasze chrześcijańskie doświadczenie również będzie ograniczone, a to dlatego, że wszelkie nasze doświadczenie oparte jest wyłącznie na ukończonym dziele Chrystusa. Jako posiadający specjalne poselstwo dla świata lud Boży musimy więc zadać sobie pytanie: W jakim stopniu Chrystus rozprawił się z problemem grzechu poprzez swoje narodzenie, życie, śmierć i zmartwychwstanie? Jak kompletna jest dobra nowina ewangelii? Jeśli w jakiejkolwiek mierze, Chrystus nie zbawił nas od naszego złożonego problemu grzechu, to w takiej sytuacji ewangelia nie jest kompletna, co oznacza, że jesteśmy też uzależnieni od Ducha Świętego, który musi to dzieło dokończyć. Czegoś takiego jednak Nowy Testament nie naucza (Rzym 3:21-28). Zbawienie naszego Pana Jezusa Chrystusa uzyskane dla całej ludzkości, zbawienie, którego dokonał On w mocy mieszkającego w Nim Ducha Świętego, jest dziełem ukończonym, którego nie można ani udoskonalić, ani też niczego do niego dodać. Rola zaś Ducha Świętego polega na przekazywaniu nam tego doskonałego i ukończonego dzieła zbawienia.
W drugim rozdziale listu do Efezjan, najpierw Paweł maluje beznadziejny obraz ludzkości, zarówno pogan jak i Żydów, po czym w wierszach 4-6 przedstawia niewysłowione piękno łaski okazanej nam w Panu naszym Jezusie Chrystusie:
„I wy umarliście przez upadki i grzechy wasze, w których niegdyś chodziliście według modły tego świata, naśladując władcę, który rządzi w powietrzu, ducha, który teraz działa w synach opornych. Wśród nich i my wszyscy żyliśmy niegdyś w pożądliwościach ciała naszego, ulegając woli ciała i zmysłów, i byliśmy z natury dziećmi gniewu, jak i inni; ale Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie, dla wielkiej miłości swojej, którą nas umiłował, i nas, którzy umarliśmy przez upadki, ożywił wraz z Chrystusem – łaską zbawieni jesteście – i wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie, aby okazać w przyszłych wiekach nadzwyczajne bogactwo łaski swojej w dobroci wobec nas w Chrystusie Jezusie „ (Ef 2:1-7).
Apostoł Paweł wyjaśnia nam tutaj, że z powodu wielkiej miłości, którą Bóg nas umiłował, ci którzy wcześniej byli duchowo martwi zostali duchowo ożywieni (czas przeszły), gdy boskość Chrystusa została zjednoczona z ich potrzebującym odkupienia grzesznym człowieczeństwem. Prawda ta została wyrażona w słowach „i nas, którzy umarliśmy przez upadki, ożywił wraz z Chrystusem” (w.5). Osobiście wierzę, że wniosek taki nie jest nadinterpretacją słów Pawła, gdyż jeśli udziałem Chrystusa stało się człowieczeństwo, które nie było duchowo martwe, jeśli przyjął On jedynie ludzką duchową naturę Adama sprzed upadku, to w takiej sytuacji, człowieczeństwo takie nie potrzebowało ani też nie mogłoby zostać duchowo ożywione, gdyż takim już z natury było! Poza tym, kiedy Paweł oświadcza, że Bóg nas „ożywił wraz z Chrystusem”, to używając tego zwrotu wyraźnie daje do zrozumienia, że człowieczeństwo, z którym związał się Chrystus było naszym duchowo martwym człowieczeństwem! W końcówce wiersza 5 Paweł dodaje jeszcze to niesamowite ewangeliczne oświadczenie wyrażone w słowach: „łaską zbawieni jesteście”. W taki to telegraficzny sposób Paweł wyraził wszystko czego Chrystus dokonała dla upadłej ludzkości w swoim życiu i śmierci, a czego podstawą jest przyjęcie przez Niego naszej duchowo martwej ludzkiej natury.
To wspólne, grzeszne i potępione życie ludzkości na Zasze zostało uśmiercone w Chrystusie (2Kor 5:14). Jednakże nasze zjednoczone ludzkie ciało Chrystusa, które stało się Jego udziałem przy wcieleniu (Heb 10:5), nie pozostało w grobie na zawsze. Paweł mówi nam również, że Bóg „wraz z nim (Chrystusem) wzbudził, i wraz z nim posadził (nas) w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie” (Ef 2:6). Wraz ze zmartwychwstaniem Chrystusa Bóg dał w Nim rodzajowi ludzkiemu to samo życie, które było udziałem Jego Syna (Jan 3:16; 1Jan 5:11-12). Tym to sposobem, zgodnie z dobrą nowiną ewangelii, przez swoją śmierć i swoje zmartwychwstanie Chrystus „śmierć zniszczył, a żywot i nieśmiertelność na jaśnię wywiódł przez ewangelię” (2Tym 1:10). Tak wygląda to doskonałe i kompletne zbawienie.
Wyjaśnijmy sobie teraz jakie elementy zawarte są w tym pełnym zbawieniu, tak abyśmy mogli jeszcze bardziej docenić, to wszystko czego Bóg dokonał już dla nas w Chrystusie.
Po pierwsze, jak już wcześniej wyjaśniłem, w Chrystusie zostaliśmy duchowo ożywieni (Ef 2:5). Stało się to za sprawą wcielenia Chrystusa, podczas którego nasze duchowo martwe reprezentacyjne upadłe człowieczeństwo zostało zjednoczone z boskością Syna Bożego. Ellen White mówi, że kiedy Adam upadł, wtedy Duch Święty opuścił go, przez co Adam „przestał być świątynią Boga” (Desire of Ages, 161). A ponieważ Adam nie mógł przekazać swoim potomkom tego czego nie posiadał, z tego powodu my wszyscy przychodzimy na ten świat bez obecności w nas Ducha Świętego. I dokładnie to miał na myśli Paweł, pisząc do Efezjan, że z natury byli oni duchowo martwi. Takim też rodzi się każdy z nas, gdyż taką duchowo martwą naturę dziedziczymy po Adamie.
Przy wcieleniu jednak, ta duchowo martwa natura została zjednoczona z boskim życiem Chrystusa, co stało się rzeczywistością za sprawą działania Ducha Świętego. Tym sposobem, jak wyjaśnia Paweł, zostaliśmy duchowo ożywieni w Chrystusie: „i nas, którzy umarliśmy przez upadki, (Bóg) ożywił wraz z Chrystusem” (Ef 2:5). W oryginalnym tekście greckim oraz w wielu angielskich przekładach Pisma Świętego zamiast słowa „ożywił” występuje zwrot „uczynił ożywionymi” (ang. „made alive”). I to greckie słowo przetłumaczone jako „uczynił” zostało przez Pawła napisane w greckim dokonanym, historycznym czasie aoryst! Oznacza to, ponad wszelką wątpliwość, że Paweł nie mówi tutaj o subiektywnym doświadczeniu wierzącej osoby, które ma miejsce w czasie nowonarodzenia, ale w słowach tych wyraża obiektywny fakt, który miał miejsce przy wcieleniu Chrystusa! To jest fundament, który już został położony (1Kor 3:11), i na którym oparte jest subiektywne doświadczenie nowonarodzenia.
Po drugie, przez swoje święte życie, którym Chrystus żył w naszej zjednoczonej grzesznej ludzkiej naturze, nie tylko zadośćuczynił On w naszym imieniu słusznym żądaniom prawa, ale dokonał znacznie więcej, gdyż w naturze tej pokonał On również zamieszkujący ją zakon grzechu (zasadę samolubnej miłości), który uniemożliwia nam prowadzenie świętego życia o własnych siłach (Rzym 7:15-24).
Biorąc pod uwagę wspomniane fakty, dochodzimy do wniosku, że Chrystus nie mógłby prowadzić świętego życia w naszym zjednoczonym upadłym człowieczeństwie wikarialnie (zamiast nas). Powód tego jest prosty: Niemożliwością jest pokonanie mocy grzechu wikarialnie (w czyimś zastępstwie) w ludzkiej bezgrzesznej (wolnej od mocy grzechu) naturze! W takiej sytuacji, Chrystus nie mógłby również być wikarialnie (na naszym miejscu) kuszony we wszystkim tak jak my grzesznicy. Jedyny sposób, w jaki jesteśmy kuszeni, według Jakuba, polega na pociąganiu nas i nęceniu przez nasze własne pragnienia (Jak 1:14). Problem w tym, że nikt nie może być kuszony przez własne pragnienia oraz nęcony, na miejscu kogoś innego, posiadając przy tym bezgrzeszną ludzką naturę!
Chrystus kuszony był przez zasadę egocentryzmu zamieszkującą nasze grzeszne ciało, które przyjął On przy wcieleniu. W Jego przypadku pokusa sprowadzała się do nakłaniania go do polegania na swojej własnej boskiej mocy niezależnie od Ojca. Pokusa ta pochodziła z Jego człowieczeństwa, jednakże Chrystus pokonał nasze grzeszne ciało przez moc mieszkającego w Nim Ducha Świętego (Łuk 4:14). To właśnie dlatego Paweł napomina wierzących w Rzymie słowami: „ale obleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie czyńcie starania o ciało, by zaspokajać pożądliwości” (Rzym 13:14). Biblia określa to zwycięstwo nad grzesznym ciałem w chrześcijańskim życiu mianem owoców ewangelii. To również jest częścią fundamentu, który „już został położony” i stanowi integralną część dobrej nowiny ewangelii. Jeśli tak nie jest, jeśli zwycięstwo nad grzesznym ciałem jest czymś, co pozostawione jest Duchowi Świętemu w celu dokonania tego dzieła w nas jako coś, co nie jest wynikiem ukończonego dzieła Chrystusa, wtedy musimy przyznać, że ewangelia Jezusa Chrystusa jest niekompletna i dlatego Bóg posłał Ducha Świętego, aby to dzieło w nas ukończył. Jeśli tak wygląda prawda, to w takim razie Duch Święty faktycznie staje się współodkupicielem. Wiemy jednak, że biblia czegoś takiego nie naucza.
Po trzecie, przez swoją śmierć Chrystus odkupił ludzkość od winy i potępienia. Wszyscy chrześcijanie akceptują tę prawdę, ale co mamy na myśli mówiąc „wina i potępienia”? Wina stanowi wynik naszych osobistych grzechów. Oprócz tego jednak dziedziczymy również potępienie, które jest wynikiem upadku (Rzym 5:18). To potępienie przechodzi na nas od naszego praojca Adama, dlatego że urodziliśmy się z jego życiem, życiem zamieszkałym przez grzech, co też sprawia, że nie kwalifikujemy się do nieba. Aby Chrystus mógł zbawić nas kompletnie, aby mógł zbawić nas nie tylko od winy, ale także od potępienia, musiał nieść nie tylko nasze osobiste grzechy, ale również naszą naturę, która nas potępia. I na krzyżu oba te brzemiona zostały faktycznie w Chrystusie zgładzone.
Ponieważ nasze grzechy są tylko owocami naszej upadłej natury, w rzeczywistości Chrystus mógł zanieść nasze grzechy na krzyż tylko wówczas, jeśli niósł nas oraz nasze grzeszne człowieczeństwo. Chrystus przyjął to grzeszne człowieczeństwo przy wcieleniu, kiedy to „został uczyniony ciałem” (Jan 1:14). Następnie pokonał On to „ciało” swoim doskonałym życiem, aż w końcu na krzyżu dokonał egzekucji tej potępionej natury (1Pt 2:24). Przy zmartwychwstaniu zaś, ta odkupiona ludzka rasa została w Chrystusie wzbudzona w nowym pełnym chwały i całkowicie wolnym od grzechu ciele. Następnie Chrystus zabrał to uwielbione reprezentacyjne człowieczeństwo do nieba, aby reprezentować nas w niebiańskiej świątyni w czasie swojej kapłańskiej służby. Przy Jego powtórnym przyjściu, to uwielbione ciało stanie się literalnie udziałem świętych (Fil 3:20-21). Tym sposobem „przez posłuszeństwo jednego Człowieka wielu stanie się (czas przyszły) sprawiedliwymi” (Rzym 5:19). Oto w jaki sposób Paweł podsumowuje pełnię wspaniałości zbawienia jakie zostało nam zapewnione w Chrystusie: „Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który nas ubłogosławił w Chrystusie wszelkim duchowym błogosławieństwem niebios” (Ef 1:3). A w 1Kor 1:30 dodaje: „Przez Niego bowiem jesteście w Chrystusie Jezusie, który stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością, i uświęceniem, i odkupieniem” (BT).
Tę najświętszą i najbardziej drogocenną biblijną prawdę, Ellen White wyraziła w następujących słowach:
„Przez swoje posłuszeństwo w stosunku do wszystkich Bożych przykazań, Chrystus dokonał odkupienia człowieka. Nie uczynił tego przez wyjście z Siebie i wejście w kogoś innego, ale przez umieszczenie ludzkości w Sobie. Dzięki temu Chrystus dał ludzkości egzystencję z Siebie. Dzieło odkupienia polegało na tym, aby ludzkość znalazła się w Chrystusie i aby doprowadzić do zjednoczenia upadłej rasy z boskością. Chrystus wziął ludzką naturę, aby człowiek mógł stanowić z Nim jedno, tak jak On stanowi jedno z Ojcem, i żeby Bóg mógł miłować człowieka tak, jak miłuje swego jedynego Syna, i aby dzięki temu człowiek mógł stać się uczestnikiem boskiej natury i mieć w Nim pełnię” (1Sellected Messages, 250 – 251).
Co umarło na krzyżu jako zapłata za grzech? Grzeszne czy bezgrzeszne człowieczeństwo? Jeśli przyznamy, że było to grzeszne człowieczeństwo, wtedy nie tylko zadośćuczyniło to słusznym żądaniom prawa, ale dzięki temu także upadły człowiek może uczciwie zidentyfikować się przez wiarę ze śmiercią Chrystusa, co uwalnia go zarówno od potępienia jak i mocy zakonu (Rzym 6:7 – greckie słowo przetłumaczone w tym wersecie jako „uwolniony” oznacza „usprawiedliwiony”). I dokładnie to miał na myśli Paweł pisząc: „Ja dla Prawa umarłem przez Prawo, aby żyć dla Boga: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Gal 2:19-20).
Jeśli jednak upieramy się przy tym, że na krzyżu zamiast naszej wspólnej potępionej natury wikarialnie umarło nasze bezgrzeszne człowieczeństwo, wtedy oskarżamy Boga o niesprawiedliwość, ponieważ Jego własne Słowo nie uznaje śmierci niewinnej osoby w zastępstwie kogoś winnego (5Moj 24:16; Ez 18:20). Koncepcja taka sprawia również, że upadłe ludzkie istoty nie są w stanie uczciwie i prawdziwie zidentyfikować się ze śmiercią Chrystusa, czego przecież wymaga autentyczna wiara (2Tm 2:11; Rzym 6:3,8). Poza tym, zrozumienie takie często prowadzi do taniej łaski.
Na krzyżu ludzkie życie Chrystusa, które było faktycznie naszym wspólnym potępionym życiem, umarło drugą (wieczną) śmiercią, która stanowi zapłatę za grzech. Nowy Testament jasno naucza, że na krzyżu grzeszne człowieczeństwo umarło w Chrystusie (2Kor 5:14; Gal 2:20; Kol 2:20; 3:3; 1Pt 2:24). Dzięki temu Bóg mógł przebaczyć nam nasze grzechy w sposób legalny (Mat 26:27-28; Rzym 3:24-26).
Następnie, w zamian za nasze potępione życie, które umarło drugą śmiercią w Chrystusie, Bóg dał nam nieśmiertelne życie swojego Syna (1Jan 5:11-12; 2Tym 1:8-10). To właśnie ten niezwykły dar umożliwił naszemu zjednoczonemu z Chrystusem człowieczeństwu powstanie do życia trzeciego dnia, dając nam w ten sposób nadzieję wiecznego życia (1Kor 15:21-22). „Tak więc, jeśli ktoś jest w Chrystusie, nowym jest stworzeniem; stare przeminęło, oto wszystko stało się nowe” (2Kor 5:17). Dzięki temu, że w Chrystusie mamy teraz to „nowe” życie, które staje się naszym osobistym doświadczeniem w wyniku narodzenia się z Ducha Świętego (nawrócenia), jesteśmy także w stanie zademonstrować moc ewangelii poprzez zwycięstwo nad ciałem grzechu w naszym osobistym życiu (Rzym 8:9-11).
Dobra nowina ewangelii nie tylko gwarantuje legalne usprawiedliwienie wszystkim wierzącym, ale też oferuje całkowite zwycięstwo nad mocą upadłej natury. Sprawiedliwość przez wiarę zatem, z jednej strony daje nam pokój z Bogiem (Rzym 5:1), z drugiej zaś daje też wierzącej i już usprawiedliwionej osobie nadzieję świętego życia (Rzym 13:14; Gal 5:16). W taki właśnie sposób prawda ta została też przedstawiona w poselstwie o usprawiedliwieniu z wiary z 1888 roku.
- CHRYSTUS JAKO PRZYKŁAD DLA WIERZĄCYCH
Czy możliwe jest bezgrzeszne życie w grzesznym ciele? Pytanie to było jednym z przedmiotów, które omawiano podczas pamiętnej Konferencji w Minneapolis w 1888 roku. Zarówno wtedy, jak i dzisiaj odpowiedź brzmi: Tak! Waggoner i Jones nauczali, że ponieważ Chrystus pokonał grzech w grzesznym ciele, to również i w naszym przypadku bezgrzeszne życie w grzesznym ciele jest nie tylko możliwe, ale musi być celem każdej wierzącej i usprawiedliwionej osoby.
W Rzym. 7:14-24 Paweł wykazuje, że główną przeszkodą uniemożliwiającą nam bezgrzeszne życie jest mieszkające w „ciele” (naturze) grzesznego człowieka „prawo grzechu”. Grzech Adama nie tylko sprowadził potępienie na cały rodzaj ludzki, ale spowodował również zepsucie ludzkiej natury sprawiając, że wszyscy ludzie znaleźli się w niewoli grzechu (Jan 8:32-34; Rzym 3:9; 7:14). Jeśli więc Chrystus nie miał do czynienia z tym prawem grzechu w swoim „ciele”, wówczas musimy uznać, że dokonane przez Niego zbawienie ludzkości nie miało pełnego wymiaru i w konsekwencji tego nie może On też być przykładem dla tych, którzy w Niego wierzą. W ten sposób, bezgrzeszne życie wierzącego człowieka w grzesznym ciele, w tym doczesnym pełnym pokus życiu, staje się czymś nierealnym. Pismo Święte jednak jasno oświadcza, że my też możemy odnieść zwycięstwo nad grzechem tak jak zwyciężył Chrystus: „Kto zwycięży, dam mu siedzieć z sobą na stolicy mojej, jakom i ja zwyciężył i usiadłem z Ojcem moim na stolicy jego” (Obj 3:21, BG).
O tym, że Chrystus może być dla nas przykładem i może zwyciężyć w nas tak jak zwyciężył gdy sam żył w grzesznym ciele, świadczy też napomnienie, jakiego udzielił wierzącym ap. Paweł: „Niechże więc grzech nie panuje w śmiertelnym ciele waszym, abyście nie byli posłuszni pożądliwościom jego” (Rzym 6:12); „Według Ducha postępujcie, a nie będziecie pobłażali żądzy cielesnej” (Gal 5:16). Również Piotr wyraża podobną myśl słowami: „A skoro Chrystus cierpiał w ciele, wy również bądźcie przygotowani na to samo, pamiętając, że kto poddaje uciskowi swoje ciało tym samym obumiera dla grzechu” (1Pt 4:1, Biblia Warszawsko-Praska); „Skoro więc Chrystus cierpiał w ciele, wy również tą samą myślą się uzbrójcie, że kto poniósł mękę na ciele, zerwał z grzechem” (Biblia Tysiąclecia).
Wszystko to ma dla nas ogromne znaczenie, ponieważ w świętej historii życia Jezusa Chrystusa ludzkość została wyzwolona spod prawa grzechu i śmierci (Rzym 8:2). Obarczony naszą grzeszną naturą, z całą jej mocą grzechu zamieszkującą upadłe człowieczeństwo, Chrystus pokonał i potępił „prawo grzechu” przy pomocy „zakonu Ducha”: „Bo zakon Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, uwolnił cię od zakonu grzechu i śmierci. Albowiem czego zakon nie mógł dokonać, w czym był słaby z powodu ciała, tego dokonał Bóg: przez zesłanie Syna swego w postaci grzesznego ciała, ofiarując je za grzech, potępił grzech w ciele” (Rzym 8:2-3). Dzięki zwycięstwu nad zamieszkującym naszą upadłą naturę prawem grzechu, Chrystus mógł stać się Odkupicielem świata i doskonałym przykładem dla wierzących. Pan Jezus jednak, to nie tylko „teoria przykładu”, jak twierdzą niektórzy teolodzy, ale żywy przykład dla wszystkich wierzących.
Musimy jednak pamiętać o tym, aby nie mylić pojęcia Chrystusa jako naszego przykładu z tzw. „teorią przykładu” pojednania, której nauczają niektórzy teolodzy. Według tej teorii realizujemy zbawienie przez naśladowanie świętego życia Chrystusa. Poważnym błędem i nie mającą uzasadnienia w Biblii herezją jest twierdzenie, że zbawienie następuje na zasadzie naśladowania Chrystusa w Jego świętym życiu. Nauka taka czyni uświęcenie środkiem zbawiennym, przez co staje się formą legalizmu, będącego zaprzeczeniem zbawienia wyłącznie z łaski przez wiarę. Prawda Ewangelii mówi, że człowiek może być zbawiony tylko i wyłącznie przez wiarę w to, czego dokonał Jezus Chrystus, i nic, nawet jeden najmniejszy uczynek nie może być z naszej strony do tego zbawienia dodany (Gal 5:4).
W Piśmie Świętym wszystkie elementy zbawienia, zarówno usprawiedliwienie jak i uświęcenie oraz uwielbienie mogą być grzesznemu człowiekowi udzielone wyłącznie na podstawie jego wiary w Zbawiciela: „A których (Bóg) przeznaczył, tych i powołał, a których powołał, tych i usprawiedliwił, a których usprawiedliwił, tych i uwielbił” (Rzym 8:30). Tych bezcennych wartości nie możemy uzyskać przez jakiekolwiek własne wysiłki i starania, ani też w formie substytutu. Sprawiedliwość, uświęcenie i uwielbienie stają się naszym udziałem tylko dzięki temu, że akceptujemy historyczną prawdę o tym, że kiedy Syn Boży żył doskonałym życiem tu na ziemi i pokonał prawo grzechu w grzesznym ciele, i gdy zaniósł to ciało na krzyż, to ponieważ był on drugim Adamem i w Nim Bóg umieścił każdego z nas, to dzięki temu Jego zwycięstwo jest przez wiarę naszym udziałem, nie zastępczo, ale faktycznie. Dlatego też, jedynym sposobem zbawienia człowieka teraz i w czasie sądu jest usprawiedliwienie przez wiarę w czyny i śmierć Jezusa Chrystusa. Usprawiedliwienie jednak (przypisana sprawiedliwość) nie jest końcem Bożego planu zbawienia, bo gdy Bóg usprawiedliwia wierzącego, to również i uświęca (Rzym 8:30), co stanowi dowód i owoc usprawiedliwienia, a w końcu także i dokona przemienienia przy powtórnym przyjściu Chrystusa, co z kolei stanowi urzeczywistnienie usprawiedliwienia.
Kiedy już dzieło przypisywania sprawiedliwości zostanie ostatecznie ukończone a ziemia odnowiona, wtedy wieczna sprawiedliwość stanie się namacalnym faktem. Chrystus zakończy swoją służbę w niebiańskiej świątyni, zgodnie z tym jak to zostało przedstawione w ziemskiej służbie, która odbywała się w czasie wielkiego dnia pojednania. W tym czasie zakończy realizację tego wszystkiego, czego dokonał dla ludzkości w grzesznym ciele podczas swojej ziemskiej misji. Takie właśnie jest znaczenie wielkiego dnia pojednania. Polega on na odtworzeniu w życiu wierzących obiektywnych faktów pojednania zrealizowanych na krzyżu, kiedy to Chrystus „zakosztował śmierci za każdego” (Heb 2:9).
Nigdzie w całym Piśmie Świętym nie znajdziemy potwierdzenia teorii mówiącej o tym, że uświęcenie to dobre uczynki wierzącego, które pojawiają się w wyniku jego własnych wysiłków w kooperacji z Duchem Świętym. Jezus nie posłał Ducha Świętego, aby zamieszkał On w ciele wierzącego po to, aby dopomóc mu stać się dobrym, ale aby przenieść sprawiedliwość Jezusa Chrystusa na wierzącego i w ten sposób uzdolnić go do prowadzenia świętego życia, oczywiście już nie po to, aby zapewnić mu zbawienie, ale aby wydać owoc usprawiedliwienia z wiary. Chociaż wiara jest ustawicznym zmaganiem i w grzesznym ciele zawsze wymaga wysiłku i samozaparcia (Łuk 9:23), to autentyczne uświęcenie jest pracą Ducha Bożego demonstrującego zbawienną moc Ewangelii w życiu usprawiedliwionego chrześcijanina. Formuła ewangelii, zarówno w odniesieniu do przypisanej jak i udzielonej sprawiedliwości, jest zawsze tylko jedna. Zawarta jest ona w zdaniu: „Nie ja, ale Chrystus” (Gal 2:20; 1Kor 15:9-10; 2Kor 12:7-10; Ef 3:7).
„Taka jest tajemnica chrześcijańskiego uświęcenia, uświęcenia, które znacząco różni się od zwykłej naturalnej moralności: Naturalna moralność mówi człowiekowi, by stał się taką osobą, jaką powinien i chciałby być. Chrześcijańskie uświęcenie zaś, mówi wierzącemu, by stał się kimś kim w Chrystusie już jest. Chrześcijańskie uświęcenia u podstaw moralnego wysiłku uwzględnia ten niepodważalny fakt, do którego wierzący w każdej chwili może wrócić i na nowo obrać właściwy kierunek. I to właśnie z tego powodu, jego praca nie jest czymś, co kończy się załamaniem czy zagubieniem się w bezproduktywnych dążeniach” (Evan H. Hopkins, The Law of Liberty in the Spiritual Life, 15).
To czego tak desperacko potrzebuje świat, to nie ludzka dobroć, ale Chrystus objawiony w grzesznym ciele każdego wierzącego człowieka, czyli w Jego Kościele. Kościół Chrystusowy nie ma być światłościami, ale „światłością świata” (Mat 5:14-16). Nie bez powodu, występujące tu słowo „światłość” napisane zostało w liczbie pojedynczej, gdyż odnosi się wyłącznie do sprawiedliwości i świętości Jezusa Chrystusa (Jan 1:4). To właśnie ta sprawiedliwość ma być odzwierciedlona w życiu każdego, kto ją akceptuje. Ma to również swoje odzwierciedlenie w biblijnej prawdzie, mówiącej o oczyszczeniu świątyni, co także zostało jasno wyrażone w poselstwie z 1888 roku.
Tak więc, prawdziwa Ewangelia, to nie „tania łaska”, i choć udziela sprawiedliwości i zbawienia w formie niezasłużonego daru, to z drugiej strony nie pozwala pobłażać grzechowi i nie daje grzesznikowi żadnej możliwości, by mógł mieć jakąkolwiek wymówkę do trwania w grzechu.
Ponieważ temat ten nie zawsze jest właściwie rozumiany oraz interpretowany, warto zaznaczyć, że wspomniane tu zwycięskie i bezgrzeszne życie nie może być mylone z bezgrzesznością, czy perfekcjonizmem. Bezgrzeszność natury nie stanie się rzeczywistością, do czasu powtórnego przyjścia Chrystusa, „kiedy to, co skażone, przyoblecze się w to, co nieskażone” (1Kor 15:54). Bezgrzeszne życie oznacza odzwierciedlenie charakteru Chrystusa i święte życie w grzesznym ciele. Proces ten nie przynosi żadnej zmiany w kwestii natury wierzącego, która pozostaje grzeszna aż do śmierci wierzącego człowieka lub powrotu Chrystusa.
To właśnie dlatego, nigdy po tej stronie wieczności nie nastanie taki czas, kiedy będziemy musieli żyć bez Zbawiciela. Co w takim razie miała na myśli Ellen White pisząc, że po zakończeniu czasu łaski będziemy musieli żyć „bez Pośrednika” (Great Controversy, 425). W wyniku przedadwentowego sądu śledczego werdykt zostanie ogłoszony raz na zawsze na korzyść wszystkich wierzących (Obj 22:11-12). Z tego powodu rola Chrystusa jako Pośrednika i Adwokata dobiegnie końca. I to miała na myśli Ellen White pisząc, że w tym okresie będziemy żyć bez Chrystusa jako naszego Pośrednika. Nie mówi ona jednak tutaj, że Chrystus przestanie być w tym czasie naszym Zbawicielem. Nie możemy mylić kapłańskiej służby Chrystusa z Jego zbawienną służbą. Powiązane są one ze sobą jedynie przez to, że rola Chrystusa jako Zbawiciela dała Mu prawo do stania się naszym Najwyższym Kapłanem (Heb 5:1,2,5-10), jednakże te dwie funkcje nie są takie same. Na przykład, Chrystus jest Zbawicielem całego świata, ale Arcykapłanem jedynie dla wierzących.
Ponieważ sprawiedliwe życie wierzącego jest dziełem Boga w grzesznym ciele, dlatego Pismo Święte określa je mianem „tajemnicy pobożności”: „Bo bezsprzecznie wielka jest tajemnica pobożności: Ten, który objawił się w ciele, Został usprawiedliwiony w duchu” (1Tym 3:16). Tą „tajemnicą pobożności” było pierwotnie święte życie Chrystusa w grzesznym ciele i ta sama „tajemnica” może dokonać się również dzisiaj w grzesznym ciele każdego z nas, jeśli tylko pozwolimy Chrystusowi w tym ciele zamieszkać. Prawda ta („tajemnica pobożności”), najpierw urzeczywistniła się w ziemskim życiu Syna Bożego, a przez wiarę w Niego staje się nadzieją i celem wierzącej osoby.
Przyjęcie zbawienia jako Bożego daru uzyskanego przez wiarę w Chrystusa, powinno wywołać w sercu szczerze wierzącego człowieka głębokie pragnienie świętego życia. Nie może to być jednak życie na własną rękę, ale ma to być święte życie Chrystusa w ciele tej wierzącej osoby. Zasada ta została przez apostoła Pawła wyrażona słowami: „Chrystus w was nadzieja chwały” (Kol. 1:27).
„Bo wszystko, co się narodziło z Boga, zwycięża świat („pożądliwość ciała, pożądliwość oczu, i pychę życia” – 1Jan 2:16), a zwycięstwo, które zwyciężyło świat, to wiara nasza” (1Jan 5:4). Jeśli Chrystus ma być autentycznym przykładem wierzącego na płaszczyźnie świętego życia, to niewątpliwie On sam musiał zmagać się z prawem grzechu (egocentryzmem) oraz „pożądliwością ciała, pożądliwością oczu, i pychą życia” i pokonać je w grzesznym ciele. Tego właśnie naucza Pismo Święte.
Wykazawszy swoją całkowitą niezdolność do przezwyciężenia grzechu o własnych siłach, Paweł podsumowując swoją wypowiedź na temat bezsilności w walce z zamieszkującym go grzechem, zdesperowany woła: „Nędzny ja człowiek, któż mnie wybawi z tego ciała śmierci?” (Rzym 7:14-24). Pytania tego, nie pozostawia jednak bez odpowiedzi i natychmiast dodaje: „Bogu niech będą dzięki przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego” (w.25), co oznacza, że dla każdego wierzącego zwycięstwo nad grzesznym ciałem jest możliwe przez Jezusa Chrystusa.
Następnie, apostoł wyjaśnia, w jaki sposób Bóg w Chrystusie otworzył człowiekowi drogę do tego zwycięstwa. Paweł wykazuje, że w człowieczeństwie Chrystusa, które było naszym grzesznym człowieczeństwem, „Prawo grzechu i śmierci” zostało całkowicie pokonane i potępione: „Bo zakon Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, uwolnił cię od zakonu grzechu i śmierci. Albowiem czego zakon nie mógł dokonać, w czym był słaby z powodu ciała, tego dokonał Bóg: przez zesłanie Syna swego w postaci grzesznego ciała, ofiarując je za grzech, potępił grzech w ciele” (Rzym 8:2-3). Na szczególną uwagę zasługuje tu słowo „uwolnił” (w.2), które w języku greckim wyrażone zostało w dokonanym, historycznym czasie aoryst, co bez najmniejszych wątpliwości oznacza, że to „prawo grzechu i śmierci”, które w Rzym 7 stanowiło kamień obrazy dla świętego życia, zostało w rzeczywistości już pokonane w człowieczeństwie Jezusa Chrystusa. Zwycięstwo to możliwe było przez „zakon Ducha, który daje życie”.
Chrystus mógł pokonać ten „zakon grzechu” wyłącznie w grzesznym ciele, przyjmując naszą upadłą naturę. Jeśli tego faktu nie uznamy, to wtedy powyższe stwierdzenie Pawła, mówiące o tym, że Bóg w Chrystusie „potępił grzech w ciele” jest niewytłumaczalne, bezpodstawne i pozbawione sensu!
Jeśli jednak uznamy, że człowieczeństwo Chrystusa było takie jak nasze, wtedy oświadczenie Pawła staje się dla nas nie tylko jasne i zrozumiałe, ale napawa radością i wdzięcznością oraz daje niezłomną nadzieję na to, że prawdziwe uświęcone życie stanie się również naszym udziałem, jeśli tylko tak jak Chrystus, będziemy „postępować według Ducha”: „Według Ducha postępujcie, a nie będziecie pobłażali żądzy, cielesnej” (Gal. 5:16).
Aby należycie zrozumieć to zagadnienie, musimy też uwzględnić to, że Biblia mówi o świętym życiu na dwóch płaszczyznach; mentalnej i praktycznej. Chrystus jako człowiek żył bezgrzesznym życiem na obu tych płaszczyznach, wykazując w ten sposób, że jeśli człowiek, pomimo posiadania upadłej natury, całkowicie podda swoją wolę Bogu, tak jak to uczynił Chrystus, wówczas jest w stanie pokonać grzech: „Wtedy rzekł Jezus: Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem i że nic nie czynię sam z siebie, lecz tak mówię, jak mnie mój Ojciec nauczył” (Jan 8:28); „Czy nie wierzysz, że jestem w Ojcu, a Ojciec we mnie? Słowa, które do was mówię, nie od siebie mówię, ale Ojciec, który jest we mnie, wykonuje dzieła swoje” (Jan. 14:10).
Jezus powiedział: „Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. (30) Albowiem jarzmo moje jest miłe, a brzemię moje lekkie” (Mat 11:29-30). Wielu myśli, że Chrystus zapewniał nas tutaj, iż to On jest tym, który ciągnie mocniej, a my tymi, którzy ciągną słabiej. Jednakże każdy kto pracował na roli wie, że jeśli jeden z ciągnących pług koni jest silny a drugi słaby, niemal niemożliwe jest oranie pola w prostej linii. Gdy Chrystus powiedział: „Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie”, to nie miał na myśli tego, że On będzie tym, który będzie ciągnął mocniej, ale to, że powinniśmy być całkowicie zależni od Boga, tak jak On sam był zależny gdy żył na ziemi. „ Jak mię posłał Ojciec, który żyje, a Ja przez Ojca żyję, tak i ten, kto mnie spożywa, żyć będzie przeze mnie” (Jan 6:57). Tak właśnie wygląda zasada krzyża (Łuk 9:23). Jarzmo Chrystusa stanowi całkowite zaprzeczenie legalizmu, które apostoł Paweł nazywa „jarzmem niewoli” (Gal 5:1; Dz Ap 15:10-11).
Bezgrzeszne życie w grzesznym ciele możliwe jest tylko wówczas, kiedy posiadamy „umysł Chrystusa”. Dążymy do świętego życia na płaszczyźnie praktycznej, ale tak naprawdę, jest to możliwe tylko wówczas, gdy odrzucamy grzech w naszym umyśle. Według Słowa Bożego, każdy nowonarodzony naśladowca Chrystusa, który szczerze uwierzył, otrzymuje od Ducha Świętego wszystko, co potrzebne, by móc odeprzeć pokusę już w swoim umyśle. Jest tak ponieważ wiara nowotestamentowa nie jest jedynie teorią, ale „mocą Bożą”, i dlatego Bóg oczekuje od nas wypływającego z serca posłuszeństwa względem Prawdy, która jest w Chrystusie: „Biegliście dobrze; któż wam przeszkodził być posłusznymi prawdzie?” (Gal 5:7); „A osiągnąwszy pełnię doskonałości, stał się dla wszystkich, którzy mu są posłuszni, sprawcą zbawienia wiecznego” (Hebr 5:9).
To samo zagadnienie jest też przedmiotem rozważań Pawła w 6 rozdziale Listu do Rzymian. Najpierw autor stara się wykazać tam, że każdy wierzący i ochrzczony człowiek powinien uważać się za umarłego dla grzechu, a żyjącego dla Boga: „Podobnie i wy uważajcie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rzym 6:11). Niestety, problem polega na tym, że wielu chrześcijan pogrzebanych zostało żywcem, co oznacza, że zostali oni ochrzczeni bez należytego zrozumienia i zaakceptowania historycznego faktu swojej śmierci w Chrystusie. Z tego też powodu mogą powodować wiele problemów, gdyż nie umarli w Chrystusie. To właśnie dlatego E. White napisała:
„Prawdziwe nowonarodzenie rzadko ma miejsce w dzisiejszym świecie. To dlatego nasze zbory mają tak wiele kłopotów. Wielu, tak wielu nosi imię Chrystusa, ale nie są oni uświęceni. Przyjęli chrzest, ale zostali pogrzebani żywcem. Ego nie umarło, i dlatego nie powstali oni do nowości życia w Chrystusie” (BC do Rzym. 6:3, MS 148).
Jeden z teologów w następujący sposób komentuje to, co apostoł Paweł szóstym rozdziale Listu do Rzymian:
„Wierzący nie zostaje uwalniany od grzechu stopniowo, ale w Chrystusie przełamuje on grzech raz na zawsze. Przez zdecydowany akt woli umieszczony zostaje w sferze doskonałej świętości, a to stopniowe odnawianie osobistego życia również przebiega w tej sferze” (Even H. Hopkins, The Law of Liberty in the Spiritual Life, 15).
W drugiej części 6 rozdziału Listu do Rzymian, Paweł kontynuuje ten temat oświadczając wręcz, że grzeszenie musi być czymś nie do pomyślenia w umyśle nawróconej osoby: „Podobnie i wy uważajcie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga w Chrystusie Jezusie. Niechże więc nie panuje grzech w śmiertelnym ciele waszym, abyście nie byli posłuszni pożądliwościom jego, I nie oddawajcie członków swoich grzechowi na oręż nieprawości, ale oddawajcie siebie Bogu jako ożywionych z martwych, a członki swoje Bogu na oręż sprawiedliwości. Albowiem grzech nad wami panować nie będzie, bo nie jesteście pod zakonem, lecz pod łaską. Cóż tedy? Czy mamy grzeszyć, dlatego że nie jesteśmy pod zakonem, lecz pod łaską? Przenigdy! (…) A uwolnieni od grzechu, staliście się sługami sprawiedliwości” (Rzym 6:11-15,18).
Wierząca osoba, która została uwolniona w Chrystusie od grzechu, zostaje na drodze dobrowolnego wyboru własnego serca niewolnikiem Boga – autora sprawiedliwości. To z kolei prowadzi do tego, że umarła dla grzechu i dobrowolnie oddająca się w niewolę Bogu, prawdziwie nawrócona osoba, nie może już dłużej pobłażać grzechowi. Serce takiej osoby wypełnione jest nienawiścią do grzechu. Tak więc, wolność od zniewalającej mocy i dominacji grzechu jest natychmiastowym przywilejem każdego, kto przez wiarę akceptuje ten Boży dar zbawiennej łaski, ponieważ jest to część Dobrej Nowiny oferowanej przez Chrystusa.
Nie znaczy to jednak, że od chwili nawrócenia wierzący rozpoczął bezgrzeszne życie na płaszczyźnie praktycznej. Wręcz przeciwnie wielokrotnie może on „płakać u stóp Jezusa z powodu swoich niedoskonałości” (Droga do Chrystusa, 71). Grzechy te jednak pojawiają się wbrew woli nawróconego umysłu (Rzym 7:15), i dlatego człowiek ten może szczerze powiedzieć: „A jeśli czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który mieszka we mnie” (Rzym. 7:20). To grzech jest prawdziwym winowajcą. Faktu tego jednak wierzący nigdy nie może wykorzystać po to, aby pobłażać grzechowi i usprawiedliwiać swoje niedoskonałości: „Czy mamy pozostać w grzechu, aby łaska obfitsza była? Przenigdy! Jakże my, którzy grzechowi umarliśmy, jeszcze w nim żyć mamy?” (Rzym 6:1-2).
Czy to jednak oznacza, że bezgrzeszne życie w grzesznym ciele jest po tej stronie wieczności czymś nierealnym? Stanowcza odpowiedź Pisma Świętego brzmi: Nie! Zwycięskie jednak i bezgrzeszne życie na płaszczyźnie praktycznej możliwe jest tylko wówczas, gdy poprzedzone jest bezgrzesznym życiem na płaszczyźnie umysłowej. To z kolei, może być osiągnięte tylko wtedy, gdy wierzący pozwoli, aby całkowitą kontrolę nad jego umysłem przejął Duch Święty. Dopiero wówczas, osoba taka może powiedzieć: „Umysłem służę zakonowi Bożemu” (Rzym. 7:25).
Autentyczna sprawiedliwość z wiary pozwala nam na pełne zidentyfikowanie naszego życia ze świętą historią życia Chrystusa. Gdy lud Boży zrozumie to i uwierzy, wówczas otwiera Bogu drogę do przejęcia inicjatywy i zademonstrowania światu mocy Ewangelii, a wówczas to, czego nie udało się Pawłowi i nam uzyskać własnymi siłami (Rzym 7:24), staje się możliwe przez moc mieszkającego w grzesznym ciele Ducha Świętego: „A jeśli Duch tego, który Jezusa wzbudził z martwych mieszka w was, tedy ten, który Jezusa Chrystusa z martwych wzbudził, ożywi i wasze śmiertelne ciała przez Ducha Swego, który mieszka w was” (Rzym 8:11); „Pan zaś jest Duchem, a gdzie jest Duch Pański – tam wolność. My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską jakby w zwierciadle; za sprawą Ducha Pańskiego, coraz bardziej jaśniejąc, upodabniamy się do Jego obrazu” (2Kor 3:17-18, BT).
Musimy pamiętać o tym, że obiecana moc która spłynie na Kościół Boży w następstwie wylania Ducha Świętego, będzie miała miejsce dopiero wtedy, gdy nastąpi oczyszczenie „świątyni Ducha Świętego”, a to możliwe jest wyłącznie przez zaakceptowanie czystej ewangelii o usprawiedliwieniu z wiary. W tych ostatecznych dniach Duch Święty przygotowuje lud, który dzięki łasce Chrystusa osiągnie taki poziom chrześcijaństwa, który pozwoli na powtórzenie zwycięstwa nad mocą grzechu, jakie odniósł Chrystus, pokonując „zakon grzechu” w „grzesznym ciele”.
W Liście do Efezjan czytamy, że jesteśmy usprawiedliwieni wyłącznie „z łaski przez wiarę”, a nie z uczynków (Efez 2:8-9). A już w następnym – dziesiątym wierszu, odkrywamy, że Bóg nie poprzestaje jedynie na usprawiedliwieniu nas i obdarowaniu zbawieniem, ale czytamy, że stworzył nas na nowo w Chrystusie do dobrych uczynków: „Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; Nie z uczynków, aby się kto nie chlubił. Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, do których przeznaczył nas Bóg, abyśmy w nich chodzili” (Efez 2:8-10). Podobne słowa możemy znaleźć w liście do Tytusa: „Który dał samego siebie za nas, aby nas wykupić od wszelkiej nieprawości i oczyścić sobie lud na własność, gorliwy w dobrych uczynkach” (Tyt 2:14).
Pamiętając o tej lekceważonej niejednokrotnie przez chrześcijan prawdzie ewangelii, dążmy do tego, aby przez wiarę osiągnąć „odnowiony umysł”, taki, który pierwotnie był udziałem żyjącego w ciele Chrystusa: „A nie upodabniajcie się do tego świata, ale się przemieńcie przez odnowienie umysłu swego, abyście umieli rozróżnić, co jest wolą Bożą, co jest dobre, miłe i doskonałe” (Rzym 12:2); „Tego tedy bądźcie o sobie rozumienia (gr. „umysłu”), które było w Chrystusie Jezusie” (Filip. 2:5). Nasz „odnowiony umysł” powinien teraz dążyć do całkowitego poddania się Chrystusowi i wyzbycia się egoizmu: „Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie, i naśladuje mnie” (Łuk 9:23). Tylko nasze całkowite poddanie się Bogu, pozwoli Mu na przejęcie inicjatywy i oświecenie ziemi chwałą Swojej niesamolubnej miłości, którą ma objawić światu lud Boży, tak jak kiedyś objawił ją Chrystus.
Dopóki zapieramy się prawdziwego człowieczeństwa Zbawiciela, nigdy nie będziemy też w stanie zrozumieć znaczenia służby sprawowanej przez naszego Najwyższego Kapłana w niebiańskiej świątyni. A dzieło to ma przecież wywrzeć na naśladowcach Chrystusa zdecydowany wpływ (Great Controversy, 488). Tak jak niemożliwością jest uzyskanie przebaczenia grzechów bez przyjęcia wymazującego na krzyżu ciężar naszych grzechów Chrystusa, tak niemożliwością jest odniesienie zwycięstwa nad grzechem, dopóki nie zobaczymy w Słowie Bożym obrazu Chrystusa, potępiającego grzech w naszym grzesznym ciele. Chrystus pragnie dzisiaj żyć w nas tym samym życiem, jakie prowadził w ciele dwa tysiące lat temu i z utęsknieniem czeka na chwilę, kiedy pozwolimy Mu odnowić w nas Jego charakter (COL, 69). Jak długo jeszcze każemy Mu czekać?
- ODPOWIEDZI NA ZARZUTY – I
Ci, którzy nauczają, że Chrystus podczas swego wcielenia przyjął bezgrzeszną ludzką naturę, argumentują to szczerym dążeniem do zachowania doskonałej bezgrzeszności naszego Zbawiciela. Ich główny argument sprowadza się do tego, że gdyby Chrystus przyjął naszą grzeszną naturę, wtedy zostałby skażony grzechem i nie mógłby być Nieskazitelnym Barankiem Bożym, ale stałby się takim jak my potrzebującym odkupienia grzesznikiem.
Zarzut ten związany jest z katolicką doktryną o grzechu pierworodnym, która – jak już wcześniej wspomniałem – naucza, że z powodu upadku Adama, grzeszna ludzka natura stała się grzechem, i z tego powodu, gdyby Chrystus przyjął tę grzeszną naturę, automatycznie stałby się grzesznikiem, tak jak każdy człowiek staje się grzesznikiem od chwili urodzenia.
Niektórzy twierdzą też, że gdyby Chrystus przyjął naszą grzeszną naturę, to Jego posłuszeństwo zostałoby skażone z powodu „zepsutego kanału” przez który to posłuszeństwo zostało zrealizowane. Zwrot „zepsuty kanał” (ang. „corrupt channel”), biorą oni z błędnego odczytania fragmentu z 1 tomu Selected Messages, s. 344.
Chociaż prawdą jest, że według Pawła nasza upadła natura jest „ciałem grzechu” i zamieszkiwana jest przez „prawo grzechu i śmierci” (Rzym 7:18), to ten problem grzechu pierworodnego nie ma zastosowania w przypadku Chrystusa. Jest tak ze względu na jedyne w swoim rodzaju ucieleśnienie naszego Zbawiciela. Przy wcieleniu, boskość Chrystusa została tajemniczo zjednoczona z naszym człowieczeństwem. Dlatego zawsze należy pamiętać o tym, że dzięki temu Chrystus był jednocześnie Bogiem i człowiekiem. On nie miał jedynie ludzkiej natury, ale na swoją boską świętą naturę przyjął nasze grzeszne człowieczeństwo, co sprawiło, że w przeciwieństwie do nas nie doznał skażenia, na takiej samej zasadzie, jak nie stał się nieczystym, gdy dotykał trędowatych.
Mówiąc o tym należy jednak pamiętać, aby zachować różnicę pomiędzy obiema zjednoczonymi w Chrystusie naturami, tym bardziej, że wielka XVI-wieczna reformacja nie zdołała tego dostrzec. Inkarnacja Syna Bożego polegała na tym, że na swoją bezgrzeszną, boską naturę przyjął naszą grzeszną naturę. Z tego powodu, kiedy Biblia mówi o człowieczeństwie Chrystusa, zawsze używa słowa „uczyniony”. On był: „uczyniony ciałem” (Jan 1:14); „uczyniony grzechem” (2Kor. 5:21); „Uczyniony z niewiasty” (Gal. 4:4); „Uczyniony przekleństwem” (Gal 3:13); „Uczyniony z nasienia Dawida” (Rzym 1:3). To słowo „uczyniony” oznacza, że Chrystus stał się tym, kim wcześniej nie był. Stąd, chociaż faktycznie przyjął naszą grzeszną, znajdującą się pod przekleństwem prawa i skazaną na śmierć naturę, to jednak nie uczyniło Go to istotą grzeszną, a Jego ofiary skażoną, a to dlatego, że ta ludzka natura nie została przyjęta przez Niego na dokładnie takiej samej zasadzie jak to jest w naszym przypadku. Chrystus został nią obarczony, podobnie jak obarczony został naszymi grzechami, aby nas odkupić. To właśnie z tego powodu w 3 wierszu 8 rozdziału Listu do Rzymian ap. Paweł pisząc o wcieleniu Chrystusa bardzo ostrożnie używa słów „w podobieństwie” czy „w postaci”: „Albowiem czego zakon nie mógł dokonać, w czym był słaby z powodu ciała, tego dokonał Bóg: przez zesłanie Syna swego w postaci grzesznego ciała, ofiarując je za grzech, potępił grzech w ciele” (Rzym. 8:3).
Chociaż Biblia z jednej strony identyfikuje Chrystusa z naszą grzeszną sytuacją (Hebr 2:14-18), to z drugiej strony oczywistym jest, że Zbawiciel nie mógł być w zupełności takim samym człowiekiem jak my, dlatego że w przeciwieństwie do nas, pomimo przyjęcia naszej upadłej natury nigdy nie uległ pokusie.
To, że Chrystus stał się uczestnikiem naszej grzesznej natury nie oznacza, że stał się grzesznikiem, tak samo jak każdy nowonarodzony wierzący, stając się uczestnikiem bezgrzesznej boskiej natury (1Piotr. 1:4), nie staje się automatycznie kimś bezgrzesznym. Jest tak ponieważ przyjęta przez Chrystusa upadła ludzka natura i otrzymana przez wierzącego człowieka boska natura zostają przyjęte jako coś, co wcześniej nie było ich udziałem. Tak więc, śmiało możemy powiedzieć, że pomimo utożsamienia się z naszym upadłym człowieczeństwem, Pan Jezus pozostał nieskazitelnym Barankiem Bożym, dzięki temu, że w Nim upadłe człowieczeństwo zetknęło się z boską naturą oraz dlatego, że nigdy nie uległ pokusie.
Ci, którzy upierają się przy tym, że przez przyjęcie naszej grzesznej natury Chrystus nie mógłby zachować swojej bezgrzeszności, nie dostrzegają prawdziwego znaczenia Jego zbawczego dzieła. W wyniku upadku, cała ludzkość stoi potępiona i znajduje się pod przekleństwem prawa (Rzym 5:18; Gal 3:10), i aby ta upadła rasa została odkupiona od tego potępienia i przekleństwa, muszą być spełnione dwa wymagania prawa: doskonałe posłuszeństwo oraz druga śmierć jako kara za grzech. Obydwa te warunki mogły być spełnione wyłącznie przez Zbawiciela, który w tym grzesznym, potępionym i skazanym na śmierć ciele doskonale wypełnił Prawo i zaniósł to potępione człowieczeństwo na krzyż, gdzie zostało ono uśmiercone, dzięki czemu oba słuszne żądania Prawa zostały w Chrystusie spełnione.
Samo doskonałe posłuszeństwo Zbawiciela, nie mogło oczyścić naszego człowieczeństwa od potępienia i przekleństwa prawa. Jedynie śmierć mogła prawnie uwolnić nas od grzechu, bo Słowo Boże mówi, że tylko ten „kto umarł uwolniony jest od grzechu” (Rzym 6:7). Mówiąc „uwolniony od grzechu”, Paweł z pewnością ma tu na myśli uwolnienie od kary za grzech czyli śmierci wiecznej, a nie to, że wierzący od chwili swojego nawrócenia już nigdy nie zgrzeszy. Gdyby Chrystus nie zabrał tej potępionej ludzkości na krzyż, i nie poddał jej w pełni zapłacie za grzech, nie mógłby być naszą sprawiedliwością (Rzym 4:25). Biblia jednak mówi, że człowieczeństwo Syna Bożego było naszym człowieczeństwem w pełnym tego słowa znaczeniu, dzięki czemu, zarówno przez Jego życie, jak i śmierć, słuszne żądania prawa względem nas zostały spełnione w Nim, a On sam na zawsze stał się Odkupicielem świata (Jan 5:24).
Tylko w świetle tej prawdy jesteśmy w stanie zrozumieć starotestamentowy symbolizm. Przez swoje doskonałe posłuszeństwo Chrystus wypełnił symbol nieskazitelnego Baranka. Nigdzie w Piśmie Świętym nie znajdujemy wzmianki o tym, że Baranek reprezentował bezgrzeszną ludzką naturę. To, że Baranek ten miał być bez skazy wskazywało tylko na doskonałe posłuszeństwo i bezgrzeszność Chrystusa, która stała się też naszym udziałem, ponieważ w walce z grzechem był On reprezentantem nas wszystkich. Śmierć zaś tego baranka na ołtarzu, miała pokazać to, że w Zbawicielu spełniony został również ten drugi warunek zbawienia ludzkości.
Gdyby Chrystus jako nasz przedstawiciel przyjął bezgrzeszną naturę Adama sprzed upadku, wówczas prawo wymagałoby od Niego jedynie zachowania doskonałego posłuszeństwa, tak jak wymagało od Adama. Ale to, że Chrystus przyszedł, aby odkupić nie bezgrzesznego, lecz upadłego człowieka sprawiło, że nasze grzechy, które wypływają z ciała grzechu musiały zostać przez Niego potępione w tym samym ciele. Chrystus dokonał tego nie inaczej, jak tylko przez przyjęcie grzesznego ciała i przez poddanie go karze śmierci na krzyżu.
W Słowie Bożym możemy przeczytać słowa, które świadczą o tym, że udziałem Chrystusa nie mogła być natura Adama sprzed upadku, gdyż jak napisał Paweł: „Nie mamy najwyższego kapłana, który by nie mógł z nami cierpieć krewkości naszych, lecz kuszonego we wszystkim na podobieństwo nas, oprócz grzechu” (Heb 4:15, BG). Fakt, że Chrystus był kuszony tak jak my, a co za tym idzie, mógł mieć – nierozerwalnie związane z nasza naturą – tendencje do grzechu, nie jest równoznaczne z popełnieniem grzechu, gdyż samo kuszenie i posiadanie takich skłonności, według tego, co czytamy w liście Jakuba, nie jest jeszcze grzechem: „Lecz każdy bywa kuszony przez własne pożądliwości, które go pociągają i nęcą; Potem, gdy pożądliwość pocznie, rodzi grzech, a gdy grzech dojrzeje, rodzi śmierć” (Jak 1:14-15). Grzech ma miejsce dopiero wówczas, gdy „pożądliwość pocznie”, co oznacza, że do grzechu dochodzi tylko w sytuacji, gdy człowiek podda się pokusie, a do czegoś takiego nigdy w życiu Chrystusa nie doszło. Nie mógł On też mieć takich samych pożądliwości ani skłonności, jakie często miewa człowiek, który już ulegał pokusie, gdyż w tym przypadku sama pożądliwość lub skłonność faktycznie może być grzechem. Istnieją więc grzeszne skłonności, które są równoznaczne z popełnieniem grzechu i jest też skłonność do grzechu, która jeszcze nim nie jest. My, posiadając skłonność do grzechu, poddaliśmy się pokusie i teraz nękani jesteśmy złymi, grzesznymi tendencjami, Chrystus natomiast pomimo zmagania się w ciele ze skłonnościami do grzechu nigdy nie zgrzeszył, nawet w myślach, przez co inklinacja, która jest równoznaczna z grzechem była Mu obca. Według teologa Nowego Testamentu – K. Wuesta, zwrot „bez grzechu” z Hebr. 4:15, w żaden sposób nie sugeruje, że człowieczeństwo Chrystusa było bezgrzeszne, ale że w Jego życiu pokusa nigdy nie doprowadziła do grzechu (Hebrews in the Greek New Testament, 95). Zatem Chrystus, pomimo przyjęcia naszej upadłej natury, zdołał ukształtować doskonale bezgrzeszny charakter i jako bezgrzeszny Baranek Boży „zgładził grzech świata” (Jan. 1:29).
Czytając ten i wiele innych podobnych fragmentów Słowa Bożego, nasuwa się pytanie; W jaki sposób Chrystus mógł zgładzić ten „grzech”, gdyby nie znajdował się on „w ciele”, które przyjął? Albo inaczej mówiąc, w jaki sposób mógł On „potępić grzech w ciele”? (Rzym 8:3). Czy byłoby to możliwe w bezgrzesznym ciele, które było udziałem Adama przed upadkiem? Chrystus jednak faktycznie zgładził ten grzech i potępił go w tym samym ciele, które jest dzisiaj naszym udziałem, ponieważ przyszedł On „w postaci grzesznego ciała” (Rzym 7:17,20).
W Hebr 9:26 czytamy, że „On (Chrystus) objawił się, aby zgładzić grzech przez ofiarowanie samego siebie”. Zgodnie z tym, co mówi Wuest, wspomniane tu „zgładzenie grzechu” odnosi się nie tylko do grzesznych czynów, ale przede wszystkim do grzesznej natury, gdyż użyty tu grecki czasownik „thetos” oznacza usunięcie i zgładzenie czegoś, co jest już ustanowione, zakorzenione i ustalone. To grzech, który mieszka w nas, czyli nasza natura oraz wynikające z niej grzeszne czyny są tym, co „ustaliło” i „zakorzeniło” się w każdym człowieku. I to właśnie dzięki jednak temu, że Chrystus nie tylko miał udział w grzesznej naturze, ale też odniósł nad nią doskonałe zwycięstwo, jest On teraz (jako nasz Najwyższy Kapłan) w stanie zrozumieć nasze słabości (Hebr 4:15). Może też dopomóc tym, którzy są kuszeni: „A że sam cierpiał będąc kuszony, może tych, którzy są w pokusach, ratować” (Hebr 2:18, BG).
Użyte przez apostoła Pawła w Liście do Hebrajczyków słowo „słabości” nie może być ograniczone jedynie do słabości fizycznych, takich jak zmęczenie czy starzenie się. Według Wuesta, słowo „słabości” (gr. „astheneia”), to słabości moralne, które czynią człowieka zdolnym do upadku w grzech, co oczywiście odnosi się do zdeprawowanej ludzkiej natury i nasuwa wniosek, że z takimi słabościami Pan Jezus również musiał się zmagać. Interpretując odnoszące się pośrednio do Chrystusa wyrażenie „On sam podlega słabości” (Hebr 5:2), Wuest dalej napisał: „Najwyższy kapłan posiada słabości i grzeszne tendencje, którymi jest osaczany, co jednoznacznie świadczy o tym, że jest on atakowany przez grzech, ponieważ posiada grzeszną naturę, która jeśli nie zostałaby ujarzmiona, przejęłaby nad nim kontrolę” (s.98).
Podobne zdanie na ten temat wyraził również Karl Barth:
„Ci, którzy wierzą, że Chrystus przyjął upadłą ludzką naturę mają ważniejszy powód, by dostrzegać zbawcze znaczenie w całym Jego życiu niż autorzy Katechizmu Heidelbergskiego. Jest tak, ponieważ według tego poglądu życie Chrystusa, przed Jego właściwą służbą i śmiercią, nie polegało na znalezieniu się w miejscu, w którym znajdował się bezgrzeszny i nie pokonany jeszcze przez pokusę Adam, ale na rozpoczęciu ziemskiej egzystencji z tego samego miejsca, z którego my startujemy, jako poddany wszelkim odziedziczonym złym naciskom i korzystający z tego samego bezowocnego i bezużytecznego materiału naszej zepsutej natury, by wypracować doskonałe, bezgrzeszne posłuszeństwo” (wypowiedź zacytowana w The International Critical Commentary, Romans 8:3).
Zwolennicy teorii, mówiącej o tym, że Syn Boży podczas wcielenia utożsamił się jedynie z bezgrzesznym człowieczeństwem, na poparcie swojego twierdzenia przytaczają kilka biblijnych fragmentów, które ich zdaniem świadczą o tym, że człowieczeństwo Chrystusa musiało być bezgrzeszne. Wspomniane wersety, odnosząc się do Chrystusa, używają takich zwrotów jak: „bez grzechu”, „oddzielony od grzeszników”, „święty” (Hebr 4:15; 7:26, Łuk 1:35). Podstawowym jednak warunkiem poprawnego zrozumienia tych fragmentów jest czytanie ich w kontekście, a także uwzględnienie innych tekstów, które jednoznacznie utożsamiają Chrystusa z naszym grzesznym położeniem. Fragmenty te mówią o tym, że Chrystus został „uczyniony grzechem za nas” (2Kor 5:21); posłany został „w podobieństwie grzesznego ciała” Rzym 8:3); „we wszystkim uczyniony był podobnym do swoich braci” (Hebr 2:17), „wziął nasze słabości” (Mat 8:17) itd.
Ponieważ obie grupy tych tekstów pochodzą ze Słowa Bożego, nie może tu być jakiejkolwiek sprzeczności i niewątpliwie pozornie tylko wydają się one zaprzeczać sobie nawzajem. Niestety ci, którzy tego nie widzą, popełniają kolejny błąd, próbując pogodzić te dwa całkowicie przeciwstawne poglądy i twierdząc, że Chrystus faktycznie przyjął naszą grzeszną naturę, ale jedynie w sferze fizycznych słabości, i dlatego był podatny na zmęczenie, starzenie się itd. Na płaszczyźnie zaś moralnej przyjął bezgrzeszną naturę Adama sprzed upadku. Teoria taka jednak wykracza daleko poza to czego faktycznie chce nauczyć nas Biblia, choćby dlatego, że według Słowa Bożego, nasza fizyczna i moralna natura są tak ściśle ze sobą związane, że jeśli jedna jest grzeszna to również i druga. Stąd wszystko to, co „skażone” zidentyfikowane jest ze śmiertelnym, a to, co „nieskażone” z „nieśmiertelnym” (1Kor 15:53). Podobnie też „ciało grzechu” (Rzym 6:6) zidentyfikowane jest z „ciałem śmierci” (Rzym 7:24). Poza tym, to nie tyle fizyczne ciało, co przede wszystkim ciało w sensie całej upadłej natury z uwzględnieniem wszystkich jej sfer skazane jest na śmierć.
Pogodzić te dwie grupy pozornie sprzecznych tekstów można tylko wówczas, gdy weźmiemy pod uwagę to, że Chrystus był jednocześnie i Bogiem i człowiekiem, posiadając także dwie różne i zjednoczone w Nim natury. Udziałem Chrystusa była jednocześnie Jego własna, wrodzona (boska) natura, która była bezgrzeszna oraz nasza (ludzka) grzeszna natura. Po drugie, zawsze musimy pamiętać o tym, że chociaż Chrystus utożsamił się z naszym grzesznym człowieczeństwem, to nie jest to równoznaczne z tym, że Jego udziałem stało się człowieczeństwo grzeszące. Nasza grzeszna natura wielokrotnie zgrzeszyła, a ludzka natura Chrystusa nigdy nie zgrzeszyła i dlatego w tym kontekście Jego człowieczeństwo może być nazwane bezgrzesznym. Kiedy stale mamy na uwadze to, że Chrystus jako Bóg, posiadał świętość, bezgrzeszność i doskonałość, oraz że również jako człowiek, pomimo przyjęcia upadłej natury, ukształtował doskonałą bezgrzeszność charakteru w ludzkim ciele, wówczas problem pogodzenia tych dwóch pozornie sprzecznych grup tekstów zostaje rozwiązany. Dzięki temu zaczynamy zauważać, że fragmenty biblijne mówiące o bezgrzeszności i świętości Chrystusa dotyczą Jego bezgrzesznej, boskiej natury, albo Jego nieskazitelnego charakteru i doskonałego posłuszeństwa, które okazał jako człowiek pomimo przyjęcia upadłej ludzkiej natury.
Mając to na uwadze, przeczytajmy kilka najczęściej cytowanych fragmentów, mówiących o bezgrzeszności Chrystusa i zwróćmy uwagę na to, że żaden z nich nie odnosi się faktycznie do Jego ludzkiej natury:
Łuk1:35: „To, co się narodzi, będzie święte”.
Wyrażenie to użyte jest w związku z nadaniem Chrystusowi miana Syna Bożego: „…i będzie nazwane Synem Bożym”. Fragment ten nie koncentruje się na człowieczeństwie Chrystusa, ale oznajmia radosną wieść o tym, że Bóg przyszedł na świat. Dlatego też każdy kto używa tego fragmentu w celu wykazania, że człowieczeństwo Chrystusa było bezgrzeszne nie postępuje zgodnie z biblijną zasadą interpretacji tekstu.
Jan 8:46: „Któż z was może mi dowieść grzechu?”.
Słowa te wypowiedział Jezus, zwracając się do Żydów, którzy nie chcieli uznać Jego boskiej natury, czy dostrzec jedynej w swoim rodzaju nieskazitelności Jego charakteru. Wypowiedź ta dotyczyła doskonałości Jego czynów i Jego posłuszeństwa, które nigdy nie zostało skażone grzechem.
Jan 14:30: „Nadchodzi bowiem władca tego świata, ale nie ma nic do (we) mnie”.
Szatan zawsze dążył do tego, aby pokrzyżować plan zbawienia poprzez próby sprowadzenia Chrystusa do grzechu. Kuszenie na pustyni jest tego przykładem. Wszystkie jednak próby szatana spełzły na niczym. Potwierdza to również Paweł w Hebr 4:15: „Nie mamy najwyższego kapłana, który by nie mógł z nami cierpieć krewkości naszych, lecz kuszonego we wszystkim na podobieństwo nas, oprócz grzechu” (BG). Do tego samego zwycięstwa nad pokusą i grzechem nawiązuje Chrystus, mówiąc „Nadchodzi władca tego świata, ale nie ma nic do (we) mnie”. Zaraz jednak po wypowiedzeniu tych słów, Zbawiciel dodaje: „Tak czynię, jak mi polecił Ojciec” (Jan 14:31). Tak więc również tutaj, jak to wynika z kontekstu, mowa jest nie o wcieleniu Chrystusa, ale o „czynieniu woli Ojca”, o Jego doskonałych uczynkach i nienagannej sprawiedliwości.
Hebr 7:26: „Oddzielany od grzeszników”.
Wypowiedź ta poprzedzona jest odnoszącymi się do Chrystusa słowami: „święty, niewinny, niepokalany”. Oczywiście, jak można się domyślać, wszystkie te wyrażenia również ukazują doskonałość Chrystusa na płaszczyźnie posłuszeństwa i wierności wobec przykazań oraz Jego doskonałą sprawiedliwość. To w Jego bezgrzesznym życiu, a nie naturze, którą przyjął, Chrystus nie upodobnił się do grzesznego człowieka, i dlatego napisano o Nim, że był „odłączony od grzeszników”.
2Kor 5:21: „Tego, który nie znał grzechu, za nas grzechem uczynił”.
Stwierdzenie to wypowiedziane zostało w kontekście przedstawienia Chrystusa jako Zbawiciela, który został obarczony naszymi grzechami. Chrystus „nie znał grzechu”, ponieważ nigdy nie zgrzeszył. Gdyby użyte tu stwierdzenie „nie znał grzechu” nie odnosiło się wyłącznie do doskonałego posłuszeństwa, jakie w swoim życiu okazał Chrystus, to apostoł Piotr nie mógłby napisać, że Chrystus „sam, w swoim ciele grzechy nasze poniósł na drzewo” (1Piotr. 2:24, BT). Jeśli Chrystus nie znał grzechu w sensie przyjęcia bezgrzesznej natury, to zrozumiałe jest, że nie mógłby też w swoim ciele zanieść grzechu na krzyż. On jednak uczynił to, dokonał tego cierpliwie niosąc naszą grzeszną ludzkość przez całe swoje życie, aż do śmierci. To właśnie dlatego Paweł mówi, że Bóg dla naszego zbawienia „uczynił Go grzechem”.
1Jan 3:5: „A grzechu w Nim nie ma”.
Kontekst tego fragmentu, świadczy o tym, że zwrot „a grzechu w Nim nie ma” nie odnosi się do natury Chrystusa, ale do Jego bezgrzesznego życia w ciele: „Każdy kto popełnia grzech, i zakon przestępuje, a grzech jest przestępstwem zakonu. A wiecie, że On się objawił, aby zgładzać grzechy … Każdy, kto w nim mieszka, nie grzeszy; każdy, kto grzeszy, nie widział go ani go nie poznał” (1Jan 3:4-6). Powyższy kontekst świadczy o tym, że również i tutaj nie jest rozpatrywany temat ludzkiej natury Chrystusa, ale Jego bezgrzeszne życie, stanowiące dla nas żywy i realny wzór do naśladowania.
Hebr 9:14: „Ofiarował samego siebie bez skazy Bogu”.
Wyrażenie to, jak również następujące bezpośrednio po nim stwierdzenie: „oczyści sumienie nasze od martwych uczynków”, wskazuje na posłuszeństwo Chrystusa względem przykazań, a nie na Jego ludzką naturę. Biblia zapewnia nas tu po raz kolejny, że Jezus był „bez grzechu”, pomimo tego, iż był „kuszony pod każdym względem tak jak my”. (1Piotr 1:19; Hebr 5:8-9).
Do w/w tekstów musimy też dodać fragment, który w odniesieniu do Chrystusa używa słowa „Jednorodzony” (Jan 1:14, BT). Niektórzy adwentystyczni pastorzy wskazują na ten tekst twierdząc, że zwrot „Jednorodzony od Ojca” świadczy o tym, że człowieczeństwo Chrystusa nie mogło być takie jak nasze. Argumentują oni, że greckie słowo przetłumaczone jako „zrodzony”, albo „jednorodzony” oznacza „jedyny w swoim rodzaju”, i z tego powodu duchowa natura Chrystusa różniła się od tej, którą my posiadamy i w przeciwieństwie do naszej musiała być bezgrzeszna. Interpretacji takiej można jednak zarzucić fakt, że Jan nie używa tutaj określenia „Jednorodzony” w kontekście ludzkiej natury Chrystusa. Oznacza to, że autor nie twierdzi tu, iż przyjęte przez Chrystusa człowieczeństwo było tym, co sprawiło, że stał się On „jedynym w swoim rodzaju”. Jan mówi tylko, że będący jednocześnie i Bogiem i człowiekiem Chrystus stał się kimś „jedynym w swoim rodzaju” dzięki temu, że „Słowo (Chrystus jako Bóg) ciałem się stało (stał się człowiekiem)”. Poza tym, jeśli słowo „zrodzony” ma tu być wyrazem bezgrzesznej ludzkiej natury Chrystusa, która była inna niż nasza i z tego powodu „jedyna w swoim rodzaju”, to w takim razie musimy też przyznać, że syn Abrahama – Izaak, również posiadał bezgrzeszną naturę, gdyż autor Listu do Hebrajczyków używa w odniesieniu do Izaaka tego samego greckiego słowa, użytego wcześniej w odniesieniu do Chrystusa: „Wiarą ofiarował Abraham Izaaka, będąc kuszony, a ofiarował jednorodzonego ten, który wziął obietnicę” (Heb 11:17, BG). Skoro więc Izaak nazwany jest „jednorodzonym”, to czy w takim razie można byłoby na tej podstawie wysunąć wniosek, że posiadał on bezgrzeszna naturę? Coś takiego byłoby nonsensem! Tym, co uczyniło Izaaka kimś „jedynym w swoim rodzaju” (takie znaczenie ma greckie słowo przetłumaczone tu jako „jednorodzony”) nie była jego ludzka natura, ale fakt, że to w jaki sposób przyszedł on na świat było czymś niewytłumaczalnym, gdyż w tamtym czasie zajście w ciąże w przypadku Sary było czymś z ludzkiego punktu widzenia nierealnym (Rzym 4:19). Podobnie też tym, co sprawiło, że Chrystus był Kimś „jedynym w swoim rodzaju” był unikalny i niezwykły fakt połączenia się w Nim dwóch natur – boskiej i ludzkiej. To cudowne Boże działanie, które sprawiło, że „Słowo ciałem się stało” uczyniło Chrystusa Kimś wyjątkowym, czy „jedynym w swoim rodzaju” (Jan 1:14).
Nie ma zatem żadnych podstaw, aby twierdzić, że którykolwiek z w/w tekstów dowodzi przyjęcia przez Chrystusa bezgrzesznego człowieczeństwa. Żaden zresztą inny fragment biblijny czegoś takiego nie potwierdza. Pismo Święte naucza tylko, że pomimo przyjęcia naszej upadłej natury Chrystus zachował doskonałą bezgrzeszność, ponieważ nigdy nie uległ pokusie, nawet w myślach.
- ODPOWIEDZI NA ZARZUTY – II
Ci, którzy uważają, że udziałem Chrystusa musiała być nasza bezgrzeszna natura utrzymują, że Chrystus nie byłby w stanie odeprzeć pokus gdyby Jego ludzka natura, podobnie jak nasza, była pod każdym względem grzeszna. Interesujące jest to, że dokładnie taki sam zarzut postawiono niegdyś poselstwu z 1888 roku. A oto w jaki sposób argumentacji takiej sprzeciwiła się Ellen White:
„Otrzymuję listy, których autorzy twierdzą, że Chrystus nie mógł posiadać takiej samej natury jaką posiada człowiek, bo gdyby tak było wtedy uległby podobnym pokusom. Gdyby jednak Jego udziałem nie była nasza natura wtedy nie mógłby On być naszym przykładem. Gdyby nie przyjął naszej natury nie mógłby też być kuszony tak jak kuszony jest człowiek. Gdyby ulegnięcie pokusie było w Jego przypadku czymś niemożliwym, wtedy nie mógłby On być naszym pomocnikiem. Wzniosłą rzeczywistością było to, że Chrystus przyszedł, aby toczyć bój jako człowiek oraz w imieniu człowieka. Jego pokusa oraz zwycięstwo mówią nam, że ludzkość musi ten Wzór naśladować” (Review and Herald, February 18, 1890).
Apostoł Paweł napisał, że Zbawiciel nie tylko „kuszony był we wszystkim tak jak my” i „zwyciężył świat” (czyli „pożądliwość ciała, pożądliwość oczu i pychę żywota”), ale faktycznie „potępił grzech w ciele” (Rzym 8:3). Oznacza to, że potępił On grzech w naturze, która zdominowana jest przez „prawo grzechu i śmierci”. Fakt zaś, że zdołał On pokonać to prawo, objawiając Bożą sprawiedliwość i niesamolubną miłość w grzesznym ciele, Biblia określa mianem „tajemnicy pobożności”: „Bo bezsprzecznie wielka jest tajemnica pobożności: Ten, który objawił się w ciele, został usprawiedliwiony w duchu” (1Tym 3:16). Zwrot „tajemnica pobożności”, odnoszący się do bezgrzesznego życia Chrystusa w ciele, nie miałby najmniejszego sensu, gdyby Jego udziałem było jedynie bezgrzeszne człowieczeństwo Adama sprzed upadku, gdyż w takich okolicznościach nie byłoby żadną tajemnicą gdyby Chrystus przez całe swoje ziemskie życie pozostawał w doskonałej harmonii z Bożą wolą! O „tajemnicy pobożności” możemy mówić tylko wówczas jeśli przyjmiemy, że Chrystus zachował sprawiedliwość pomimo tego, iż „objawił się w ciele”.
Czy jednak Chrystus faktycznie byłby w stanie odeprzeć pokusy, gdyby Jego ludzka natura została przez Niego odziedziczona na takiej samej zasadzie jak to się dzieje w naszym przypadku? W Liście do Rzymian Paweł wykazuje, że: „Wszyscy są pod grzechem” (2:3), i dlatego: „Nie ma ani jednego sprawiedliwego”. Wynika więc z tego, że żaden posiadający grzeszną naturę człowiek nie jest w stanie o własnych siłach pokonać grzech, i dlatego Biblia mówi, że „nie ma nikogo, kto by czynił dobrze” (Rzym 3:9-12). Apostoł Paweł jednak, informuje nas też, że to czego grzeszny człowiek nie potrafi dokonać własnymi siłami (Rzym 7:14-24), i czego prawo nie mogło dokonać z powodu „ciała”, czyli słabej ludzkiej natury (Rzym 8:3), tego dokonał Bóg w człowieczeństwie swego Syna, pomimo tego iż przyszedł On na ten świat „w postaci grzesznego ciała”.
Chrystus jednak, zachował doskonałą sprawiedliwość w grzesznym ciele nie po to, żeby grzeszny człowiek doszedł do wniosku, że dzięki własnym wysiłkom zdoła odeprzeć pokusy i żyć ponad grzechem. Swoim świętym życiem w ciele Zbawiciel pokazał, że grzeszny człowiek może pokonać wszystkie pokusy grzesznego ciała, ale tylko wtedy, gdy podda się nieograniczonej kontroli Ducha Świętego. Mówiąc o swoim człowieczeństwie, Chrystus powiedział, że „nie może sam od siebie nic czynić” (Jan 5:19.30, i że wszystkie Jego czyny wypływały od Ojca (Jan 14:10-11). Jedynie dzięki poddaniu swej woli Bogu, a swego umysłu kontroli Ducha Świętego, Chrystus mógł odeprzeć wszystkie pokusy i w ten sposób umożliwić nowonarodzonemu człowiekowi życie ponad grzechem. To dzięki niezwykłemu poświęceniu Syna Bożego i dzięki temu czego dokonał On dla nas zachowując świętość pomimo przyjęcia naszej upadłej natury, dane nam zostały „drogie i największe obietnice, abyśmy przez nie stali się uczestnikami boskiej natury, uniknąwszy skażenia, jakie na tym świecie pociąga za sobą pożądliwość” (2Pt 1:4).
Chociaż Biblia zapewnia, że nikt nie jest w stanie żyć bez grzechu o własnych siłach, to jednocześnie zaznacza, że to, co jest dla nas niemożliwe staje się realne, gdy pozwalamy Duchowi Świętemu przejąć nad nim kontrolę: „Według Ducha postępujcie, a nie będziecie pobłażali żądzy cielesnej” (Gal 5:16); „Bo zakon Ducha, który daje życie w Chrystusie Jezusie, uwolnił cię od zakonu grzechu i śmierci” (Rzym 8:2); „Ten, który Jezusa Chrystusa z martwych wzbudził, ożywi i wasze śmiertelne ciała przez Ducha Swego, który mieszka w was” (Rzym 8:11). Zatem, każdy kto twierdzi, że poddane kontroli Ducha Świętego grzeszne człowieczeństwo nie jest w stanie odeprzeć pokus, czy żyć ponad grzechem, wynosi moc szatana i grzechu ponad moc Bożą. Należy też pamiętać, że ta czy jakakolwiek inna próba obrony doskonałej bezgrzeszności Chrystusa kosztem osłabienia mocy Ewangelii jest podważaniem tej wielkiej prawdy Dobrej Nowiny.
Ci, którzy twierdzą, że Syn Boży przyjął jedynie naturę Adama sprzed upadku, zmuszeni są też nauczać, że nie zmagał się On z zamieszkującą grzeszne ciało mocą grzechu. Pogląd taki atakuje żywą naukę Ewangelii Jezusa Chrystusa, która grzesznemu człowiekowi oferuje nie tylko usprawiedliwienie, ale też zbawiającą od grzechu moc Bożą: „Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia” (1Kor 1:18). W Liście do Galacjan znajduje się bardzo poważne ostrzeżenie w stosunku do tych, którzy nauczają innej Ewangelii: „Ale choćbyśmy nawet my albo anioł z nieba zwiastował wam ewangelię odmienną od tej, którą myśmy wam zwiastowali, niech będzie przeklęty! Jak powiedzieliśmy przedtem, tak i teraz znowu mówię: Jeśli wam ktoś zwiastuje ewangelię odmienną od tej, którą przyjęliście, niech będzie przeklęty!” (Gal 1:8-9).
Aby należycie docenić wartość tego czego Bóg dokonał dla nas w Chrystusie, musimy ujrzeć grzech w świetle wielkiego boju pomiędzy Chrystusem i Szatanem. Głównym zaś aspektem tego zmagania jest konflikt pomiędzy prawem Bożym, ugruntowanym na zasadzie miłości agape, która „nie szuka swego” (1Kor 13:5; Mat 22:36-40), a „zakonem grzechu”, którego główną zasadą jest egoizm (Izaj 53:6; Fil 2:21). Te dwie przeciwstawne zasady spotkały się i zwalczały wzajemnie w człowieczeństwie Chrystusa. Z jednej strony, atakujący przez Jego „ciało” szatan desperacko próbował zmusić Chrystusa do tego, by poddał się zasadzie samolubnej miłości i zaczął prowadzić niezależne od Boga życie, podczas gdy z drugiej strony, Duch Święty, któremu poddany był umysł Chrystusa popychał Go w przeciwną stronę. Pomimo tego jednak, że Chrystus był „w postaci grzesznego ciała”, zasada egoistycznej miłości nigdy nie zdołała pokonać dominującej w Jego umyśle, niesamolubnej miłości agape. Było tak dzięki temu, że Zbawiciel nieustannie poddawał swój umysł kontroli Ducha Świętego. Wszystkie próby szatana zawiodły, ponieważ zawsze reakcją Chrystusa na ataki zwodziciela było: „Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie” (Jan 4:34; 5:30; Mat 26:39).
Ten „wielki bój” pomiędzy Chrystusem i szatanem, rozpoczął się w chwili osiągnięcia przez Jezusa odpowiedzialnego wieku, a zakończył na krzyżu, kiedy to szatan wykorzystując skłonności „grzesznego ciała” Chrystusa oraz całą moc kuszenia, po raz ostatni starał się sprawić, by w końcu Zbawiciel uległ zasadzie samolubnej miłości, trzykrotnie nakłaniając Go, by zstąpił z krzyża i zbawił siebie samego (Łuk 23:35-37). Lecz kiedy Chrystus odparł tę ostatnią pokusę, będąc doskonale „posłusznym aż do śmierci” (Fil 2:8), królestwo szatana, razem z jego zasadą egoistycznej miłości zostało na zawsze pokonane (Jan 12:31; Rzym 8:2-3).
Nawiązując do tego odniesionego w naszym imieniu i w naszym grzesznym ciele zwycięstwa, Pan Jezus kieruje do nas pełne pokrzepienia, nadziei i mocy słowa: „Ufajcie, ja zwyciężyłem świat” (Jan 16:33). Znaczenie użytego w tym stwierdzeniu słowa „świat” znajdziemy w natchnionej wypowiedzi apostoła Jana: „Bo wszystko, co jest na świecie, pożądliwość ciała i pożądliwość oczu, i pycha życia, nie jest z Ojca, ale ze świata” (1Jan 2:16). „Świat”, który został pokonany przez Chrystusa to „pożądliwość ciała, pożądliwość oczu, i pycha życia”. Pokrzepiając nas słowami „Ufajcie, ja zwyciężyłem świat”, Chrystus daje nam do zrozumienia, żebyśmy niezachwianie wierzyli w możliwość zwycięstwa nad mocą grzechu, bo chociaż On sam był „kuszony we wszystkim tak jak my”, to nigdy, ani „pożądliwość ciała”, ani „pożądliwość oczu”, ani też „pycha życia” nie zdołały pokonać w Nim zasady miłości agape i zagnieździć się w Jego umyśle.
Innym argumentem mającym przemawiać na korzyść bezgrzesznego człowieczeństwa Chrystusa jest twierdzenie, że wcale nie potrzebował On naszej grzesznej natury, aby być kuszonym. Wolny od upadłej natury Adam był przecież kuszony, a nawet bezgrzeszni aniołowie byli kuszeni – twierdzą zwolennicy tej teorii – i trzeba przyznać, że faktycznie jest w tym sporo racji. Jednakże pomiędzy kuszeniem, jakiego doświadczył wolny od upadłej natury Adam a naszymi pokusami oraz tymi, z którymi musiał zmagać się Pan Jezus, istnieje kolosalna różnica. Życie bezgrzesznego Adama w świętości i zgodzie z Bożym prawem miłości było dla niego czymś naturalnym i niewymagającym najmniejszego wysiłku. Nie tylko grzech, ale sama pokusa była dla niego czymś tak obcym i niezrozumiałym, że Jego grzech określony jest w Biblii mianem „tajemnicy nieprawości”. To, że Adam zgrzeszył było czymś tak bardzo dziwnym i niewytłumaczalnym, że „tajemnica”, to chyba najbardziej trafne określenie popełnionego przez niego przestępstwa.
Z drugiej natomiast strony, kiedy grzeszny człowiek poddaje się pokusie, wówczas czyni coś, co wydaje mu się być czymś naturalnym i harmonizującym z jego skłonnościami i naturą. Zatem twierdzenie, że Chrystus nie musiał przyjmować upadłego człowieczeństwa, żeby podlegać pokusom, i że mógł być kuszony także w bezgrzesznej naturze, choć jest prawdą, to nie wolno nam zapominać o tym, że Chrystus był „kuszony we wszystkim tak jak my” (Hebr 4:15), a nie jak bezgrzeszny Adam. Oznacza to, że diabeł kusił Chrystusa poprzez „ciało” tak samo jak to czyni w naszym przypadku. Doskonały Adam zaś nie mógł być kuszony wewnętrznie, poprzez grzeszną naturę („ciało”), bo jeszcze wtedy jej nie posiadał. Jego pokusa postąpienia wbrew Bożej woli przyszła z zewnątrz i była tak słaba, że nie potrzebował on najmniejszego wysiłku, aby ją odeprzeć. Stąd, kuszenie Adama i jego upadek w Raju nie mogą być identyfikowane z naszymi pokusami i upadkami.
Istnieje ogromna różnica w zmaganiu się z pokusą w przypadku Adama sprzed i po upadku. Jeśli grzech oznacza powiedzenie Bogu „nie”, wówczas podstawową zasadą grzesznej natury byłoby uniezależnienie się od Boga. Już z natury człowiek „szuka swego” i pragnie postępować według własnych egoistycznych pragnień, a grzeszne tendencje są tylko przejawem samolubnej miłości. Bezgrzeszny Adam natomiast był nienaganny w swoim postępowaniu i miał „upodobanie w zakonie Bożym”, podczas gdy nasza cielesna natura „nie poddaje się prawu Bożemu, bo też nie może” (Rzym 8:7). Pomiędzy bezgrzeszną naturą Adama i wypełniającym go Duchem Bożym istniała doskonała harmonia i jedność, ale w przypadku nowonarodzonego wierzącego, Duch i ciało nieustannie ścierają się ze sobą (Jak 5:17). Adam mógł zachować sprawiedliwość dzięki doskonałemu posłuszeństwu względem przykazań, ale w naszym przypadku „z uczynków zakonu nie będzie usprawiedliwiony żaden człowiek” (Rzym 3:28,20; Gal 2:16). A zatem, choć prawdą jest, że Chrystus mógł być kuszony nawet w bezgrzesznej naturze, to jednak okoliczności towarzyszące Jego pokusom byłyby wtedy tak diametralnie różne od tych, które wiążą się z naszymi pokusami, że skierowany do nas przez Niego apel: „ufajcie, ja zwyciężyłem świat”, odebralibyśmy jako słowa bez pokrycia. Podobnie też biblijne stwierdzenie, że „Chrystus kuszony był we wszystkim tak jak my” byłoby niezgodne z prawdą.
Dość popularny stał się również pogląd, który sugeruje, że nawet jeśli Chrystus posiadał bezgrzeszne człowieczeństwo, to nie tylko mógł być kuszony, ale że w zetknięciu z pokusą mógł też cierpieć, i to nawet bardziej niż opierający się pokusie grzeszny człowiek. Domniemanym powodem tego cierpienia miałoby w przypadku Chrystusa być to, że każdy kontakt z pokusą i grzechem wzbudzał w Jego świętej i bezgrzesznej naturze niepojęty dla człowieka ból. Co więcej, ponieważ Chrystus był jednocześnie człowiekiem i Bogiem, dzięki czemu posiadał wrodzoną boską moc, to pokusa użycia tej własnej (boskiej) mocy, niezależnie od Ojca, była tak silna, że ciągłe zmaganie się z nią miało sprawiać Chrystusowi niezrozumiały dla grzesznego człowieka ból. I z tego powodu – jak wyjaśniają zwolennicy tego poglądu – pokusy Chrystusa, pomimo przyjęcia naszej bezgrzesznej natury, mogły być nawet większe niż nasze, a ich odpieranie mogło sprawiać Mu więcej bólu i cierpienia niż nam sprawia zmaganie się z naszymi pokusami. Jednakże, chociaż ten interesujący pogląd wydaje się być dość przekonywujący, to jednak musimy pamiętać o tym, że argument ten może być prawdziwy także tylko wówczas, jeśli przyjmiemy, że w Chrystusie nasze grzeszne człowieczeństwo spotkało się z boską naturą. Jeśli ktoś twierdzi, że pomimo przyjęcia przez Chrystusa bezgrzesznej natury, Jego pokusy były silniejsze niż nasze, to musi też przyznać, że również Adam był kuszony z większą siłą niż my, ponieważ także i jego wrodzona zdolność do czynienia dobra w jego bezgrzesznej naturze była większa niż nasza. W tym wypadku musimy również przyznać, że w sytuacji Adama popełnienie grzechu (uniezależnienie się od Boga) było czymś znacznie łatwiejszym niż w przypadku grzesznego człowieka, a to uczyniłoby grzech Adama wytłumaczalnym i nie byłby on już dłużej „tajemnicą nieprawości”. Co więcej, jeśli dla Chrystusa tak niezwykle ciężko było poddać swoją wolę Bogu (całkowicie uzależnić się od Niego) z powodu Jego wrodzonej Boskiej mocy, to można też dojść do wniosku, że w naszym przypadku, brak tej wrodzonej boskiej mocy (którą posiadał Chrystus) powinien sprawić, że poddanie się Bogu byłoby czymś łatwym. Prawda jednak wygląda zupełnie inaczej, gdyż wszyscy musimy przyznać, że nasze życie w wierze (całkowite poddanie swojej woli Bogu) wymaga stałej walki (1Tym 6:12) i samozaparcia oraz przyjęcia zasady krzyża (Łuk 9:23).
To prawda, że kusząc Chrystusa szatan próbował między innymi nakłonić Go do przejęcia inicjatywy w swoje ręce i postępowania niezależnie od woli Ojca. Musimy jednak pamiętać o tym, że jeśli uznamy, iż Chrystus przyjął bezgrzeszną ludzką naturę, to nakłaniając Go do uniezależnienia się od Ojca, szatan kusiłby Chrystusa do zrobienia tego, co było sprzeczne z niesamolubną naturą Syna Bożego. Z taką pokusą, wolny od grzesznej natury Chrystus, poradziłby sobie o własnych siłach i to z najwyższą łatwością, nie doświadczając najmniejszego nawet cierpienia. Z drugiej zaś strony, jeśli Chrystus wziął na siebie naszą grzeszną naturę, dla której niezależność jest czymś naturalnym, wówczas to, że szatan kusił Go do postępowania według swojej własnej woli jest czymś jak najbardziej zrozumiałym. To właśnie dlatego diabeł namawiał Zbawiciela, aby zstąpił z krzyża i ratował siebie, czyli postąpił zgodnie z wolą i skłonnością grzesznej natury, którą przyjął. Fakt ten czyni również ogromną różnicę pomiędzy kuszeniem jakiego doznał wolny od grzesznej natury Adam, a pokusami człowieka w grzesznym ciele. Problem zmagania się z własnym „ja” jest obcy naturze Boga, tak jak był obcy bezgrzesznej naturze Adama sprzed upadku. Gdyby Chrystus przyjął jedynie bezgrzeszną naturę, wówczas nie mógłby On zmagać się z prawem egoistycznej miłości, które jest nieodłączną częścią grzesznej natury ludzkiej. Dlatego też Szatan nie mógłby kusić Chrystusa poprzez ciało, tak jak to czyni z nami.
Warto zwrócić też uwagę na to, że w swoich wypowiedziach, Chrystus przeciwstawiał swoją (ludzką) wolę woli swojego Ojca: „… staram się pełnić nie moją wolę, lecz wolę tego, który mnie posłał” (Jan 5:30). Już sam fakt, że Chrystus oświadczył, iż nie przyszedł po to, aby pełnić swoją własną wolę, lecz wolę Ojca, może świadczyć o tym, że ta Jego „własna wola” (wynikająca z posiadania upadłego człowieczeństwa) z natury mogła nie harmonizować z wolą Jego Ojca. Wypowiedzią tą Zbawiciel z pewnością nie identyfikuje się z bezgrzesznym człowieczeństwem, ale tym, którego udziałem stało się „prawo grzechu i śmierci”, nakłaniające do realizacji swojej własnej woli, wynikającej z zasady egocentrycznej miłości.
Gdyby ciało Chrystusa pozbawione było tego „prawa grzechu”, wówczas nie musiałby On cierpieć za każdym razem, kiedy odpierał pokusy. Czytamy jednak, że On sam „cierpiał”, gdy był kuszony (Hebr 2:18), że został uczyniony „doskonałym przez cierpienie” (2:10), oraz że nauczył się „posłuszeństwa przez to, co wycierpiał” (5:8). Chrystus osiągnął zwycięstwo w swoim umyśle, ponieważ zawsze poddawał go kontroli Ducha Świętego. Wymagało to jednak cierpienia ciała, gdyż było to „grzeszne ciało” (Rzym 8:3). W przypadku doskonałego Adama, odparcie pokusy nie wymagało krzyżowania jego natury, natomiast w sytuacji, w której znajdował się Chrystus, zwycięstwo nad grzechem wymagało zasady krzyża, o której wspomina apostoł Paweł: „A ci, którzy należą do Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje wraz z namiętnościami i żądzami” (Gal 5:24). Słowo Boże z pewnością nie zachęcałoby nas do tego byśmy „krzyżowali ciało swoje wraz z namiętnościami i żądzami”, gdyby wcześniej proces ten nie miał miejsca w ludzkim życiu naszego Zbawiciela: „Ponieważ więc Chrystus cierpiał w ciele, uzbrójcie się też i wy tą myślą, gdyż kto cieleśnie cierpiał, zaniechał grzechu” (1Piotr 4:1).
Kłamstwo mówiące o tym, że Chrystus przyszedł w bezgrzesznym ciele, spowodowało, że w sercach milionów wierzących, udało się diabłu stłumić wiarę w możliwość zwycięstwa nad mocą i tyranią grzechu w grzesznym ciele. Ten niezgodny z Biblią pogląd utorował drogę dla innej fałszywej doktryny zwanej „antynomianizmem”, według której święte i niezmienne Boże prawo zostało zniesione. Takie są konsekwencje twierdzenia, że Syn Boży przyszedł na ten świat w bezgrzesznej ludzkiej naturze. Bo jeśli przyjmiemy, że tak wyglądało wcielenie Chrystusa, to i zbawienie ludzkości musiałoby się dokonać z pominięciem wymagań prawa, które w Chrystusie nie otrzymałoby tego, czego się od nas domaga, a mianowicie doskonałej sprawiedliwości i uśmiercenia naszej grzesznej natury. W ten sposób również Bóg nie może pozostać „sprawiedliwym (postępującym zgodnie z wymaganiami swojego prawa), usprawiedliwiając tego, który wierzy w Jezusa” (Rzym 3:26).
Skoro wcielenie Syna Bożego jest tak drogocenną prawdą, że jest dla nas „wszystkim”, to niewątpliwie temat ten powinien być przez nas zgłębiany ze szczególną uwagą, pokorą i otwartym dla Ducha Świętego umysłem. Tym bardziej, że niewłaściwe zrozumienie, a jeszcze gorzej, błędne nauczanie tego świętego tematu może stanowić dla nas poważne zagrożenie, gdyż według Słowa Bożego twierdzenie, że Jezus Chrystus nie przyszedł „w ciele” nie pochodzi od Boga: „Umiłowani, nie każdemu duchowi wierzcie, lecz badajcie duchy, czy są z Boga, gdyż wielu fałszywych proroków wyszło na ten świat. Po tym poznawajcie Ducha Bożego: Wszelki duch, który wyznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, z Boga jest. Wszelki zaś duch, który nie wyznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, nie jest z Boga. Jest to duch antychrysta, o którym słyszeliście, że ma przyjść, i teraz już jest na świecie” (1Jan 4:1-3).
Jeśli uważamy, że Jezus Chrystus przyjął bezgrzeszną naturę Adama, to tym samym może On być przykładem tylko dla niego, ale nie dla upadłego człowieka. W tej sytuacji jedyna nasza nadzieja na święte życie tkwiłaby w wykorzenieniu naszej grzesznej natury (herezja perfekcjonizmu), a to z kolei według Biblii nie nastąpi w tym doczesnym życiu. Jeśli zaś, podczas naszej ziemskiej egzystencji uwolnienie się od „ciała grzechu” jest niemożliwością, to jedynym rozwiązaniem jest oczekiwanie na powrót Zbawiciela, bo dopiero wówczas „to, co skażone przyoblecze się w nieskażoność”. Uznając zatem pogląd utrzymujący, że wcielenie Chrystusa nie ma nic wspólnego z grzesznym człowieczeństwem, oraz biorąc pod uwagę to, że od „ciała grzechu” będziemy mogli uwolnić się dopiero podczas powtórnego przyjścia naszego Zbawiciela, nie pozostaje nam nic innego, jak tylko przyznać, że wszystkie biblijne napomnienia oraz zachęty do prowadzenia świętego życia są bezsensowną utopią: „Bo wszystko, co się narodziło z Boga, zwycięża świat, a zwycięstwo, które zwyciężyło świat, to wiara nasza” (1Jan 5:4); „Bo chociaż żyjemy w ciele, nie walczymy cielesnymi środkami. Gdyż oręż nasz, którym walczymy, nie jest cielesny, lecz ma moc burzenia warowni dla sprawy Bożej; nim też unicestwiamy złe zamysły. I wszelką pychę, podnoszącą się przeciw poznaniu Boga, i zmuszamy wszelką myśl do poddania się w posłuszeństwo Chrystusowi” (2Kor 10:3-5).
Z drugiej zaś strony, znajomość prawdziwej Ewangelii, czyli nauki o usprawiedliwieniu przez wiarę w Chrystusa, której podstawą jest biblijna prawda o tym, że Zbawiciel przyszedł „w postaci grzesznego ciała”, i że pomimo tego pokonał grzech w tym ciele, daje każdemu wierzącemu „nadzieję chwały”, czyli nadzieję na odzwierciedlenie Bożego charakteru jeszcze w tym doczesnym życiu. Dlatego też, nie pozwólmy diabłu, aby przy pomocy jakiejś ludzkiej nauki lub „czczego urojenia” przesłonił nam obraz prawdziwego Chrystusa, Chrystusa „doświadczonego we wszystkim, podobnie jak my, z wyjątkiem grzechu” (Hebr 4:15), Chrystusa, który „nie wstydzi się nazywać nas braćmi” (Hebr 2:11), który „ujmuje się nie za aniołami, lecz ujmuje się za potomstwem Abrahama” (Hebr 2:16), który „musiał we wszystkim upodobnić się do braci, aby mógł zostać miłosiernym i wiernym arcykapłanem przed Bogiem dla przebłagania go za grzechy ludu” (Hebr 2:17), który „przeszedł przez cierpienie i próby”, dzięki czemu „może dopomóc tym, którzy przez próby przechodzą” (Hebr 2:18), który został posłany „w postaci grzesznego ciała”, dzięki czemu Bóg „potępił (nasz) grzech (zasadę egocentrycznej miłości) w ciele (w grzesznej ludzkiej naturze Chrystusa)” (Rzym 8:3).
- BOSKO-LUDZKI ZBAWICIEL
Boskość Chrystusa musiała być zjednoczona z naszym grzesznym i wspólnym człowieczeństwem, gdyż tylko takie człowieczeństwo potrzebowało odkupienia. I tylko w ten sposób Chrystus mógł uzyskać prawo by stać się drugim Adamem – zastępcą i reprezentantem upadłego rodzaju ludzkiego. Według W. W. Prescott’a jednego z pionierów naszego kościoła, prawda ta stanowi serce chrześcijańskiego poselstwa i była też adorowana przez Ellen White. W jednym z sześciu kazań z cyklu „Bosko-ludzka Rodzina”, wygłoszonych podczas obrad Generealnej Konferencji w 1895 roku Prescott powiedział:
„Jakie znaczenie ma dla nas to, że Jezus Chrystus stał się drugą głową ludzkiej rodziny? Oznacza to, że kiedy Adam został stworzony wtedy wszyscy członkowie tej ludzkiej rodziny zostali stworzeni w nim, i tak samo, kiedy ten drugi człowiek został stworzony ‘przez Boga w sprawiedliwości i prawdziwej świętości’, wtedy wszyscy członkowie tej rodziny również zostali w Nim stworzeni. Oznacza to, że tak jak Bóg widział w Adamie wszystkich członków ludzkiej rodziny, tak też w Chrystusie – drugim ojcu tej rodziny, Bóg widział wszystkich swoich synów i córki, wszystkich swoich potomków, wszystkich, którzy należą do tej rodziny. Oznacza to, że Chrystus był reprezentantem ludzkości, i cała ludzkość była skupiona w Nim. Kiedy przyjął On ciało, to przyjął również ludzkość, i tym sposobem stał się Ojcem tej bosko-ludzkiej rodziny. Ciało (upadła ludzka natura), które przyjął, i w którym mieszkał, było naszym ciałem i my byliśmy tam w Nim a On w nas, tak jak to, co Abraham uczynił, to też i Lewi uczynił w nim. I jest to najwznioślejsza chrześcijańska prawda, faktycznie jest ona chrześcijaństwem, stanowi on jądro, życie i serce chrześcijaństwa. On wziął nasze ciało, dzięki czemu ludzkość znalazła się w Nim, i dlatego to, czego On dokonał, tego i ludzkość dokonała w Nim” (The Divine-Human Family, 1895, General Conferrence Bulletin, 8, 9).
Ponieważ Chrystus był jednocześnie i Bogiem i człowiekiem, z tego względu był On nie tylko kimś wyjątkowym i jedynym w swoim rodzaju (takie jest znaczenie słowa „jednorodzony”), ale stał się również paradoksem, gdyż to, kim był On jako Bóg stało w sprzeczności względem tego, co przyjął On jako człowiek. Fakt ten jest w Biblii wyrażony jako wielka tajemnica wcielenia, której nasze ograniczone ludzkie umysły nie są w stanie w pełni ogarnąć, ale akceptujemy ją wiarą, gdyż tak mówi Słowo Boże.
Jednym z błędów, jakie popełnili przewódcy wczesnego kościoła chrześcijańskiego było to, że próbowali oni pogodzić Boskość Chrystusa z Jego człowieczeństwem. Wielu z nich nie mogło zaakceptować tego, że święty Bóg mógł mieszkać w grzesznym ludzkim ciele, albo tego, że jedna osoba mogła być jednocześnie i w pełni Bogiem i człowiekiem. To zapoczątkowało wielkie chrystologiczne spory, które trwały przez niemal cztery stulecia. Spory te doprowadziły do tego, że jedni odrzucili boskość Chrystusa a inni podważali Jego prawdziwe człowieczeństwo.
Inny błąd, którego nie ustrzegli się ojcowie kościoła, a także wielcy szesnastowieczni reformatorzy, polegał na tym, że nie potrafili oni oddzielić boskiej natury Chrystusa od Jego ludzkiej natury. Jednakże dzięki zrozumieniu, jakim Bóg obdarzył Ellen White, Kościół Adwentystów przyjął w tej kwestii prawidłowe stanowisko, według którego te dwie natury Chrystusa (boska oraz ludzka) były odrębnymi, ale jednocześnie zjednoczonymi w Chrystusie naturami. „W Chrystusie boskość połączona została z człowieczeństwem. Boskość nie została zdegradowana do człowieczeństwa, boskość zachowała swoją pozycję, ale człowieczeństwo poprzez zjednoczenie z boskością zdołało przetrwać największą próbę pokuszenia, jaka miała miejsce na pustyni” (Selected Messages, 1:408).
Jeśli chcemy prawidłowo zrozumieć, jaką ludzką naturę przyjął Chrystus oraz uchwycić znaczenia paradoksu wynikającego z Jego podwójnej natury, niezmiernie ważne jest, abyśmy zawsze zachowali odrębność Jego dwóch natur. Dzięki temu wiele wątpliwości, jakie budzi pogląd o przyjęciu przez Chrystusa grzesznej ludzkiej natury zostanie rozwianych.
Według Ellen White „Przyjmując człowieczeństwo Chrystus utożsamił się z każdą ludzką istotą. Stał się Głowa ludzkości. Będąc jednocześnie Istotą boską jak i człowiekiem, swoim ludzkim ramieniem mógł objąć ludzkość, a swoim boskim ramieniem był w stanie uchwycić się tronu Wiekuistego” (Selected Messages,1, 252).
Prawda wyrażona w tym oświadczeniu wymaga od nas byśmy wierzyli i nauczali, że nie było żadnej różnicy pomiędzy naszą potrzebująca odkupienia naturą a naturą, która przyjął Chrystus, aby stać się Zbawicielem świata. Oprócz tego, że Chrystus nigdy nie zgrzeszył, każda inna różnica, którą czynimy pomiędzy ludzka naturą, która przyjął a naturą, która oddziela nas od Boga, niszczy Bożą drabinę, zbudowaną w celu połączenia upadłej ludzkości z Bożym tronem.
Studiując Biblię a szczególnie Nowy Testament odkryjemy wiele paradoksów istniejących pomiędzy boską naturą Chrystusa, która była Jego rdzenną naturą oraz Jego człowieczeństwem, które było naszą wspólną grzeszną naturą, którą przyjął On przy wcieleniu, aby stać się Zbawicielem świata. Zwróćmy teraz uwagę na kilka takich paradoksów.
Przez jednego i tego samego autora biblijnego, jakim był Łukasz, Chrystus jako Bóg jest nazwany Synem Bożym (Łuk 1:35), zaś jako człowiek określony został mianem Syna Człowieczego (Łuk 19:10). Te hebrajskie wyrażenia oznaczają po prostu, że Chrystus był jednocześnie i Bogiem i człowiekiem. Podobnie apostoł Paweł mówi nam, że Chrystus był równy swojemu Ojcu (Fil 2:6), a zaraz potem dodaje, że aby zbawić upadłą ludzkość wyzbył się On swych boskich przywilejów i stał się podobnie jak ludzie istotą podlegająca Bogu (w.7). Jako Syn Boży Chrystus był równy Bogu, ale w tym samym czasie, jako Syn Człowieczy zniżył się do poziomu Bożego sługi.
Jako Bóg Chrystus był Istotą samoistniejącą, gdyż miał w Sobie życie (Jan 1:4). Początkowo pionierzy naszego kościoła mieli problemy ze zrozumieniem tego faktu, ale Ellen White rozwiała te wątpliwości, kiedy z Bożej inspiracji napisała, że „w Chrystusie jest życie oryginalne (pierwotne), niezapożyczone, niedarowane” („In Christ is life, original, unborrowed, underived”) (Desire of Ages, 530). Jednakże, jako człowiek Chrystus miał początek, „narodził się z niewiasty” (Gal 4:4), Jego życie stało się śmiertelne, poddane śmierci (Heb 2:14-15). I to właśnie to ludzkie życie – nasze wspólne potępione życie – było tym, które na zawsze zmarło na krzyżu, jako kara za grzech. W zamian za to Bóg obdarzył nas wiecznym życiem Swojego Syna (1Jan 5:11-12). Wszystko to było możliwe, ponieważ Chrystus – Bóg i Człowiek, był paradoksem.
Jako Bóg, Chrystus był Duchem (Jan 4:24), ale jako człowiek „ciałem się stał i zamieszkał między nami” (Jan 1:14). Ponownie dostrzegamy tu paradoks podwójnej natury Chrystusa. Z tego powodu nie mógł On znajdować się w dwóch różnych miejscach w tym samym czasie. Zaakceptował to ograniczenie, aby móc być naszym Zbawicielem. Natchniony wieczną miłością, nie tylko zjednoczył się z upadłą rasą, ale przez całą wieczność będzie stanowił tę jedność z odkupioną ludzkością.
Jako Bóg Chrystus był równy swemu Ojcu, jednakże poprzez zjednoczenie się z nami, nie tylko wyzbył się swoich boskich przywilejów, ale stał się sługą Boga, całkowicie zależnym od swego Ojca (Fil 2:6-7; Jan 5:19,30). Pomimo tego jednak, w przeciwieństwie do nas Chrystus jest czystą i niesamolubną miłością agape (1Jan 4:8,16).
A zatem Chrystus, który z natury był Istotą całkowicie niezależną (Jan 10:18) stał się kimś całkowicie zależnym od Boga (Jan 5:19,30). Ten, który był z natury nieśmiertelny (1Tym 1:17) stał się śmiertelnym człowiekiem (Heb 2:14,15). Ten, który był Prawodawcą (Jak 4:12) sam znalazł się „pod prawem” (Gal 4:4). Takie są właśnie te wielkie paradoksy związane z bosko-ludzką Osobą naszego Zbawiciela. Jednakże największym i najbardziej chwalebnym paradoksem jest to, że bezgrzeszny Syn Boży z własnej woli stał się za nas „grzechem”, tak abyśmy my grzesznicy mogli stać się sprawiedliwością Bożą w Nim (2Kor 5:21).
Niestety, niektórzy ograniczają tę chwalebną prawdę wyłącznie do tego czego Chrystus dokonał na krzyżu. Tym sposobem ograbiają oni również Boga z Jego chwały, Jego ofiarnej miłości, ograniczając ją jedynie do tego, co miało miejsce na Golgocie. Jednakże Chrystus zamanifestował Bożą niesamolubną Bożą miłość poprzez związanie się z naszym upadłym człowieczeństwem. To prawda, że krzyż był nadrzędnym objawieniem tej miłości, ale nie wolno nam ograniczać Bożej chwały jedynie do krzyża, tym bardziej, że na krzyżu Zbawiciel spędził jedynie sześć godzin, podczas gdy obarczony naszym człowieczeństwem objawiał Bożą niesamolubną miłość od momentu swoich narodzin aż do śmierci, dźwigając krzyż samozaparcia przez całe swoje ziemskie życie. Gdyby tak nie było, pustosłowiem byłoby Jego skierowane do uczniów wezwanie do codziennego niesienia krzyża poprzez zapieranie się własnego ja (Łuk 9:23).
Zawsze musimy pamiętać o tym, że Chrystus z własnej woli stał się jednym z nas pomimo tego, że był jedno z Ojcem i cieszył się wszystkimi przywilejami boskości. Powodem tego jest wielka Boża miłość (Jan 3:16). Kiedy Chrystus umierał na krzyżu, tym samym położył kres naszej potępionej wspólnej egzystencji. Rasa Adama, która stała pod przekleństwem prawa została uśmiercona w Jezusie Chrystusie (Jan 12:31; Gal 3:13). Bóg jednak nie pozwolił na to, byśmy pozostali w grobie w Chrystusie. Dobrą nowiną jest to, że przez darowanie nam Swojej wiecznej egzystencji – życia, które Chrystus podporządkował Ojcu przy wcieleniu i na krzyżu, Bóg wskrzesił nas wraz z Chrystusem. Także, kiedy Zbawiciel wstąpił do nieba i usiadł po prawicy Ojca, my również uczyniliśmy to w Nim (Efez 2:6).
Tym sposobem, przez swoją śmierć oraz zmartwychwstanie Chrystus pokonał drugą śmierć zastępując ją wiecznością (2Tym 1:8-10; Obj 20:6). Wszystko czym jesteśmy w wyniku upadku, tym Chrystus został uczyniony przy wcieleniu, ale dzięki temu przez Jego życie, śmierć i zmartwychwstanie, w Nim my uczynieni zostaliśmy tym wszystkim czym On sam jest. I to właśnie ten fakt sprawia, że ewangelia zasługuje na miano niezwykłej i najwspanialszej dobrej nowiny. Wierzę, że do zwiastowania tego cudownego poselstwa Bóg powołał ruch adwentowy, by przed nastaniem końca chwałą tej cudownej prawdy oświecić cały świat.
Prawda ta mówi o tym, że my, którzy byliśmy duchowo martwi, staliśmy się w Chrystusie duchowo ożywieni (Efez 2:5). To odnowienie dokonane przez Ducha Świętego, staje się możliwe dla wszystkich, którzy przyjmują Chrystusa, aby doświadczyć nowonarodzenia i stać się ponownie świątynią Boga (1Kor 3:16). Jednakże to nowonarodzenie stanowi jedynie „pierwociny” błogosławionej nadziei, którą mamy w Chrystusie (Rzym 8: 23). Dopiero kiedy Chrystus powróci, by nas – wierzących zabrać do nieba, w pełni uświadomimy sobie bogactwo chwały Jego łaski, którą nas grzesznych obdarzył (Efez 2:7; 1Pt 1:3-6).
Kiedy Jezus unicestwił nasze grzeszne życie na krzyżu i zastąpił je Swoim wiecznym i sprawiedliwym życiem przy zmartwychwstaniu, tym samym stworzył nową ludzkość. To właśnie to miał na myśli Paweł, kiedy oświadczył wierzącym w Koryncie, że ten kto „jest w Chrystusie (to znaczy każdy kto wiarą akceptuje swoją nową historię w Chrystusie) nowym jest stworzeniem. Stare rzeczy przeminęły, oto wszystko stało się nowe” (2Kor 5:17).
- UPADEK I ODNOWIENIE CZŁOWIEKA
Gdy Adam został stworzony przez Boga w Raju, był istotą pod każdym względem doskonałą. Niestety, popełniony przez niego grzech spowodował, że cała jego (a także nasza) natura uległa zepsuciu, zarówno pod względem duchowym, jak i moralnym oraz fizycznym. Plan zbawienia musiał zatem obejmować odkupienie, oczyszczenie i odnowienie tego grzesznego człowieczeństwa na wszystkich tych trzech płaszczyznach. Spróbujmy więc wyjaśnić sobie, w jaki sposób Pan Jezus w świętej historii swojego życia i śmierci uwolnił nas od tych trzech skutków grzechu:
ASPEKT DUCHOWY:
W przeciwieństwie do zwierząt, człowiek został stworzony jako istota duchowa. Współczesne badania antropologiczne, wykazały, że ludzie żyjący nawet wśród najbardziej prymitywnych społeczności, zawsze dążą do oddawania czci jakiejś formie boga. Pierwotnym celem Stwórcy było to, że miał On zamieszkać w człowieku, aby przez niego objawić Swoją chwałę. Od wieczności celem Bożym było, aby każda stworzona przez Niego istota, od aniołów do człowieka, była świątynią zamieszkałą przez Ducha Bożego.
Niestety, gdy Adam zbuntował się przeciwko Bogu, w tym samym momencie Duch Święty opuścił go, a jego życie ogarnęła ciemność. W ten sposób wypełniło się ostrzeżenie dane naszym pierwszym rodzicom: „albowiem dnia, którego jeść będziesz z niego, śmiercią umrzesz” (1Moj. 2:17-BG). Natychmiastowym wynikiem upadku Adama i Ewy była ich duchowa śmierć, która potem dotknęła wszystkich ludzi. Dlatego też, wszyscy ludzie przychodzą na ten świat jako istoty duchowo „martwe” (Efez. 2:1,5) i „odłączone od Boga” (Izaj. 59:2).
Przy wcieleniu, boskość Chrystusa została w łonie Marii tajemniczo zjednoczona z naszym człowieczeństwem. To człowieczeństwo, które otrzymał Chrystus przez Marię było duchowo martwe. W chwili jednak, kiedy zostało ono zjednoczone z boskością, poprzez związek z obecnym w Chrystusie od samego poczęcia Duchem Świętym (Łuk.1:35), to upadłe człowieczeństwo zostało duchowo ożywione. W ten sposób, już od chwili poczęcia, człowieczeństwo Chrystusa było tym samym, które staje się udziałem wierzącego człowieka w chwili nowonarodzenia.
Z tego powodu nie wolno porównywać grzesznej ludzkiej natury Chrystusa z naturą niewierzącego i nienawróconego człowieka, który jest duchowo martwy. Pomiędzy naturą człowieka wierzącego i niewierzącego istnieje znacząca różnica; Prawdziwie wierzący człowiek, to ktoś kto z doświadczenia wie czym jest prawdziwa pokuta. W języku greckim słowo przetłumaczone jako „pokuta” dosłownie znaczy „zmiana umysłu”. Świadczy to o tym, że wola takiej nawróconej osoby harmonizuje z wolą Boga i „ma upodobanie w zakonie Bożym” (Rzym. 7:22.25). Nie jest to natomiast prawdą w przypadku niewierzącego, którego umysł ciągle jeszcze jest nienawrócony (niezmieniony) i „nie poddaje się zakonowi Bożemu, bo też nie może” (Rzym. 8:7; Efez. 2:3).
Warto przy tym dodać, że to, iż wierzący staje się duchowo ożywiony w wyniku nowonarodzenia, jest zasługą tylko i wyłącznie tego, że najpierw został On duchowo ożywiony w Chrystusie („ostatnim Adamie”) przy Jego wcieleniu, gdy boskość została połączona z naszym człowieczeństwem. Stąd, nowonarodzenie jest owocem rzeczywistości przygotowanej w Chrystusie dla wszystkich ludzi, już dwa tysiące lat temu. To nowonarodzenie, określone przez Pawła „zaczątkiem Ducha” (Rzym. 8:23) jest tym, co zmienia położenie wierzącego tak, że teraz święte życie i przestrzeganie prawa stają się częścią jego pragnień (Hebr. 8:10). Chociaż upadły człowiek jest zdeprawowany do tego stopnia, że sam nie jest w stanie poddać się prawu Bożemu, to jednak ten sam człowiek, kiedy zostaje duchowo ożywiony poprzez mieszkającego w nim Ducha Bożego zauważa, że święte życie staje się teraz dla niego czymś realnym. Sprawiedliwe zaś i uświęcone życie Zbawiciela jest dla tego nawróconego człowieka praktycznym przykładem i celem (Fil. 3:12-14; Rzym. 13:14; 2Kor. 3:17.18).
ASPEKT MORALNY:
W bezgrzesznym Edenie Bóg stworzył Adama na Swoje podobieństwo. Oznaczało to, że jego natura zdominowana była przez nieskazitelną świętość i sprawiedliwość. Istniała doskonała harmonia pomiędzy świętym Bożym prawem, a moralną naturą Adama, co pozwoliło mu na idealnie zgodne z przykazaniami postępowanie, i to w sposób naturalny oraz spontaniczny.
Na skutek jednak upadku, ta wcześniej bezgrzeszna – również w sferze moralnej – natura, uległa zepsuciu i została zdominowana przez prawo samolubnej miłości.
„Przez nieposłuszeństwo” – wyjaśnia E. White – „jego (Adama) moce uległy degeneracji a egoizm zajął miejsce miłości. Przez przestępstwo, jego natura została tak bardzo osłabiona, że pokonanie mocy zła własnymi siłami stało się dla niego niemożliwością „ (SC 7).
Kiedy Chrystus przyjął nasze człowieczeństwo, to chociaż już od poczęcia było ono duchowo ożywione, to Jego moralna natura nadal posiadała wrodzoną sobie skłonność do przesadnego koncentrowania się na sobie i znajdowała się pod presją prawa grzechu. Podobnie też jest w przypadku nawróconego człowieka, gdyż to, że stał się on duchowo ożywiony nie oznacza jeszcze, że jego natura doznała zmiany również w sferze moralnej.
Przyjęcie przez Syna Bożego naszej upadłej – również na płaszczyźnie moralnej – natury, było głównym powodem, tego że święte życie Chrystusa zawsze wymagało zasady krzyża i zmagania się z charakterystycznym dla upadłej natury „prawem grzechu”. Chociaż Jego umysł był w pełni poddany woli Bożej, tak że żadna grzeszna inklinacja czy zła skłonność nie była w stanie zadomowić się tam, to Jego „ciało” (grzeszna ludzka natura) zdominowane było zasadą, która obejmuje cały rodzaj ludzki – zasadą skłonności do miłowania własnego „ja”. Oznacza to, że w przypadku Chrystusa, święte życie nie było jedynie naśladowaniem naturalnych skłonności, tak jak to było w przypadku bezgrzesznego Adama, ale wymagało stałej walki z „pożądliwością ciała, pożądliwością oczu i pychą żywota”.
Kiedy Chrystus oświadczył swoim uczniom: „Ufajcie, ja zwyciężyłem świat” (Jan. 16:33), to miał na myśli zwycięstwo nad „ciałem” (1Jan. 2:16). Według Piotra, wszystkie cierpienia Chrystusa, które miały pozytywny wpływ na kształtowanie się Jego doskonałego charakteru, miały miejsce w Jego „ciele”, czyli w grzesznej naturze: „Ponieważ więc Chrystus cierpiał w ciele, uzbrójcie się też i wy tą myślą” (1Piotr. 4:1). Było to możliwe tylko przy założeniu, że Chrystus przyszedł „w postaci grzesznego ciała”, i że pomimo tego zdołał odnieść zwycięstwo nad wszystkimi grzesznymi pragnieniami, wynikającymi z przyjęcia upadłego człowieczeństwa również w sferze moralnej.
Po zachowaniu doskonałego posłuszeństwa i odniesieniu całkowitego zwycięstwa nad grzechem „w ciele”, Chrystus zaniósł to potępione ciało na krzyż, gdzie następnie zostało ono raz na zawsze unicestwione. Tym sposobem, Zbawiciel „potępił grzech w ciele” i na zawsze stał się „autorem” i „dokończycielem” zbawienia wszystkich wierzących. Świadomość tego pełnego i doskonałego pod każdym względem zbawienia, daje upadłemu człowiekowi nadzieję, zarówno na usprawiedliwienie, jak i uświęcenie. Przy czym należy pamiętać, że nie tylko usprawiedliwienie, ale i uświęcenie dostępne jest tylko i wyłącznie przez wiarę.
ASPEKT FIZYCZNY:
Przyjmując nasze grzeszne człowieczeństwo Syn Boży zidentyfikował się nie tylko z naszymi słabościami moralnymi, ale także fizycznymi. To właśnie dlatego był On podatny na zmęczenie, starzenie się czy śmierć.
Ale kiedy już Pan Jezus odkupił i oczyścił na krzyżu nasze grzeszne człowieczeństwo (jako drugi Adam i nasz Reprezentant), wtedy powstał z martwych w przemienionym (uwielbionym) ciele. Było to ciało przemienione zarówno moralnie jak i fizycznie. Następnie to uwielbione i doskonałe pod każdym względem ciało, zabrał do nieba, gdzie zarezerwowane jest ono dla nas do czasu Jego chwalebnego powrotu.
Ta wspaniała prawda stanowi „błogosławioną nadzieję” wszystkich nowonarodzonych wierzących: „Albowiem sądzę, że utrapienia teraźniejszego czasu nic nie znaczą w porównaniu z chwałą, która ma się nam objawić. Bo stworzenie z tęsknotą oczekuje objawienia synów Bożych, … w nadziei, Że i samo stworzenie będzie wyzwolone z niewoli skażenia ku chwalebnej wolności dzieci Bożych. Wiemy bowiem, że całe stworzenie wespół wzdycha i wespół boleje aż dotąd. A nie tylko ono, lecz i my sami, którzy posiadamy zaczątek Ducha, wzdychamy w sobie, oczekując synostwa, odkupienia ciała naszego” (Rzym. 8:18-23); „Nasza zaś ojczyzna jest w niebie, skąd też Zbawiciela oczekujemy, Pana Jezusa Chrystusa, Który przemieni znikome ciało nasze w postać, podobną do uwielbionego ciała swego, tą mocą, którą też wszystko poddać sobie może” (Filip. 3:20-21).
W świetle tej cudownej Dobrej Nowiny, człowieczeństwo Pana naszego Jezusa Chrystusa, faktycznie jest dla nas „wszystkim”. Ta doskonała pod każdym względem Wieczna Ewangelia, która niegdyś głoszona była przez apostołów, musi być dzisiaj ponownie przedstawiona naszemu pogrążonemu w ciemnościach światu, zanim jeszcze nastanie koniec. Żeby jednak móc zwiastować tę Ewangelię z mocą, musimy sami zaakceptować ją w całości taką, jaka została objawiona w Słowie Bożym wraz z prawdą o ludzkiej naturze Pana Jezusa, która jest dla nas „wszystkim”. Bo „jakże my ujdziemy cało, jeżeli zlekceważymy tak wielkie zbawienie?” (Hebr. 2:3).
„A Duch i oblubienica mówią: Przyjdź! A ten, kto słyszy, niech powie: Przyjdź! A ten, kto pragnie, niech przychodzi, a kto chce, niech darmo weźmie wodę żywota” (Obj. 22:17).
Amen!
- POSELSTWO TRÓJANIELSKIE
Prawda o człowieczeństwie Chrystusa ma ścisły związek z poselstwem trójanielskim. W 1888 roku Waggoner i Jones postawili znak równości pomiędzy poselstwem trójanielskim z czternastego rozdziału księgi Objawienia a prawdą o usprawiedliwieniu z wiary. I kiedy wielu w korespondencji kierowanej do Ellen White wyraziło swój sprzeciw względem tego twierdzenia, wtedy ona odpowiedziała im w następujący sposób: „Niektórzy napisali do mnie pytając czy poselstwo o usprawiedliwieniu przez wiarę jest poselstwem trójanielskim, a ja odpowiedziałam: To prawdziwie jest poselstwo trójanielskie” (Review and Herald, 1 April 1890).
Poselstwo trójanielskie stanowi unikalną adwentystyczną doktrynę. Wiąże się ono z odnowieniem i zwiastowaniem wiecznej ewangelii w całej jej pełni i krasie. Poselstwo to stanowi jednocześnie wypełnienie proroctwa danego nam przez Chrystusa w 24 rozdziale ewangelii Mateusza, gdzie czytamy, że „ta ewangelia głoszona będzie po całym świecie na świadectwo wszystkim narodom, a wtedy nastanie koniec” (w.14).
Kiedy ta wieczna ewangelia będąca jednocześnie poselstwem trójanielskim będzie zwiastowana wszystkim mieszkańcom ziemi (Obj 14: 6) wtedy żaden zgubiony w wyniku odrzucenia tej dobrej nowiny grzesznik nie będzie miał żadnej wymówki. Czas łaski się wówczas skończy i nastanie koniec.
Skoro zatem to zainicjowane w 1888 roku poselstwo będące odnowioną wieczną ewangelią i jednocześnie poselstwem trójanielskim ma tak doniosłe znaczenie, musimy wyjaśnić sobie jakie obejmuje ono aspekty i czym różni się od poselstwa, które głoszone jest dzisiaj przez niemal wszystkich ewangelicznych chrześcijan (w tym przez większość naszych kaznodziejów i współwyznawców).
W 14 rozdziale księgi Objawienia czytamy, że pierwszy anioł „miał ewangelie wieczną, aby ją zwiastować” całemu światu (w.6). Jest to prawda ewangelii w pełni odnowiona i głoszona jako ostateczne poselstwo Bożej miłości i nadziei dla zgubionego świata. Jest to poselstwo, które ostrzega świat informując go o tym, że nastała godzina sądu Bożego, oraz że jedyną nadzieją ludzkości w czasie tego sądu jest sprawiedliwość Chrystusa przyjęta przez wiarę.
Drugi anioł przyłącza się do pierwszego oświadczając, że Babilon upadł, ponieważ odstąpił od prawdy ewangelii wiecznej. Słowo „Babilon” stanowi połączenie dwóch słów: „bab” oraz „el”. Słowo „bab” oznacza „bramę”, a „el” jest semickim słowem, które należy przetłumaczyć jako „Bóg”. Możemy zatem założyć, że użyte w Obj. 14 słowo Babilon odnosi się do tych, którzy starają się dotrzeć do bram nieba (lub Boga) poprzez swoje własne wysiłki. Starotestamentowa historia o wieży Babel jest dobrym przykładem takich ludzkich prób sięgania bram nieba o własnych siłach. Oto, w jaki sposób sam słynny władca babiloński Nebukadnezar podsumował fundamentalną zasadę, na bazie której powstał wielki Babilon: „Czyż nie to jest ten Babilon wielki, który ja w sile mocy mojej zbudowałem, aby był stolicą królestwa i ku ozdobie sławy mojej?” (Dan 4:30). Fundamentem tym jest zasada własnego ja i własnych osiągnięć. Według proroka Daniela powodem, dla którego starożytny Babilon upadł, było to, że kolejny władca dopuścił się tego samego grzechu, świadomie odrzucając autorytet Boga i nie oddając Mu chwały (Dan 5:17-28).
Zauważmy też, że ten drugi anioł z Obj. 14 nie dodaje niczego do poselstwa ewangelii wiecznej, ale jedynie oznajmia światu, że duchowy Babilon upadł, ponieważ zwiódł cały świat swoją wypaczoną ewangelią zbawienia. Ewangelia ta jest skażona własną ludzką sprawiedliwością, która w oczach Bożych jest jedynie „splugawioną szatą”. Taka zaś ewangelia nie jest w stanie nikogo zbawić, choćby ze względu na to, że jej podstawą jest egoizm (Izaj 64:6).
Także trzeci anioł, podobnie jak drugi, nie podąża oddzielnie, ale również przyłącza się do mającego ewangelię wieczną pierwszego anioła i doniosłym głosem ostrzega świat, mówiąc że wszyscy, którzy świadomie i dobrowolnie odrzucą dar sprawiedliwości Chrystusa, czego wyrazem będzie przyjęcie znamienia bestii, zostaną przez Boga osądzeni i potępieni (Obj 14:9-12; Mat 25:41). Znamię bestii stanie się zewnętrznym znakiem polegania na własnej sprawiedliwości. W czasie końca będzie to wyrażone poprzez przyjęcie niedzieli jako fałszywego dnia odpoczynku, którego przeciwieństwem jest sabat, będący symbolem Bożego odpocznienia w Chrystusie i ukończonego dzieła ewangelii (dzieła, do którego człowiek nie może niczego od siebie dodać). Przyjęcie znamienia bestii jest równoznaczne z odpocznieniem (zbawieniem), którego podstawą jest własna sprawiedliwość a nie sprawiedliwość Chrystusa. Bożą zaś pieczęcią opatrzeni są ci, którzy są Bogu wierni, i którzy zachowują będący Bożym dniem odpoczynku siódmy dzień – sabat, jako zewnętrzny znak usprawiedliwienia przez wiarę w doskonałą sprawiedliwość Chrystusa. To właśnie z tego powodu poselstwo trzeciego anioła jest faktycznie wyłącznie poselstwem o usprawiedliwieniu z wiary.
Jaka jest jednak różnica pomiędzy tym poselstwem a nauką o usprawiedliwieniu z wiary głoszoną przez ewangelicznych chrześcijan?
Poselstwo o usprawiedliwieniu z wiary z 1888 roku miało i nadal ma do zaoferowania coś więcej niż popularny pogląd prezentowany przez chrześcijańskie kościoły w tamtym i obecnym czasie. Według tego popularnego i powszechnie przyjętego w świecie protestanckim poglądu sprawiedliwość z wiary sprowadza się do tego, że Bóg uznaje za sprawiedliwego tego grzesznika, który wierzy w Chrystusa. Nauka ta ogranicza usprawiedliwienie jedynie do legalnego oświadczenia, które zostaje przypisane wierzącemu. Usprawiedliwienie to jednak nie obejmuje subiektywnego doświadczenia. Według zaś poselstwa z 1888 roku prawda o usprawiedliwieniu przez wiarę wykracza poza to legalne oświadczenie i faktycznie prowadzi do przeobrażenia grzesznego serca sprawiając, że wierzący grzesznik staje się posłuszny wszystkim Bożym przykazaniom. Poselstwo to miało ścisły związek ze służbą Chrystusa w niebiańskiej świątyni, a szczególnie z wielkim dniem pojednania i oczyszczeniem niebiańskiej świątyni, które rozpoczęło się w 1844 roku i będzie trwało aż do końca czasu łaski.
Powodem, dla którego poselstwo z 1888 roku zostało uznane za kontrowersyjne była jego unikalna definicja usprawiedliwienia z wiary. Wielu z tych, którzy są mocno przywiązani do ewangelicznej definicji usprawiedliwienia potępiają każdego kto do tej doktryny dodaje subiektywne doświadczenie. Kościół Adwentystów próbował rozwiązać ten spór podczas konferencji w Palmdale w 1976 roku, kiedy to adwentystyczni przywódcy i teolodzy spotkali się, aby przedyskutować to zagadnienie. Niestety, konferencja ta nie zdołała rozwiązać tego problemu, w wyniku czego spór na ten temat trwa do dzisiaj. Czy sprawiedliwość z wiary powinna być ograniczona jedynie do usprawiedliwienia (uniewinnienia), czy powinna też zawierać w sobie element uświęcenia?
W Biblii, a w szczególności w listach apostoła Pawła prawda o usprawiedliwieniu z wiary często przedstawiana jest jako przeciwieństwo usprawiedliwienia z uczynków (Dz Ap 13:39; Rzym 3:28; 9:30-33; Gal: 2:16). W całym Piśmie Świętym sprawiedliwość przez wiarę ukazana jest jako Boży sposób zbawienia grzeszników, który przeciwstawiony został ludzkim próbom zbawienia się o własnych siłach. W odróżnieniu od starego przymierza ten Boży sposób nosi w Biblii nazwę nowego albo wiecznego przymierza. Ponieważ nasze uczynki nie mogą być uznane za zasługę będącą w stanie wyjednać nam przebaczenia, i ponieważ nie są one w stanie nawet w najmniejszym stopniu przyczynić się do naszego usprawiedliwienia gwarantującego nam niebo, z tego powodu wielu upiera się przy twierdzeniu, że uświęcenie, choć jest ważne, to nie może być częścią usprawiedliwienia z wiary.
Niestety ten nieopatrzny wniosek jest wynikiem braku pełnego zrozumienia prawdy ewangelii. To błędne pojęcie oparte jest na niewłaściwym uchwyceniu tego wszystkiego od czego Chrystus zbawił nas podczas Swojej ziemskiej misji. Przez ograniczenie zbawienia, którego dokonał Chrystus na krzyżu dla całego rodzaju ludzkiego do jedynie zbawienia od winy i kary za grzech, ograniczamy naukę o sprawiedliwości z wiary do wyłącznie legalnego oświadczenia, które jest pozbawione zbawienia w odniesieniu do osobistego doświadczenia wierzącej osoby. Pogląd taki jest wynikiem przyjęcia mylnego pojęcia na temat tego jakie człowieczeństwo stało się udziałem Chrystusa przy wcieleniu.
Wyłącznie w świetle prawdziwej i pełnej ewangelii jesteśmy w stanie dojść do właściwych wniosków odnośnie doktryny o usprawiedliwieniu przez wiarę, tym bardziej że prawda ta oznacza po prostu przyjęcie wiarą tego, czego Bóg już dokonał dla upadłej ludzkości w życiu, śmierci i zmartwychwstaniu naszego Pana Jezusa Chrystusa. A przyszedł On, aby zbawić grzesznego człowieka nie jedynie od jednego, ale wszystkich aspektów grzechu. Oznacza to, że Jego celem było zbawić nas nie jedynie od winy i kary za grzech, ale także od mocy oraz niewoli grzechu, a wreszcie także od grzechu w sensie natury i jego w nas obecności. Boża sprawiedliwość dostępna przez wiarę musi obejmować wszystkie te elementy grzechu.
Według Biblii wiara, która usprawiedliwia jest również wiarą, która uświęca, a w przyszłości poprzez tę samą wiarę dokona się także uwielbienie (przemienienie) tych wszystkich wierzących, którzy wytrwają w tej wierze do końca. Słowo Boże oświadcza, że w ewangelii „usprawiedliwienie Boże bywa objawione, z wiary w wiarę, jak napisano: A sprawiedliwy z wiary żyć będzie (Rzym 1:17). Zwrot „z wiary w wiarę” oznacza, że ta Boża sprawiedliwość w każdym jej aspekcie dostępna jest wyłącznie przez wiarę. Podobnie to drugie użyte tu stwierdzenie, według którego „sprawiedliwy z wiary żyć będzie”, z pewnością nie oznacza, że przynoszenie owocu akceptacji prawdy o usprawiedliwieniu z wiary będzie miało miejsca dopiero w niebie, ale rozpoczyna się już w momencie gdy tylko grzesznik decyduje się wejść pod parasol sprawiedliwości Chrystusa. I to właśnie z tego powodu Paweł zawsze kończy swoje listy do zborów radami odnośnie tego jak chrześcijanie, którzy już zostali usprawiedliwienie powinni żyć. W praktyce codziennej rzeczywistości usprawiedliwienie z wiary sprowadza się do słów: „Z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie” (Gal 2:20). Ponieważ Chrystus jest „ten sam wczoraj, dzisiaj i na wieki” (Hebr 13:8), więc życie, którym żył On dwa tysiące lat temu w naszej wspólnej grzesznej naturze, jest w stanie prowadzić również dzisiaj w każdym kto wierzy. Dokonuje tego poprzez mieszkającego w nas Ducha Świętego. To również jest sprawiedliwość z wiary oraz moc Boża ku zbawieniu dla każdego kto wierzy (Rzym 8:11-14).
Lud Boży czasów końca uświadomi sobie to wszystko dopiero wówczas kiedy spełnione zostaną dwa warunki. Po pierwsze, musimy poprawnie zrozumieć i zaakceptować prawdę na temat ludzkiej natury Chrystusa. Musimy w końcu zdać sobie sprawę z tego, że przy wcieleniu Chrystus przyjął naszą upadłą naturę, która została zdominowana przez zakon grzechu, gdyż tylko w ten sposób mógł On w pełni zbawić ludzkość od grzechu w każdym jego aspekcie.
Po drugie, Boży kościół ostatków musi w pełni zrozumieć nowotestamentową definicje wiary. Niestety, wiara najczęściej definiowana jest jedynie jako „pokładanie ufności w Bogu”. To prawda, że prawdziwa wiara uwzględnia również ten ważny element, ale Nowy Testament nigdzie nie sugeruje, że wiara jest jedynie synonimem ufności, gdyż prawdziwa wiara jest czymś znacznie więcej.
Nowy Testament wyraźnie naucza, że autentyczna wiara obejmuje trzy podstawowe elementy, i każdy z nich musi być obecny w życiu wierzących, którzy doświadczają pełni prawdy o usprawiedliwieniu z wiary.
- Wiedza na temat prawdy, która jest w Chrystusie.
Jezus powiedział: „Poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi” (Jan 8:32). Oświadczenie to zostało wypowiedziane w kontekście naszego zniewolenia grzechem: „Ktokolwiek popełnia grzech jest niewolnikiem grzechu” (w.34). Paweł miał na myśli to samo, gdy napisał, że „wiara jest ze słuchania, a słuchanie przez słowo Chrystusowe” (Rzym 10:17).
- Przyjęcie wiarą prawdy, która jest w Chrystusie.
Fakt, że ktoś słyszy czy poznaje poselstwo ewangelii nie wystarcza do zbawienia, gdyż poznaniu temu musi towarzyszyć szczera wiara. Musimy pamiętać, że prawda ewangelii nierzadko koliduje z ludzkim sposobem rozumowania. Jezus jednak oświadcza, że „błogosławieni są ci, którzy nie widzieli a uwierzyli” (Jan 20:29). Autentyczna wiara nie poprzestaje jednak na mentalnej aprobacie prawdy ewangelii. Istnieje jeszcze jeden niezbędny warunek, który musi być spełniony zanim grzesznik doświadczy zbawienia w Chrystusie.
- Posłuszeństwo prawdzie, która jest w Chrystusie.
To właśnie ten element stanowi największą trudność w zrozumieniu pełnego znaczenia nowotestamentowej wiary. W wyniku ograniczenia wiary do pojęcia mentalnej akceptacji prawdy, wielu wpadło w pułapkę taniej łaski. Jest to wynik błędnego poglądu na temat tego czym jest doktryna o zastępczej śmierci Chrystusa. Zgodnie z tym poglądem Chrystus zbawił nas niosąc nasze grzechy na krzyż jedynie zastępczo. Jednakże takie zrozumienie ewangelii tworzy wielką przepaść między Chrystusem a grzeszną ludzkością. Poza tym, doktryna ta ogranicza zbawienie jedynie do odkupienia od winy i kary. Nauka taka jednak koliduje z tym czego naucza Słowo Boże, które wyraźnie mówi, że Chrystus „grzechy nasze sam w ciele swoim poniósł na drzewo, abyśmy, obumarłszy grzechom, dla sprawiedliwości żyli; jego sińce uleczyły was” (1Pt 2:24). Istnieje tu wyraźny związek i zależność pomiędzy Chrystusem niosącym nasze grzechy w swoim ciele (ludzkiej naturze) i naszą śmiercią dla grzechu. Jest tak, dlatego że śmierć Chrystusa była także naszą wspólną i solidarną śmiercią, ponieważ wszyscy ludzie umarli w Nim. I prawdziwa wiara wymaga nie tylko zrozumienia tego faktu, ale także posłuszeństwa oraz podporzadkowania się tej prawdzie (2Kor 5:14).
Tę samą myśl wyraża również Paweł kiedy oświadcza, że jesteśmy uwolnieni od mocy prawa przez naszą śmierć w Chrystusie (Rzym 7:4,6). Celem jednak tej śmierci nie było jedynie uwolnienie nas od potępienia, ale także uzdolnienie nas do przynoszenia owocu dla Boga oraz służenia Mu w nowości Ducha (w. 4,6).
Prawdziwe chrześcijaństwo to także uczestniczenie w Chrystusie i to tym ukrzyżowanym, i dlatego wiara musi zawierać też w sobie element posłuszeństwa prawdzie, która jest w Chrystusie, co też wielokrotnie i jasno wyraził apostoł Paweł w swoich listach (Rzym 1:5; 6:17; 10:16; 16:26; Gal: 5:7; 2Tes 1:8; Hebr 5:8,9; 1Pt 4:17).
Czym w takim razie jest to posłuszeństwo prawdzie? Z pewnością nie jest ono równoznaczne z przestrzeganiem przykazań, gdyż zachowywanie Bożego prawa może być wyłącznie wynikiem posłuszeństwa względem prawdy ewangelii. Posłuszeństwo prawdzie, która jest w Chrystusie jest zatem tym, co nas zbawia i subiektywnie usprawiedliwia. Należy tu jednak pamiętać, że takie zbawienie obejmuje również uwolnienie od mocy oraz niewoli grzechu. To zaś skutkuje w pojawieniu się owocu Ducha, którym jest miłości agape, będąca z kolei źródłem radości, pokoju, cierpliwości, łagodności, pokory czy wstrzemięźliwości (Gal 5:22-24).
Bycie posłusznym prawdzie ewangelii nie oznacza też czynienia czegokolwiek. Oznacza to raczej podporządkowanie swojej woli prawdzie, która już się dokonała, prawdzie, która ukryta jest w ukrzyżowanym Chrystusie. Posłuszeństwo to oznacza, że uznajemy i akceptujemy życie, śmierć oraz zmartwychwstanie Chrystusa jako nasze życie, śmierć oraz zmartwychwstanie. Święta historia Chrystusa zrealizowana w Jego człowieczeństwie objęła cały rodzaj ludzki. On jest drugim Adamem i jednocześnie drugim rodzajem ludzkim. Wiara zatem jest powiedzeniem „tak” na to, co Bóg uczynił dla nas w Chrystusie, a chrześcijanin to ktoś, kto tej prawdzie jest i pozostaje wierny (Efez 1:1).
Takie posłuszeństwo oznacza, że wszystkie aspekty naszego subiektywnego zbawienia wynikają z obiektywnego zbawienia, które dokonało się już w Chrystusie. Usprawiedliwienie przez wiarę zatem, to sprawiedliwość Chrystusa, która staje się skuteczna w wierzącym poprzez mieszkającego w nim Ducha Świętego (2Kor 3:17-18). A ponieważ Chrystus odkupił nas od grzechu w każdym jego aspekcie, to również i usprawiedliwienie przez wiarę obejmuje zbawienie od wszystkich aspektów grzechu, a nie jedynie od winy oraz potępienia.
Pamiętając o tym, zwróćmy teraz uwagę na to, jakie elementy obejmuje usprawiedliwienie przez wiarę w kontekście trzech aspektów zbawiania: usprawiedliwienia, uświęcenia oraz uwielbienia.
- Usprawiedliwienie.
Wraz z chwilą, gdy grzesznik poznaje ewangelię i wiarą okazuje jej posłuszeństwo, wtedy natychmiast doświadcza on tego, co Biblia określa mianem usprawiedliwienia przez wiarę (Rzym 3:28). Oznacza to, że subiektywnie przechodzi on od stanu potępienia do usprawiedliwienia, albo, jak to Chrystus wyraził, ktoś taki „przeszedł ze śmierci do życia” (Jan 5:24).
W wyniku tego wierzący doświadcza teraz pokoju z Bogiem, gdyż według Biblii „żadnego potępienia nie ma dla tych, którzy są w Chrystusie” (Rzym 5:1; 8:1). Jest tak, ponieważ Bóg uznaje takiego człowieka za doskonałego w Jego Synu, i to nie tylko pod względem postępowania i z punktu widzenia prawa, ale nawet w odniesieniu do jego natury, gdyż tego wszystkiego Chrystus już dla niego dokonał w ludzkiej reprezentacyjnej naturze obejmując każdą z tych trzech sfer.
Tak właśnie wygląda początkowy etap chrześcijańskiego doświadczenia. Wierzący zostaje uwolniony od lęku przed wieczną śmiercią (Hebr 2:14,15), dzięki czemu może powtórzyć słowa Pawła: „Dla mnie życiem jest Chrystus, a śmierć zyskiem” (Fil 1:21). Pokój z Bogiem oraz nadzieja wiecznego życia staje się podstawą jego chrześcijańskiego życia. Niestety, tak wielu adwentystów wciąż nie posiada tej pewności zbawienia, w wyniku czego nie są oni w stanie doświadczyć autentycznego uświęcenia, które umotywowane jest miłością a nie strachem przed karą, czy pragnieniem nagrody. W takiej sytuacji, nawet wyznawanie prze nich swoich grzechów skażone jest egocentryczną motywacją, co w oczach Bożych również uchodzi za grzech.
Przebaczenie jednak, choć jest czymś wspaniałym, nie stanowi wszystkiego, co jest niezbędne w celu zbawienia, gdyż Boże prawo wymaga od nas również doskonałego posłuszeństwa oraz doskonałej natury (1Kor 15:50). To jednak wierzący już posiada w Chrystusie, gdyż w naszym reprezentacyjnym ciele grzechu wypracował On już dla nas doskonałą sprawiedliwość i kompletnie odkupił tę naturę w swoim zmartwychwstaniu. W Nim jesteśmy absolutnie doskonali i w pełni kwalifikujemy się do nieba, zarówno już teraz, jak i w czasie sądu (Rzym 10:4).
- Uświęcenie.
Z chwilą, gdy wierzący zostaje usprawiedliwiony przez wiarę, Bóg posyła Ducha Świętego, aby w nim mieszkał. Duch Święty nie tylko przekonuje naszego ducha o tym, że teraz jesteśmy synami i córkami samego Boga oraz współdziedzicami wraz z Chrystusem (Rzym 8:16-17), ale obdarza On nas najwspanialszym ze wszystkich darów – darem Bożej miłości agape (1Kor 13). Wzmocniony zaś darem tej „nie szukającej swego” (w.5) miłości wierzący jest teraz w stanie postępować zgodnie z zaleceniem Chrystusa, by miłować nawet swoich nieprzyjaciół, błogosławić tym, którzy go przeklinają, czynić dobrze tym, którzy go nienawidzą i modlić się za tych, którzy go niesłusznie oskarżają i prześladują (Mat 5:44).
Miłość taka stanowi najmocniejszy argument w tym samolubnym i grzesznym świecie, gdyż dowodzi, że ewangelia to nie jedynie słowa, ale moc Boża ku zbawieniu (1Kor 4:20). To właśnie ta niesamolubna miłość jest tą światłością, która ma oświecić całą ziemie chwałą Chrystusa zanim nastanie koniec (Obj 18:1). Gdy tak się stanie, wtedy Bóg będzie mógł wreszcie oświadczyć, że Jego lud to ci, „którzy przestrzegają przykazań Bożych i wiary Jezusa” (Obj 14:12).
Kiedy czwarty anioł z 18 rozdziału księgi Objawienia przyłączy się do trzech aniołów z 14 rozdziału tej samej księgi, aby nadać mocy ich poselstwom, wówczas świadectwo to stanie się rzeczywistością, i świat zostanie oświecony Bożą chwałą. I wtedy nastanie koniec a wierzący będą mogli doświadczyć chwały przemienienia, co będzie jednocześnie ostatnim etapem w ich doświadczeniu zbawienia w Chrystusie.
Nie wolno nam zapominać o tym, że choć ewangelią wieczną jest to, czego Chrystus już dokonał dla upadłej ludzkości podczas swojej ziemskiej misji, to celem tej ewangelii jest coś więcej niż jedynie zbawienie grzesznych ludzi od winy i kary za grzech. Zbawiając nas w Chrystusie Bóg miał również na celu odnowienie w nas Jego obrazu, który został w nas zatarty w wyniku grzechu.
Grzech nie tylko pozbawił ludzkość życia, ale ograbił nas również z Bożej chwały (Rzym 3:23). Z tego też powodu, celem ewangelii jest nie tylko przywrócenie nam wiecznego życia, ale odnawia on w nas również Bożą chwałę (2Kor 3:17,18). To odnowienie rozpoczyna się z chwilą, gdy zostajemy usprawiedliwieni przez wiarę. Następnie dzieło to jest stale urzeczywistniane na etapie naszego uświęcenia, aż wreszcie proces ten zostanie w pełni zrealizowany przy powtórnym przyjściu Chrystusa, kiedy to będzie miało miejsce uwielbienie wszystkich wierzących.
Gdy apostoł Paweł oświadcza, że jako wierzący znajdujemy się pod łaską (Rzym 5:1,2), to nie ma on jedynie na myśli tego, że mamy zagwarantowany bilet do nieba, ale również to, że teraz mamy dostęp do Bożej łaski (mocy), abyśmy dzięki niej mogli odbijać chwałę Bożego charakteru (w.3). Do wniosku tego dochodzimy uważnie analizując Rzym. 5: 1-3, ponieważ użyte tutaj słowo „łaska” jest synonimem Bożej mocy (1Kor 15:9,10; 2Kor 12:7-9; Efez 3:1-12).
Oczywiście, w procesie uświęcenia nie zmienia się nasza natura, która pozostaje grzeszna aż do końca. Uświęcenie zatem prowadzi do stopniowego przeobrażenia nie natury, ale naszych charakterów na podobieństwo charakteru Chrystusa, i to pomimo obecności w nas zakonu grzechu, który aż do powrotu Pana będzie zawsze naszym największym wrogiem.
- Uwielbienie.
Jest ono ostatecznym urzeczywistnieniem zbawienia oraz błogosławioną nadzieją usprawiedliwienia z wiary, której z utęsknieniem wypatrują wszyscy wierzący. Podczas gdy usprawiedliwienie obdarza wierzących prawem do zbawienia, a uświęcenie przystosowuje nas do życia w niebie, to uwielbienie sprawi, że niebo stanie się rzeczywistością. Usprawiedliwienie przez wiarę daje nam pokój z Bogiem, jako że Chrystus stał się „końcem zakonu, aby był usprawiedliwiony każdy, kto wierzy” (Rzym 10:4). Uświęcenie zaś stanowi demonstrację zbawiającej mocy ewangelii (2Kor 3:17-18), a uwielbienie usunie z naszych natur zakon grzechu.
Jednakże wszystkie te trzy elementy stanowią wynik Bożej zbawiennej łaski darowanej nam – grzesznikom w Chrystusie, który przyjął naszą upadłą naturę, odkupiwszy ją swoim życiem, śmiercią i zmartwychwstaniem. I to właśnie z tego powodu, „człowieczeństwo Jezusa Chrystusa jest dla nas wszystkim” (Selected Messages 1, 244).